- Mydło popłynęło na wakacje, oszczane sedesy mówią "dzień dobry" - tak uczniowie opisują stan toalet w polskich szkołach publicznych. Nauczyciele skarżą się na niskie budżety, a remont łazienki graniczy z cudem. Efekt? Co trzeci uczeń unika korzystania z toalety.
Uczniowie nie przebierają w słowach: toalety w polskich szkołach to "syf, kiła i mogiła". Na dowód wysyłają zdjęcia wnętrz łazienek. Widać na nich brudne sedesy, w niektórych toaletach nie ma deski do siedzenia. Nie ma też zamków w kabinach, papieru toaletowego czy mydła. Są za to mokre i lepiące się podłogi, a nawet dziury w drzwiach. Jeden z uczniów krakowskiego liceum wysyła fotkę z podpisem: "To moje ulubione". Sedes wygląda na nim tak, jakby ktoś porąbał go siekierą. Ale są też inne zdjęcia. W jednym z warszawskich techników dyrektor postanowił zamontować w łazienkach… kamery.
Kto jest odpowiedzialny za stan toalet? Wszyscy, czyli nikt. Nauczyciele wskazują na uczniów, uczniowie piszą wnioski o kontrolę do sanepidu, Ministerstwo Edukacji i Nauki odsyła do samorządów.
Sam minister Przemysław Czarnek toaletami interesuje się tylko wtedy, gdy temat dotyczy seksualności. Jak pod koniec maja, gdy dowiedział się, że w jednym ze stołecznych liceów powstała toaleta dla osób niebinarnych. - Szaleństwo postmodernizmu, neomarksizmu - skomentował.
O stan czystości samego miejsca nie pytał. Odgrażał się za to, że zapyta dyrekcję, po co robić "takie akcje".
Tymczasem jedno jest pewne: wielu polskich uczniów woli poczekać z potrzebą fizjologiczną na powrót do domu niż skorzystać ze szkolnej toalety. Potwierdzają to badania.
No chyba że chodzą do "słynnej" szkoły w Zabrzu, gdzie toalety wyglądają godnie. Za co na "odpowiedzialnych za ten stan rzeczy" spadł hejt.
Na zamkniętej grupie na Facebooku pytam uczniów o stan toalet w ich szkołach.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam