- Polityka w starym stylu odeszła do lamusa, dziś liczą się emocje. Gdyby Donald Trump był klasycznym politykiem, to jego kariera skończyłaby się w 2015 roku. Już wtedy miał tyle kontrowersyjnych wypowiedzi, że według wszelkich reguł polityki nigdy nie powinien do niej wrócić. A wraca, bo Trump to marka, rodzaj brandu. Dla Amerykanów może i jest odrobinę szalony, ale ludzie się do niego przywiązali i jego wyskoki nie są brane na poważnie. Amerykanie myślą: on już taki jest, wolno mu więcej - uważa dr Maciej Turek, amerykanista i politolog z Katedry Amerykanistyki UJ.
- Donald Trump zwycięża wyścig o fotel prezydenta USA. Według ekspertów obóz demokratów w najbliższym czasie będzie miał sporo tematów do przemyślenia.
- Niektóre wyniki sondaży zaskakują. Na przykład ten, który pokazuje, że Kamala Harris straciła poparcie wśród osób o innym niż biały kolorze skóry, w tym wśród mężczyzn Latynosów. Dlaczego?
- Dr Maciej Turek: "Trump to nie tylko brand, ale i lider ruchu politycznego. A przeciw liderom ruchu bardzo trudno prowadzić kampanię wyborczą, bo oni wyrastają ponad bieżącą politykę. Grają nie tyle na boisku polityki, co na boisku historii".
- Decydujące punkty zwrotne kampanii? Wcale nie zamach na Trumpa.
Od wczoraj wiadomo już, że 45. prezydent USA Donald Trump zostanie również prezydentem 47.
Po raz pierwszy od 130 lat zdarza się sytuacja, w której urząd obejmie ten sam polityk po czteroletniej przerwie (pierwszym był demokrata Grover Cleveland, który rządził w latach 1885-1889, przegrał, a potem znów zwyciężył w roku 1893).
Choć nadal trwa liczenie głosów, wiemy już, że Trump zdobył 276 głosów elektorskich, a Kamala Harris - 223. Procentowy rozkład głosów to 51 procent dla kandydata republikanów i 47,7 procent na kandydatkę demokratów. Choć sondaże wskazywały, że walka będzie wyrównana, bardzo szybko okazało się, że faworytem jest Trump. Według sondaży CNN prowadzi w 27 stanach. Wygrał m.in. w Georgii (16 głosów elektorskich), Karolinie Północnej (16), Pensylwanii (19) i Wisconsin (10), czyli w czterech z siedmiu kluczowych stanów, które zdecydują o wyniku głosowania.
Trump to nie tylko marka
Kto jak głosował? Jest tu trochę zaskoczeń. Według danych exit poll 60 procent osób wykształconych zagłosowało na Harris, a Amerykanie bez wyższego wykształcenia pozostali wiernym elektoratem kandydata republikanów.
Na Trumpa głosowali też mężczyźni. Jak głosowały kobiety? Odsetek kobiet, które głosowały na Harris wbrew prognozom nie był o wiele wyższy od głosów oddanych na Trumpa (według sondaży exit poll to 54 procent do 44). Na Harris zagłosowały białe kobiety z wyższym wykształceniem (oddanych na nią głosów w tej grupie było więcej o 20 punktów procentowych), czarne kobiety oddały głos na kandydatkę demokratów aż w 92 procentach. Harris straciła jednak głosy wśród mężczyzn Latynosów, a czarni mężczyźni oddali na nią 78 procent głosów.
Dlaczego? Eksperci mówią, że nie ma tu łatwych odpowiedzi, a o wyborze prezydenta zdecydowało wiele zmiennych, a także… emocje. Zdaniem dr. Macieja Turka, amerykanisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego, racjonalna polityka w starym stylu odeszła już do przeszłości.
Dr Maciej Turek: - Gdyby Donald Trump był klasycznym politykiem, to jego kariera skończyłaby się w 2015 roku. Już wtedy miał tyle kontrowersyjnych wypowiedzi, że według wszelkich reguł polityki nigdy nie powinien do niej wrócić. A wraca, bo Trump to marka, rodzaj brandu. Dla Amerykanów może i jest odrobinę szalony, ale ludzie się do niego przywiązali i jego wyskoki nie są brane na poważnie. Amerykanie myślą: on już taki jest, wolno mu więcej. Kamala Harris w tych nowych czasach wypadła zbyt powściągliwie, media oceniają ją zresztą inaczej. Trumpowi wybacza się więcej. Bo Trump to nie tylko brand, ale i lider ruchu politycznego. A przeciw liderom ruchu bardzo trudno prowadzić kampanię wyborczą, bo oni wyrastają ponad bieżącą politykę. Grają nie tyle na boisku polityki, co na boisku historii.
Trump straszył socjalizmem
Ekspert podkreśla, że kwestią, o której już zaczyna się mówić, są głosy oddane przez czarnoskórych Amerykanów.
- W amerykańskich mediach przypomina się, że Hillary Clinton konsekwentnie podkreślała, że jest pierwszą kobietą, która kandyduje na urząd prezydentki USA. Harris zupełnie przemilczała historyczne znaczenie swojej kandydatury i to nie zdało egzaminu. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że mniej głosów ze strony czarnoskórych mężczyzn to kwestia płci, ale jest tu tyle zmiennych, że każda z nich może być decydująca - mówi dr Turek.
- Ważne wydaje mi się to, że Trump silnie akcentował w swojej kampanii tematy gospodarcze, a według wielu Amerykanów prezydentura Joe Bidena pod tym względem przebiegała pod kreską. Wysoka inflacja wprawdzie spadła w ostatnich miesiącach, ale chyba trochę za późno, by tutaj wywołać jakiś długotrwały efekt - dodaje amerykanista z UJ.
- No i kwestia nielegalnej imigracji, która okazała się w tych wyborach dla Amerykanów ważniejsza niż kwestia demokracji czy prawa do aborcji. Warto zauważyć jednak, że młodzi wyborcy w najwyższym stopniu poparli Harris. Trump za to wygrał wśród wyborców, którzy głosowali po raz pierwszy - mówi dr Turek.
Andrzej Kohut - amerykanista, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich i autor książki "Bitwa o Amerykę" - zauważa, że prostego przełożenia na wybór danego kandydata nie mają już kwestie związane z pochodzeniem etnicznym. Według danych Harris przegrała na przykład wśród latynoskich mężczyzn.
- Wzrósł odsetek wyborców latynoskich głosujących na kandydata republikanów. Dlaczego? Nawet jeżeli te konserwatywne wartości w jego prywatnym życiu nie były aż tak bardzo wyraźnie widoczne, to jednak dla konserwatywnego elektoratu latynoskiego może być to korzystny aspekt. Trump i jego obóz już w 2020 roku bardzo skutecznie straszyli wizją socjalizmu, który ma wprowadzić obóz demokratyczny, co budzi szczególnie złe skojarzenia wśród takich mniejszości, jak ludzie o pochodzeniu kubańskim czy wenezuelskim - mówi Kohut.
I dodaje, że na głosy latynoskie na Donalda Trumpa patrzymy w niedoskonały sposób.
- Patrzymy na nie przez pryzmat wypowiedzi Trumpa dotyczących nielegalnych imigrantów, którzy przybywają z Meksyku. Błędnie zakładamy, że ci wyborcy latynoskiego pochodzenia w swojej masie utożsamiają się właśnie z nimi. A tak zupełnie nie jest. Oni często myślą o sobie jako o obywatelach Stanów Zjednoczonych, więc patrzą na tych ludzi, którzy nielegalnie przekraczają granicę, jako na ewentualną konkurencję w miejscu pracy. Więc im wcale aż tak bardzo nie zależy na łagodniejszej polityce imigracyjnej - uważa Kohut.
Demokraci mają o czym myśleć
Dr Turek podkreśla, że obóz demokratyczny w USA będzie miał teraz wiele tematów do przemyślenia.
- Śledziłem media amerykańskie, które relacjonowały stanowisko niezależnych wyborców z różnych stanów. I oni podkreślali, że Trump jest dla nich gwarantem Ameryki silniejszej gospodarczo, a Harris nie powiedziała niczego, co by ich przekonało. W trakcie kampanii zachowywała się jak prawnik na sali sądowej, na pytanie, co by zmieniła w prezydenturze Joe Bidena odpowiedziała, że właściwie to nic. To był spory błąd, bo wiele uwag do tej prezydentury było też w obozie samych demokratów. Nie skrytykowała Bidena, pozostała lojalna. Ale to jest polityka, krytyka nie byłaby tu niczym osobistym. Decydującym momentem kampanii była debata, która pokazała, że kandydata trzeba zmienić. Niecałe cztery miesiące na przygotowania dla Harris to było za mało.
CZYTAJ TEŻ: AMERYKAŃSKA GRA PREZYDENCKIM ZDROWIEM >>>
Kohut uważa, że przełomowym elementem kampanii była już sama decyzja Bidena o ponownym kandydowaniu.
- Tą decyzją Biden mocno skomplikował życie demokratom. Drugim istotnym momentem była pamiętna debata, która właściwie pogrzebała jego kandydaturę. Czy zamach na Trumpa miał znaczenie? Nie, według mnie był mocno przeceniany i szybko o nim zapomniano. Trzecim ważnym momentem kampanii była zmiana w obozie demokratycznym i myślę, że w tych wydarzeniach należy upatrywać wygranej Trumpa. Na niekorzyść demokratów działała jednak bardzo trudna sytuacja gospodarcza, za którą nie ponoszą pełnej odpowiedzialności w tym sensie, że nie oni spowodowali pandemię, ani nie oni spowodowali wojnę, które się przełożyły na trudną sytuację gospodarczą w Stanach Zjednoczonych. Ale to nic nadzwyczajnego, to dzieje się w wielu państwach. Gdy sytuacja gospodarcza jest zła, to automatycznie o wiele łatwiej jest obwiniać o to aktualnie rządzących - mówi Kohut.
Co dalej?
11 grudnia to termin, do którego władze stanów muszą wskazać grupy elektorów. Będą one reprezentować stany w głosowaniu Kolegium Elektorów, które formalnie wybiera prezydenta. Kilka dni później, 17 grudnia, elektorzy będą musieli oddać głos na kandydatów na prezydenta i wiceprezydenta. Ich obowiązkiem jest też wysłanie głosów do przewodniczącej Senatu (jest nią obecna wiceprezydent Kamala Harris), a także do Archiwistki Stanów Zjednoczonych). Egzemplarzy tych głosów musi być sześć i muszą dotrzeć tam do 25 grudnia, następnie Archiwistka musi je wysłać do Kongresu do 3 stycznia. To dzień, w którym ma odbyć się inauguracja nowego parlamentu. 6 stycznia zaś odbędzie się posiedzenie połączonych izb Kongresu, liczenie głosów elektorskich i zatwierdzenie wyniku wyborów.
20 stycznia ustąpi obecny prezydent, a swoją kadencję rozpocznie Donald Trump.
Ekspertów pytaliśmy też o to, jakie mogą być pierwsze decyzje prezydenta Donalda Trumpa. Odpowiedzieli zgodnie, że trudno to przewidzieć, ale raczej spodziewają się decyzji dotyczących spraw wewnętrznych, np. kwestii imigracji.
Donald Trump zwycięża wyścig o fotel prezydenta USA. Według ekspertów obóz demokratów w najbliższym czasie będzie miał sporo tematów do przemyślenia.
Niektóre wyniki sondaży zaskakują. Na przykład ten, który pokazuje, że Kamala Harris straciła poparcie wśród osób o innym niż biały kolorze skóry, w tym wśród mężczyzn Latynosów. Dlaczego?
Dr Maciej Turek: "Trump to nie tylko brand, ale i lider ruchu politycznego. A przeciw liderom ruchu bardzo trudno prowadzić kampanię wyborczą, bo oni wyrastają ponad bieżącą politykę. Grają nie tyle na boisku polityki, co na boisku historii".
Decydujące punkty zwrotne kampanii? Wcale nie zamach na Trumpa.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA/CAROLINE BREHMAN