Wiecie, ile to jest pół roku w życiu dziecka? - pyta nauczyciel. Po wakacjach poprzedzonych miesiącami zdalnej edukacji do szkół wrócili uczniowie. Inni, niektórzy nie do poznania - zagubieni, zdekoncentrowani, pozbawieni motywacji. Z badań wynika, że czytają gorzej, niż powinni, liczą jakby wolniej, najmłodsi zapomnieli, jak trzymać ołówek. Wszyscy coś stracili, najwięcej ci, którzy "wypadli z systemu", ci bez obecnych rodziców i porzuceni przez państwo.
Ilu ich jest? Nikt nie policzył. Mogłoby Ministerstwo Edukacji Narodowej, ale twierdzi, że nie musi.
Czy ktoś się o nich upominał? Tak, między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich i organizacje pozarządowe.
Czy ktoś szukał dzieci, które "przepadły" po wiosennym zamknięciu szkół z powodu koronawirusa? Bywało, że nauczyciele pukali do ich drzwi nawet wtedy, gdy niewskazane było wychodzić z domów.
My o nich napisaliśmy 23 kwietnia, gdy nauka zdalna trwała już sześć tygodni. O garstce. O siedmiolatce, która wstydziła się swojej biedy i jej rówieśniku bez dostępu do maila, o czwartoklasistach z romskiego osiedla, ósmoklasistce z Ukrainy i 17-latku ze zdiagnozowaną wcześniej depresją.
Wiosną "wypadli z systemu", byli offline. Czy wrócili? Co stracili i czy będą w stanie to nadrobić? Zapytaliśmy o to nauczycieli, z którymi rozmawialiśmy wiosną.
Dzwonimy: - Pani Kasiu, czy ta siedmioletnia dziewczynka, której nie mogliście znaleźć wiosną, wróciła do szkoły?
- Wróciła, ale tak naprawdę nie opanowała materiału z pierwszej klasy. Ma problemy z usiedzeniem w ławce, trzymaniem przyborów do pisania, o czytaniu nie wspominając. Przepuściliśmy ją do drugiej klasy, bo w pracy nauczyciela nie chodzi o to, by tak małemu dziecku mówić, że niczego nie umie. Ale prawdziwe kłopoty przed nami – wzdycha Kasia, anglistka ze szkoły podstawowej z Gdyni.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam