Stary, wcześniej to mi było nawet głupio przyjeżdżać i proponować, no ale ku… a przy tym? – mówi pośrednik z krakowskiego półświatka. Wyciąga telefon i pokazuje jednemu z dziennikarzy wiadomość: "1 milion złotych". Taką propozycję usłyszeli reporterzy "Superwizjera" TVN podczas pracy nad reportażem o giełdach kryptowalut w Polsce. Kto i dlaczego był gotów zapłacić tak gigantyczną łapówkę, żeby reportaż się nie ukazał? Żeby móc pozostać w cieniu? Przedstawiamy ustalenia kilkumiesięcznego śledztwa reporterów "Superwizjera" TVN, Michała Fuji i Patryka Szczepaniaka.
Świat kryptowalut przypomina legendarne El Dorado, miejsce niezliczonych bogactw i fortun. Tysiące cyfrowych walut, z których najpopularniejszą jest bitcoin, dają śmiałkom wiarę w nieograniczone możliwości szybkiego pomnożenia majątku. Szacuje się, że wartość wszystkich pozostających w obiegu bitcoinów to nawet 160 miliardów dolarów.
– Kryptowaluty powstały ponad dziesięć lat temu jako narzędzie, które miało uwolnić ludzkość od dyktatu rządów, banków i systemów finansowych. Pierwsi użytkownicy i zwolennicy kryptowalut to były osoby, które chciały walczyć z systemem. Chciały one uciec od wszechobecnego nadzoru instytucji finansowych. Jeżeli ktoś w to uwierzył, zainwestował, "wykopał", kupił, to w ciągu paru miesięcy mógł zarobić dziesięć i dwadzieścia tysięcy procent – opowiada o szalonych początkach cyfrowych walut Adam Haertle, ekspert ds. bezpieczeństwa informacji oraz redaktor naczelny portalu zaufanatrzeciastrona.pl.
Bitcoiny w Polsce? "Wszedł nam temat"
W środowisku kryptowalut przyjęło się, że maszyny wydobywające cyfrowe waluty nazywa się koparkami. Stąd też alegoria do górnictwa. Wykopać cyfrową walutę? Brzmi absurdalnie, ale jest to jak najbardziej możliwe. Wydobywanie kryptowalut polega na udostępnianiu mocy obliczeniowych swojego komputera do rozwiązywania skomplikowanych równań matematycznych. Z takich usług korzystają np. uniwersytety czy firmy farmaceutyczne. W cyfrowym świecie każdy bajt to pieniądz, tylko cyfrowy. A wynagrodzeniem za wykonaną pracę jest właśnie bitcoin, ethereum czy litecoin.
A co jeśli ktoś chce po prostu kupić bitcoiny za gotówkę? Z pomocą przychodzą giełdy kryptowalut. To tam w kilka chwil można kupić dowolną cyfrową walutę. Katowicki BitBay reklamuje się jako największa taka giełda w Polsce. Jej założycielem i prezesem jest 32-letni Sylwester Suszek. O jego majątku krążą legendy, a on sam podgrzewa atmosferę chwaląc się drogimi samochodami i brylując w branżowych mediach. W swoich planach ma również budowę wieżowca w Katowicach o nazwie "Suszek Tower".
- Spełniły się wszystkie moje marzenia i z tym się zgadzam w stu procentach. Nigdy nie lubię mówić o pieniądzach, ale jeśli chodzi o luksusy, to takie rzeczy jak helikopter, sportowe samochody, domy i mieszkania mam – chwali nam się Suszek podczas rozmowy.
Zaprosił nas do siedziby giełdy przy ulicy Kępowej w Katowicach. Budynek naprzeciwko lokalnego supermarketu z szarzyzny wyróżnia ekran ledowy z napisem "BitBay największa giełda bitcoinów" i rząd luksusowych samochodów przed wejściem. Wewnątrz obowiązują rygorystyczne zasady, niektórych miejsc nie możemy oglądać ze względu na bezpieczeństwo i anonimowość pracowników. Część z nich odpowiada za pilnowanie, by przez giełdę nie przechodziły pieniądze pochodzące z przestępstw. Anonimowość jest gwarancją bezpieczeństwa pracowników oraz pieniędzy użytkowników. Każde drzwi są otwierane czytnikiem linii papilarnych i magnetyczną kartą. Kamery monitoringu obserwują wszystko i wszystkich.
- Złotówka jest czwartą największą walutą, do której wymienia się bitcoiny – opowiada Suszek. – Dlaczego tak jest? – Bo my Polacy tacy jesteśmy. Po prostu "siadł nam temat" – wyjaśnia.
Za biurkiem Sylwestra Suszka wisi obraz. Widzimy na nim jego samego ubranego w kombinezon kosmonauty, trzyma w dłoni piwo i obserwuje Ziemię wyłaniającą się zza horyzontu. Jest na Księżycu. – Ten obraz pokazuje mnie, ale nie przy kursie 20 tysięcy dolarów za bitcoina, ale przy milionie – dopowiada prezes BitBaya.
- Patrzcie, tu są różnego rodzaju podziękowania. "Aspekty przestępczości teleinformatycznej", które wykładałem na Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Podziękowania dla mnie za "techniki i aspekty przestępczości teleinformatycznej pod kątem cyberprzestępczości". Współpracowaliśmy też z Ministerstwem Cyfryzacji - pokazuje zdjęcia i dyplomy.
Suszek wyciąga fotografię kilkudziesięciu osób stojących pod akademikiem szkoły policyjnej i dodaje: - To są ludzie, których szkoliłem. Prowadziłem nie tylko same wykłady, ale również ćwiczenia.
Rzeczywistość przedstawiana przez Sylwestra Suszka nie wygląda jednak tak różowo. Pod koniec 2018 roku Komisja Nadzoru Finansowego wpisała giełdę BitBay na listę ostrzeżeń publicznych. Urzędnikom KNF nie spodobało się, że giełda świadczyła usługi płatnicze bez wymaganych zezwoleń. Grozi za to grzywna w wysokości nawet do pięciu milionów złotych. Komisja zwróciła też uwagę, że przez brak odpowiednich regulacji, giełdy kryptowalut działają poza jakimkolwiek nadzorem. Sytuacja jest paradoksalna, w Polsce nie istnieje prawo regulujące obrót kryptowalutami. Każdy podmiot zajmujący się handlem nimi, musi liczyć się z funkcjonowaniem w prawnym niebycie. Z kolei KNF przy powstaniu kolejnych giełd praktycznie automatycznie wpisuje je na listę ostrzeżeń. Zmusiło to właścicieli do przeniesienia biznesu na Maltę, a później do Estonii, gdzie prawo reguluje obrót kryptowalutami. BitBay w Polsce pozostałe szyldem marketingowym dla całej działalności.
Kłębowisko żmij
Historia rynku kryptowalut i kolejne afery, które nim wstrząsały, wyraźnie pokazują, dlaczego tak ważne jest zaufanie do osób stojących za każdym nowym biznesem w tym środowisku. Dr Ruja Ignatova to bułgarska bizneswoman, okrzyknięta przez magazyn "The Times" twórczynią największego oszustwa finansowego w historii świata. Stworzyła cyfrową walutę OneCoin i gdy zebrała prawie 4 miliardy funtów od inwestorów, zniknęła bez śladu w 2017 roku. Do dziś jest poszukiwana listami gończymi na całym świecie. Wcześniej, z japońskiej giełdy Mt Gox, odpowiadającej za większość światowego obrotu bitcoinem, skradziono kryptowaluty o wartości ok. dwóch miliardów dolarów.
- W mojej ocenie większość biznesów kryptowalutowych dzisiaj stara się tworzyć pozory całkowitej legalności ich operacji. Natomiast mimo iż te firmy zachowują takie pozory, jestem przekonany, że gdybyśmy podnieśli tę klapkę, to pod spodem zobaczymy kłębowisko żmij i węży – komentuje Adam Haertle.
Podobne historie mogliśmy obserwować również w Polsce. W roku 2016 upadła jedna z pierwszych działających na naszym rynku giełd – łódzki Bitcurex. Trzy lata później upadek zaliczył olsztyński Bitmarket. Kryptowaluty należące do klientów giełdy rozpłynęły się w powietrzu. Miały wartość nawet stu milionów złotych. Ciało współwłaściciela giełdy, Tobiasza Niemiro, odnaleziono nad pobliskim jeziorem z raną postrzałową głowy. Prokuratura wciąż bada okoliczności jego śmierci i nie wyklucza udziału osób trzecich.
- W zasadzie ani w jednym, ani w drugim przypadku, mimo wielu prób dojścia do tego, co się stało, dalej nikt nie wie, w jaki sposób doszło do upadku całkiem przyzwoicie działających podmiotów – mówi Haertle.
W ściganiu przestępstw związanych z kryptowalutami prokuratury wydają się całkowicie bezradne. Po czterech latach śledztwo w sprawie upadku łódzkiej giełdy Bitcurex zostało zawieszone. Prokuraturze nie udało się ustalić, czy giełda została okradziona przez hakerów, czy może przez właściciela. Wiadomo natomiast, że pieniądze zostały wytransferowane przy użyciu konta na katowickiej giełdzie BitBay.
Jak nie stracić pieniędzy zainwestowanych w kryptowaluty? Przede wszystkim, po zakupie ich np. na giełdzie, od razu należy wytransferować je gdzie indziej. We wszystkich poradnikach mówiących o inwestowaniu w cyfrowe waluty pojawiają się pojęcia "zimnego portfela" oraz "gorącego portfela". Jedno i drugie to aplikacja na smartfona czy komputer. "Zimny" to ten bezpieczniejszy, bo jest pozbawiony łączności z internetem, uniemożliwiając jakiekolwiek ataki hackerskie. Inwestycja w kryptowaluty jest zawsze obarczona olbrzymim ryzykiem. Coś co dzisiaj kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, jutro może być warte grosze. Rynek ten jest niezwykle podatny na emocje i nastroje społeczne.red.
Profesor Krzysztof Piech zajmuje się badaniem cyfrowych walut i szuka sposobów na wprowadzenie ich do powszechnego obiegu w Polsce. Na co dzień jest dyrektorem Centrum Technologii Blockchain w Uczelni Łazarskiego w Warszawie. – Oprócz ataków hakerskich, najczęściej można byłoby mówić o schemacie nazywanym exit-scam. Czyli zamknięcie giełdy pozorując atak hackerski na nią – tłumaczy.
Exit-scam polega na wykreowaniu wiarygodnego podmiotu obracającego cyfrową walutą. Te schematy najczęściej działają na ludzi "z ulicy", a nie zawodowych graczy na tym rynku. Zwabieni szybkim zarobkiem, inwestują nierzadko oszczędności życia. Gdy podmiot obracający bitcoinami zbierze wystarczającą ilość cyfrowej waluty, rozpływa się w powietrzu. A skoro cyfrowe waluty są częściowo anonimowe, to namierzenie dokąd je przelano, pozostaje niemożliwe.red.
- Przestępcy szukają nowych metod ukrywania swoich środków i są dosyć sprawni technicznie. A jeżeli nie są, to znajdują kogoś, kto im pomaga – dodaje Haertle.
Koledzy ze Śląska
Oficjalna historia powstania giełdy BitBay mówi o trzech kolegach zafascynowanych biznesem i nowymi technologiami. Sylwester, Jacek i Mateusz pochodzą z Piekar Śląskich. Znają się jeszcze od czasów szkolnych. Sylwester Suszek został twarzą interesu. Pieniądze na start miał wyłożyć za niego ojciec, emerytowany górnik. Gdy odwiedziliśmy go w domu na Śląsku, nie był w stanie nic powiedzieć o bitcoinach. Mimo jego podpisów pod protokołami z walnych zgromadzeń wspólników, twierdził, że nigdy na nich nie był i nic nie podpisywał. Swój wkład w BitBaya komentuje: - Ja byłem tylko finansjerą.
Udziały Jerzego S., które później odsprzedał synowi, wynosiły 15 procent kapitału spółki. Szkolni koledzy Sylwestra Suszka - Jacek i Mateusz mieli kolejno po 15 procent i 35 procent udziałów. W Krajowym Rejestrze Sądowym odnajdujemy jeszcze jednego, pozostającego w cieniu inwestora – Marka K. Mężczyzna ma bogatą przeszłość kryminalną. Posiadając 35 procent udziałów w giełdzie, przez trzy lata pozostawał jej wiceprezesem. Udaje nam się go złapać w grudniu 2019 roku w Gliwicach. Próbujemy porozmawiać o jego roli w spółce BitBay. – Jak już jesteście tak zdeterminowani, a widzę, że jesteście, to zanim się z wami spotkam, to jeszcze raz muszę to z mecenasami przegadać. Zróbmy tak, że ja po prostu przedzwonię, spróbuję poprzekładać pewne spotkania i do was zadzwonię – zapewnia. Do kolejnego spotkania nie doszło. Do redakcji dotarło za to pismo oskarżające nas o nękanie Marka K. Co mogło spowodować taką reakcję?
Przenieśmy się do lipca 1995 roku. To wtedy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie Marian Zakrzewski, biznesmen ze Śląska. Zagadkę jego śmierci udaje się rozwikłać pięć lat później. Zabójstwa dokonał gang Pokida, jedna najbardziej brutalnych grup przestępczych w tamtych czasach. Ofiara została wywabiona z domu przez mężczyzn w policyjnych mundurach. Odurzonego Zakrzewskiego zabito, a jego zwłoki zakopano w lesie. Mężczyzną przebranym za policjanta był 19-letni wówczas Marek K. Kilka dni po pierwszym porwaniu, kolejną ofiarą gangu Pokida miał być warszawski biznesmen. Marek K. ponownie był przebrany za policjanta. Szczęśliwie dla niedoszłej ofiary, nie było jej w domu. K. został skazany za współudział na osiem lat więzienia. Na wolność wyszedł w 2008 roku.
O początki finansowania spółki pytamy Sylwestra Suszka. – Potrzebowaliśmy kasy na start. Żeby to ruszyć, żeby zapłacić programistom. Marek wtedy dał nam 35 tysięcy złotych, a potem były jeszcze dolewki pieniędzy. Marek przywoził też kasę w gotówce – mówi Suszek.
Łapówka na parkingu
W czasie prac nad reportażem kontaktuje się z nami człowiek powiązany z krakowskim półświatkiem. Podczas pierwszego spotkania pokazuje wykonane z ukrycia zdjęcia Michała i przekazuje groźby pobicia, jeśli nadal będziemy zajmować się tematem giełdy. Za odstąpienie od pracy nad reportażem mielibyśmy być hojnie wynagrodzeni.
Podczas jednego ze spotkań w podziemnym parkingu pośrednik przedstawia ofertę, którą pokazuje na telefonie komórkowym. Za kwotę 100 tysięcy złotych mamy zrezygnować z dalszej pracy nad reportażem. - To po prostu jeden mój dobry kolega tam pokojarzył i mnie prosił, wiesz? Żeby się jakoś skontaktować, czy coś, nie? Po prostu mają wyj***ne, nie chcą już nic robić takiego, żeby móc iść siedzieć z powrotem – tłumaczy pośrednik. Propozycja utwierdziła nas jedynie w przekonaniu, że jesteśmy na właściwym tropie naszego śledztwa. Kolejne spotkania nagrywaliśmy za pomocą dyktafonu.
Kto stoi za BitBay?
Kto może stać za giełdą BitBay? Z kim jest powiązany jeden z założycieli i głównych udziałowców firmy Marek K.? Przez wiele miesięcy szukaliśmy odpowiedzi na pytania o powiązania pierwszych właścicieli firmy. W końcu trafiliśmy na trop zorganizowanej grupy przestępczej.
Przyszły wiceprezes BitBaya, Marek K., po wyjściu z więzienia w 2008 roku trafia pod skrzydła stojącego znacznie wyżej w gangsterskiej hierarchii Romana Ż. Znajduje też zatrudnienie w należącym do Ż. niewielkim hotelu pod Rybnikiem. Roman Ż. przestępczą karierę zaczynał od podrabiania i wprowadzania do obrotu fałszywych banknotów. Skazywany był też za rozboje i sutenerstwo.
Nazwiska Marka K. oraz Romana Ż. odnajdujemy w sprawach wielomilionowych wyłudzeń podatku VAT. Jedna z nich zakończyła się wyrokiem dla Marka K. za udział w zorganizowanej grupie przestępczej zajmującej się karuzelowym obrotem podatku VAT. Sąd wydał wyrok ponad trzech lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat dla Marka K. oraz zobligował go do zwrotu prawie 45 milionów złotych wyłudzonego VAT-u. Pieniądze nadal nie zostały zwrócone do skarbu państwa.
Kilkukrotnie byliśmy pod rezydencją Romana Ż. w Bytomiu. Chcieliśmy zadać mu pytania o jego powiązania z katowicką giełdą BitBay. Niestety, bezskutecznie. Ani razu nie udało nam się go zastać. Podczas ostatniej próby w kwietniu 2020 roku czekaliśmy na tyłach jego willi w samochodzie. Po kilku godzinach podjechał do nas biały volkswagen. Po chwili samochód dostawczy staranował nasze auto. Kierowca tłumaczył się, że nas nie widział. Pytany o Romana Ż. odpowiadał, że go nie zna. Kilka godzin później wróciliśmy na miejsce zdarzenia i nagraliśmy kierowcę, gdy wychodził z willi Romana Ż .
Zaskakujący wątek dotyczący Romana Ż. odnajdujemy w aktach jednej ze spraw prowadzonych przez Prokuraturę Regionalną we Wrocławiu. Postawiła ona zarzuty fikcyjnego handlu drewnem egzotycznym 52 osobom. Przy pomocy skomplikowanej sieci spółek grupa wyłudziła ze skarbu państwa 45 milionów złotych. W aktach sprawy odnajdujemy zeznania jednego z oskarżonych, który wyznaje, że to Roman Ż. faktycznie założył katowicką giełdę BitBay.
Co na ten temat ma do powiedzenia prezes giełdy Sylwester Suszek?
- To jakaś bzdura. Roman Ż. nie ma nic wspólnego z BitBayem. On nie siedzi w żadnym z moich tematów. Jest osobą, która przynosi tematy do firmy. Za sukces ma mieć płacone i to wcale niemało - odpowiada Suszek.
Wbrew jego zapewnieniom, to ludzie powiązani z Romanem Ż. od początku powstania giełdy Bitbay posiadali większość jej udziałów. Mateusz B. to dalsza rodzina Romana Ż. a Marek K. to jego prawa ręka w innych ich wspólnych biznesach.
W roku 2017 wokół jednego z udziałowców, Marka K., zbierają się czarne chmury w związku z prokuratorskim śledztwem odnośnie fikcyjnego, karuzelowego obrotu rożnymi towarami. Mężczyzna znika z sądowych rejestrów spółki BitBay, a Sylwester Suszek zapewnia, że osobiście wykupuje jego udziały. W rzeczywistości przejmuje je spółka BLC Capital, należąca do siostry Romana Ż. Marty.
Sylwester Suszek wkłada dużo pracy w budowanie wizerunku człowieka sukcesu. W jego życiorysie odnajdujemy jednak kilka kart nie pasujących do tego obrazu. Jako dwudziestolatek Suszek rozkręcił sieć sklepów komputerowych. To wtedy usłyszał pierwsze wyroki za poświadczenie nieprawdy, handel nielegalnym oprogramowaniem i przywłaszczenie. Kilka lat później dwie firmy Suszka w swoich oddziałach w całej Polsce udzielają ryzykownych kredytów chwilówek, po czym nieoczekiwanie znikają z rynku. Suszek rozkręca kolejny biznes, tym razem sprzedaje ekrany LED. W niedługim czasie po firmie został milion złotych długów i liczne wyroki. Sam Suszek był nieosiągalny zarówno dla sądów, jak i komorników. Nawet wtedy, gdy w dokumentach był już prezesem giełdy BitBay.
Milion złotych łapówki
Czy giełda BitBay powstała za pieniądze z wyłudzeń VAT, których nie potrafiła odzyskać prokuratura? Kto obraca pieniędzmi na giełdzie? Czy są to czyste pieniądze, czy takie, które pochodzą z przestępstwa? Nasze pytania są bardzo niewygodne dla ludzi związanych z giełdą.
Kolejny raz kontaktuje się z nami pośrednik z ofertą łapówki. Kto go przysłał?
- Słuchaj, popatrz, ku**a – w tym momencie pośrednik pokazuje wiadomość zapisaną w telefonie. Kwota za rezygnację z reportażu wzrosła do miliona złotych. – Stary, wcześniej to mi było nawet głupio przyjeżdżać i proponować, no ale ku**a przy tym? Wiadomo, że to nie jest tak, że problem z głowy, bo sobie nie wpłacisz tego na konto czy coś, ale to jest przyszłość i zabezpieczenie. Tutaj to by były ze trzy mieszkania - przekonuje. - Ku**a, jakby chcieli, to nie pierd**my. Za to, to już by tu przyleciał Osama - dodaje.
W zamian za przyjęcie łapówki mielibyśmy natychmiast przerwać prace nad reportażem, a zebrany materiał zniszczyć i zapomnieć o sprawie.
- Wiesz kto to jest, nie? No, ten Sylwester. On oczekuje, że go tam ku**a nie będzie i wiesz, i ta giełda tak zostanie. Tu chodzi tylko ku**a o niego, je**ć tę resztę. Żeby tylko chociażby jego usunąć, ku**a, tę giełdę, nie? A w tamtych ma już wyje**ne – kończy pośrednik.
W związku z podejrzeniem, że za ofertą stoi grupa przestępcza, o groźbach i propozycji poinformowaliśmy Prokuraturę Regionalną we Wrocławiu. Całkowicie poddaliśmy się też procedurom wskazanym przez policjantów z Centralnego Biura Śledczego Policji. Zgodnie z ustaleniami z funkcjonariuszami CBŚP musieliśmy pozostać w ukryciu. Wszelki kontakt z pośrednikiem proponującym milion złotych za odstąpienie od pracy nad reportażem był ściśle monitorowany.
Dzień przed zaplanowanym spotkaniem z mężczyzną zostaliśmy poinformowani, że Prokuratura Krajowa odmówiła zgody na operację kontrolowanego przyjęcia łapówki. Ze względów bezpieczeństwa zrezygnowaliśmy z przeprowadzenia jej na własną rękę. Postanowiliśmy jednak sprawdzić, czy przedstawiona oferta była realna i czy przestępcy faktycznie byli skłonni do przekazania dziennikarzom takiej kwoty. Ostatecznie namówiliśmy pośrednika do przesłania zdjęć pieniędzy z aktualną gazetą. Dostaliśmy je. Na zdjęciu widać reklamówkę pełną banknotów o nominale 500 euro.
W efekcie decyzji prokuratury oferowane pieniądze nie zostały zabezpieczone. Nie udało się też zbadać ich pochodzenia.
Sylwester Suszek zapewnia, że giełda BitBay działa całkowicie transparentnie. Za bezpieczeństwo transakcji odpowiada tam Artur Kubiak, który większość swojej kariery zawodowej spędził w policji. Jeszcze cztery lata temu był naczelnikiem wydziału do walki z cyberprzestępczością Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Kubiaka pytamy o relacje inwestorskie założycieli spółki BitBay. - Zatrudniał mnie Suszek i jemu ufałem. Pana Ż. widziałem ze dwa razy w życiu w okolicy budynku firmy. Ja mam swój kawałek podłogi, obrabiam go całkiem dobrze i tyle – odpowiada. Kubiak twierdzi, że nie wiedział o przeszłości partnerów biznesowych swojego pracodawcy. Twierdzi również, że nawet gdyby chciał, to nie miałby jak sprawdzić ich przeszłości kryminalnej.
"W życiu nikogo nie korumpowałem"
- Co by pan zrobił, żeby obronić swój sukces? – pytamy Suszka.
- Nie do końca rozumiem pytanie – odpowiada.
– Czy korumpowanie dziennikarza wchodziłby w grę?
- Absolutnie, nie ma takiej możliwości. Ja nigdy w życiu nikogo nie korumpowałem. Nie wchodzę w takie tematy.
Puszczamy Suszkowi fragment nagrania rozmowy z pośrednikiem oferującym milion złotych łapówki. Na jego twarzy pojawiają się kolejno strach, niedowierzanie i rozbawienie. To ostatnie pojawia się, gdy pośrednik grozi, że za taką kwotę przyleciałby sam Osama bin Laden. Nagranie komentuje: - To jest totalna bzdura. Od razu mówię, że nie mam z tym nic wspólnego.
- A czy nie jest tak, że się trochę zagalopowaliście z tym? Milion złotych dla dziennikarza? – dopytujemy.
- Sugeruje pan, że to ja chciałem to panu dać?
– A myśli pan, że ktoś inny wyciągnąłby milion złotych? Zrobił zdjęcie z gazetą z dnia, kiedy miało nastąpić przekazanie i przygotowałby taki cyrk, by panu zaszkodzić?
– Myślę, że niejedna osoba na świecie chciałaby mi zaszkodzić. Na razie podejrzewam was. To panowie się z kimś widzieli. Nie ja. Odniosłem sukces głową i troszeczkę szczęściem.
Od roku 2017, kiedy na jaw wyszła działalność Marka K. i Romana Ż., giełda BitBay przeszła olbrzymią transformację. Najpierw została wsparta gigantyczną pożyczką. Kwotę 15 milionów złotych wpłacił tajemniczy inwestor. Jest on jednym z najbardziej kontrowersyjnych graczy na giełdzie, podejrzewany przez Komisję Nadzoru Finansowego o manipulacje kursami akcji. Odnajdujemy też ślady szeregu transakcji, w których właściciele giełdy przenoszą swoje udziały do trzech spółek w Dubaju. Potwierdza to Sylwester Suszek, który zdradza, że BitBay to obecnie marka, za którą kryje się sieć rozsianych po świecie spółek. Nie dodaje jednak, że taki stan rzeczy skutecznie uniemożliwia kontrolę jego działalności.
Adam Haertle, ekspert ds. bezpieczeństwa informacji, kwituje: - Pierwsze założenia kryptowalut były fantastyczne. Będziemy mieć zdecentralizowany system, który umożliwi każdemu bycie swoim bankiem. Będziemy mieli więcej konkurencji na rynku usług finansowych. A potem okazało się, że może niekoniecznie i ta anonimowość powoduje, że większość użytkowników tego systemu to przestępcy.
Autorka/Autor: Michał Fuja, Patryk Szczepaniak, "Superwizjer" TVN
Źródło: "Superwizjer" TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN