Premium

Wciskali listy w szparę gabinetu psychologa. "Ten sekret zjadał mnie od środka"

Zdjęcie: Shutterstock

- Problemy psychiczne młodych ludzi wydawały mi się czymś odległym, czymś, co nie dotyczy mnie przecież bezpośrednio. A tu nagle ten temat stał się realny i miał twarz mojej ukochanej przyjaciółki. Nastolatków najpierw porywa samotność, a potem więzi ich depresja. Nie chcemy, by wśród nas był ktoś, kto z tego powodu może umrzeć - mówi Marcelina Maciąg, uczennica, która wymyśliła "Niebieską skrzyneczkę zdrowia psychicznego". 

Już 100 tysięcy uczniów za pomocą skrzyneczki może zgłosić w szkole swój problem. Bezpiecznie i, jeśli chcą, anonimowo. 

  • 120 szkół na Mazowszu zamontowało "Niebieską skrzyneczkę zdrowia psychicznego". Niedługo dołączą kolejne województwa (m.in. Zachodniopomorskie, Małopolskie czy Podkarpackie). Skrzynka ma ułatwić uczniom zgłaszanie problemów, również tych bardzo poważnych, o których trudno głośno rozmawiać. 
  • Na pomysł skrzyneczki wpadła maturzystka z Warszawy Marcelina Maciąg. Przez sześć lat ukrywała pewien sekret, którego finał mógł być tragiczny. Bała się komukolwiek o nim powiedzieć.  
  • Czego najbardziej potrzebują młodzi ludzie? Odpowiedź Marceliny jest prosta, ale właśnie o to wśród młodych najtrudniej. Bo czy można coś zrobić, gdy ktoś boi się jeść obiad w szkole?

Iga Dzieciuchowicz: Tam, gdzie są "niebieskie skrzynki zdrowia psychicznego" uczniowie anonimowo lub pod nazwiskiem mogą opisać w liście nurtujący ich problem i wrzucić go do skrzynki. Zgodnie z założeniami projektu na pomoc powinien ruszyć szkolny psycholog lub inna osoba wyznaczona przez dyrekcję szkoły. Masz 18 lat, w tym roku zdajesz maturę, a "Niebieska skrzynka" to twoja inicjatywa. Jak wpadłaś na ten pomysł?

Marcelina Maciąg: Wiąże się z nim moja osobista historia. Jestem jedynaczką, mam bardzo wspierających rodziców, którzy zawsze zachęcali mnie do próbowania nowych rzeczy. W szkole podstawowej byłam inicjatorką różnych działań na rzecz szkolnej społeczności, osobą, do której dzieci zgłaszały się z różnymi problemami. Zawsze wiedziałam, jak pomóc, pocieszyć czy doradzić, były to jednak zwykłe szkolne sprawy.

Marcelina MaciągArchiwum Marceliny Maciąg

Pewnego dnia zdarzyło się jednak coś, co chyba na zawsze mnie zmieniło. W siódmej klasie podstawówki miałam przyjaciółkę. Nasi rodzice się znali, chodziłyśmy do siebie na nocowanki, byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Zauważyłam, że przyjaciółka, która do tej pory była bardzo poukładana, przestała odzywać się na lekcjach, robić prace domowe. Zmienił się też, właściwie z dnia na dzień, jej sposób ubierania się. Przestała nosić kolorowe ciuchy, wszystko, co zakładała, było w czarnym kolorze. Miała starsze rodzeństwo, więc myślałam, że to może taki jej krok w "dorosłość" albo jakaś moda. Widziałam też, że jest smutna, wycofana. Dopytywałam ją, co się dzieje. Na przerwie zawołała mnie, pamiętam tę chwilę, jakby to było wczoraj. Byłyśmy w szkolnej łazience. Rozpłakała się, podniosła bluzkę i pokazała mi rany po samookaleczeniach. Powiedziała, że myśli o samobójstwie. Nie chciała powiedzieć, co się stało, dlaczego ma takie myśli. Prosiła, bym nikomu o tym nie mówiła.

Co wtedy myślałaś?

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam