|

Liczba narodzin spada, rośnie strach. Co robi rząd, by Polki (nie)chciały rodzić dzieci?

pluszak lozko dziecko shutterstock_1343955434
pluszak lozko dziecko shutterstock_1343955434
Źródło: Shutterstock

Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że to europejski standard. Wiele kobiet obawia się jednak, że to kolejne narzędzie kontroli, które może ułatwić poszukiwanie "zaginionych ciąż". - Rząd twierdzi, że polityka prorodzinna jest dla niego priorytetem, ale podejmowane działania, takie jak zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej czy wprowadzenie rejestru ciąż, zniechęcają kobiety do rodzenia - ocenia Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Ministerstwo Zdrowia o planie systemowego wprowadzenia informacji o ciąży pacjentki, zwanego potocznie "rejestrem ciąż", poinformowało w czerwcu. Dziś wchodzi w życie rozporządzenie w tej sprawie. Rejestr ma być częścią nowego Systemu Informacji Medycznej, w którym znajdą się dane nie tylko o ciąży pacjentki, ale i o przebytych alergiach, implantach, hospitalizacjach czy grupie krwi. Rządzący przekonują, że to europejski standard. Minister Adam Niedzielski podkreśla, że nowe rozporządzenie nie tworzy rejestrów, a jedynie "poszerza system raportowania". 

Mimo zapewnień i uspokajającego tonu ministra w sieci zawrzało. "Narzędzie kontroli", "w ten sposób rząd będzie szukał 'zaginionych ciąż'" - to tylko niektóre z zarzutów.

Natalia Kopaczyńska, 35-latka z Zielonej Góry: - Ten pomysł to według mnie inwigilacja. Rozmawiam z koleżankami i widzę ich rosnący strach i niepokój. Zwłaszcza kobiet po czterdziestym roku życia, kiedy ciąża często jest narażona na wady letalne. Rejestr może spowodować sytuację, w której kobiety ze strachu będą ograniczać kontakt z personelem medycznym, a to poskutkuje poszerzeniem "szarej strefy". Osobiście jestem w lepszej sytuacji, bo mieszkam niedaleko niemieckiej granicy i mogę korzystać z ich usług medycznych. Ta świadomość daje mi duży komfort psychiczny. Jednak domyślam się, że kobiety ze wschodnich stron naszego kraju są w diametralnie innym położeniu.

Kalina Pomorska, 28-latka z Gliwic: - Jestem w czwartym miesiącu ciąży i boję się o własne życie. Ciąża jest chciana, wyczekana przeze mnie i męża. Dziecka chcemy bardzo, ale tyle słyszy się o tym, że lekarze nie chcą ratować kobiety z obumarłym płodem. Przed sądem stanęła też Justyna Wydrzyńska, którą bardzo podziwiam. A teraz ten rejestr. A co, jeśli stanie się tragedia i mnie też nie będą chcieli ratować? Albo potem będą mnie ciągać po sądach, bo nie uwierzą, że dziecko było chciane? To mnie przeraża. Moja mama mieszka w UK i boi się o mnie. Większość kobiet, czy starszych, czy młodszych, jest temu przeciwna. Planujemy z mężem więcej dzieci, ale następne ciąże już będą raczej prowadzone za granicą, bo moje życie jest najważniejsze. To chore, że boimy się i musimy kombinować.

Moralizowanie jako norma

Swoje oświadczenia w sprawie wprowadzenia rejestru wydały organizacje kobiece. Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA apeluje, by zachować spokój, ale i czujność. "Prowadzenie takiego rejestru nie może prowadzić do 'poszukiwania zaginionej ciąży ani żadnych konsekwencji prawnych wobec kobiety'" - czytamy w stanowisku fundacji.

- Mimo iż ministerstwo jako uzasadnienie podaje chęć ułatwienia pracy lekarzy, to w dzisiejszej Polsce każda zmiana dotycząca zdrowia reprodukcyjnego, zwłaszcza związana z gromadzeniem wrażliwych danych, spotyka się z podejrzeniami o złe intencje. I nie ma się czemu dziwić. Kobiety w Polsce jako normę znają niestety moralizowanie i wtrącanie się lekarzy w życie prywatne pacjentek, o całkowitym ignorowaniu ich obaw i potrzeb nie wspominając - komentuje Krystyna Kacpura, prezeska FEDERY.

Wskaźnik urodzeń. Urodzenia żywe według wieku matki
Wskaźnik urodzeń. Urodzenia żywe według wieku matki
Źródło: "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

O to, jaki jest sens prowadzenia rejestru, pytają też demografowie. - Czy rejestr ciąż jest potrzebny w lekarskiej dokumentacji? Wydaje mi się, że nie i odwołuję się do tego, co mówią ginekolodzy. Dla lekarza w wywiadzie z różnych zdrowotnych powodów ważna może być informacja, czy kobieta rodziła, ale nie, czy była w ciąży. Nie wierzę też zapewnieniom ze strony ministerstwa, że te dane nie będą wykorzystane do innych celów. Mieliśmy już przykłady nadużyć tego typu. Nie dziwię się więc, że kobiety się niepokoją. Ja też się niepokoję, wolałabym, żeby atmosfera wokół tej decyzji była inna - mówi prof. Irena E. Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk. 

- Dla mnie to kolejne działania, gdzie wkracza się w delikatną sferę, która wymaga taktu, ostrożności, rozwagi. Cała atmosfera wokół prokreacji jest bardzo trudna i nie sprzyja podejmowaniu tych decyzji. Chodzi mi nie tylko o uwarunkowania ekonomiczne, ale też o uszanowanie autonomii obywateli dotyczącej ich wyborów: czy chcą być rodzicami, kiedy i ile dzieci chcą mieć - dodaje prof. Kotowska.

Nie chodzi tylko o pieniądze

Rząd PiS od 2015 roku przekonuje, że polityka prorodzinna to główny filar jego programu. W ubiegłym roku minister Marlena Maląg podkreślała, że rząd wydał na ten cel już 152 mld złotych. Flagowym projektem, który miał zwiększyć dzietność, jest oczywiście Rodzina 500 plus. Najpierw świadczenie w wysokości 500 zł przysługiwało na drugie dziecko i kolejne. Pierwsze wpłaty wpłynęły na konta rodziców w kwietniu 2016 roku. Od 1 lipca 2019 roku świadczenie przysługuje na każde dziecko.

Jak zapewnia Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, to niejedyne wsparcie. W odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe resortu wymienia kolejne programy: - od stycznia tego roku wszedł w życie Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, który umożliwia rodzicom drugiego i kolejnego dziecka pobieranie w 2. i 3. roku życia dziecka dodatkowo 500 zł miesięcznie przez dwa lata lub 1000 złotych przez rok. Dla osób nieuprawnionych do uzyskania Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego wprowadziliśmy od kwietnia 2022 r. świadczenie w wysokości 400 zł miesięcznie przeznaczone na dofinansowanie opieki w żłobku, klubie dziecięcym czy u dziennego opiekuna; - wsparcie opieki nad dzieckiem do lat trzech i rozwinięcie programu Maluch+ poprzez znaczne zwiększenie jego finansowania, celem jest przyspieszenie budowy żłobków, na który w ubiegłym roku przeznaczono 450 mln złotych; - program "Dobry start", w ramach którego rodzice co roku na początek roku szkolnego otrzymują wsparcie w wysokości 300 zł na wyprawkę szkolną dla każdego dziecka w wieku szkolnym; - stawka 0 procent PIT dla rodzin, które wychowują co najmniej czworo dzieci, podniesienie kwoty wolnej w podatku dochodowym do 120 tys. zł i obniżenie progu podatkowego do 12 procent przyczyni się także do pozostawienia w kieszeniach rodzin większej puli środków na potrzeby rodziny; - w zakresie wsparcia finansowego rodzin funkcjonuje w Polsce rozbudowany system świadczeń rodzinnych, przede wszystkim zasiłek rodzinny wraz z wieloma dodatkami ważnymi ze względu na sytuację finansową rodziny i dziecka, wspierający rodziny o niższych dochodach oraz w sytuacjach szczególnych, np. urodzenia dziecka, wychowywania dziecka niepełnosprawnego bądź edukacji dziecka poza miejscem zamieszkania. - wprowadzono program Mama 4+, umożliwiający uzyskanie świadczenia uzupełniającego, zwiększającego wartość emerytury przez rodziców, głównie matki, które ze względów na opiekę nad dziećmi nie mogły uzbierać odpowiedniego stażu emerytalnego; - rozwijana jest Karta Dużej Rodziny, która dzięki dołączaniu kolejnych partnerów umożliwia rodzinom posiadającym co najmniej troje dzieci korzystanie w wielu miejscach z dodatkowych zniżek na zakup produktów i usług.

Demografowie uważają, że atmosfera polityczna wokół prokreacji nie sprzyja dzietności
Demografowie uważają, że atmosfera polityczna wokół prokreacji nie sprzyja dzietności
Źródło: Shutterstock

Profesor Kotowska komentuje: - Transferami pieniężnymi do rodzin wielodzietnych tworzonych przez pary małżeńskie nie zahamujemy wzrostu liczby rodzin z jednym dzieckiem czy liczby osób rezygnujących z pozostania rodzicem w ogóle. Przyczyny są złożone i nie chodzi tylko o brak pieniędzy, ale o aspiracje życiowe i plany. W aspiracjach rozwojowych młodych osób niekoniecznie jest miejsce na rodzinę. Coraz ważniejsze dla decyzji prokreacyjnych są też przyczyny zdrowotne. W 2013 roku wyniki Diagnozy Społecznej pokazały rangę czynników zdrowotnych dla decyzji o rezygnacji z rodzicielstwa, czy kolejnego dziecka dla osób w wieku do 49 lat. Wówczas byłam zaskoczona, teraz mocno podkreślam znaczenie zdrowia.

Rośnie strach

Mimo realizacji licznych rządowych projektów z plusem w nazwie eksperci badający kryzys demograficzny są sceptyczni.

- Nie ma systemowych rozwiązań, by poprawić tę sytuację. Podnoszono na przykład temat rewaloryzacji 500 plus, ale moim zdaniem to jedynie wypuszczenie balonika, by sprawdzić, jak zareaguje opinia publiczna i temat pewnie wróci przed wyborami. Jeżeli 500 plus chcielibyśmy traktować jako świadczenie na rzecz zwiększenia dzietności, to powinno być ono przyznawane nie na każde, a na drugie dziecko. Wiemy jednak, że to działanie polityczne. Oczywiście wielu osobom to świadczenie poprawiło sytuację ekonomiczna, ale nie był to program, dzięki któremu urodziło się więcej dzieci - komentuje Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego. Zwraca uwagę, że wśród kobiet rośnie strach związany z zajściem w ciążę.

 - Rząd twierdzi, że polityka prorodzinna jest dla niego priorytetem, ale podejmowane działania, takie jak zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej czy wprowadzenie "rejestru ciąż", zniechęcają kobiety do rodzenia na każdym kroku. Według sondaży to jedne z przyczyn, dlaczego młodzi ludzie nie decydują się na posiadanie dzieci - podkreśla Oskar Sobolewski. - Strach Polek jest coraz większy i pokazują to dane. W lutym tego roku urodziło się 23 tysiące dzieci, to najgorszy wynik od II wojny światowej. Pojawiają się głosy, że luty to miesiąc najkrótszy, więc dzieci jest mniej, ale w 2009 czy w 2010 roku było to około 34 tysiące urodzeń. W całym 2021 roku liczba urodzeń była rekordowo niska, jesteśmy więc na dużym deficycie demograficznym.

- Jest coraz gorzej, każde kolejne działanie ze strony rządu wpływa na negatywne decyzje Polek i Polaków w tej kwestii. Potwierdzają to też lekarze. Mówią, że pacjentki boją się, że w sytuacji, gdy płód będzie obarczony wadą, nie będzie można bezpiecznie i legalnie usunąć takiej ciąży. Gdy głośno było o przypadkach śmierci kobiet na porodówkach, pogłębiło to tylko efekt mrożący - dodaje Sobolewski.

Obawy o rejestr ciąż
Źródło: TVN24

Tymczasem Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej przekonuje, że wyzwania związane z kryzysem demograficznym są konsekwencją zdarzeń sprzed kilkudziesięciu lat: "Zmniejszenie się liczby urodzeń od 2019 roku jest wynikiem dwóch zjawisk. W latach powojennych, między rokiem 1946 a 1960, miał miejsce wyż demograficzny i rodziło się około 700 tys. dzieci rocznie. Obecnie rodzi się około 350 tys. Osoby z powojennego wyżu demograficznego i ich dzieci rodziły więcej dzieci. Stąd wyże demograficzne na przełomie lat 70. i 80. oraz niewielki wzrost urodzeń na początku XXI w. Jednak pokolenie wyżu demograficznego lat 80. obecnie jest w trakcie wychodzenia z przedziału wieku 20-39 lat, w którym rodzi się blisko 95 proc. dzieci. Obecnie w wiek najwyższej rozrodczości wchodzą roczniki niżu demograficznego z lat 90. XX wieku. W latach 2011-2015 spadek liczby kobiet w wieku 20-39 wyniósł 209,9 tys. w stosunku do roku 2010. W latach 2016-2020 spadek ten w stosunku do roku 2015, a więc w ciągu analogicznego okresu, wyniósł już 580,3 tys".

Według raportu GUS w 2020 roku odnotowano rekordowo niski przyrost naturalny
Według raportu GUS w 2020 roku odnotowano rekordowo niski przyrost naturalny
Źródło: "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

"Jesteśmy w sytuacji dramatycznej"

To, że Polki boją się rodzić, widać też w badaniach United Surveys dla RFM FM i "Dziennika Gazety Prawnej", przeprowadzonych pod koniec 2021 roku. Pytanie brzmiało: "Czy Pani/Pana zdaniem wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i wynikające z niego zaostrzenie prawa aborcyjnego miało wpływ na decyzję Polek i Polaków o posiadaniu dzieci?". 45,5 proc. ankietowanych odpowiedziało, że wyrok TK "zmniejszył chęć posiadania dzieci".

Potwierdza to dr Agnieszka Kwiatkowska, socjolożka i badaczka przemian wartości społecznych z Uniwersytetu SWPS. W wynikach jej badań przewija się strach przed zajściem w ciążę z uwagi na sytuację związaną z prawem antyaborcyjnym.

- Aktualnie mamy kumulację zjawisk negatywnie wpływających na dzietność i jesteśmy w sytuacji dramatycznej. Rodzi się mniej Polaków, niż umiera, na 1000 zgonów współczynnik żywych urodzeń wynosi 8,7. To bardzo mało. Na przykład tuż po II wojnie światowej, w roku 1950, ten współczynnik wynosił 31. Na tę sytuację ogromny wpływ miał wyrok Trybunału, co widać w badaniach. Rozmawiamy z kobietami, które za chwilę urodzą lub dopiero co urodziły. Wszystkie mówią o strachu z powodu sytuacji politycznej. Trudno się dziwić. Przypadek Izy z Pszczyny czy innych kobiet, których nie ma już z nami, bo lekarze bali się podjąć decyzję o przerwaniu ciąży, działa na nie mrożąco - komentuje socjolożka.

Zgony w latach 1950-2020.
Zgony w latach 1950-2020.
Źródło: "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

- Trendem demograficznym jest to, że decyzja o narodzinach pierwszego dziecka się przesuwa, więc więcej dzieci jest narażonych na wady. Nieinwazyjne badania są drogie, z ciążą, nawet zdrową, zawsze może się stać coś złego. Kobieta w każdym momencie może stracić zdrowie i życie. Z naukowego punktu widzenia im mocniejszy zakaz aborcji, tym mniej kobiet podejmuje decyzje reprodukcyjne. Drugim czynnikiem, który widać w badaniach, jest pandemia. Od grudnia 2019 do grudnia 2020 nowych ciąż było o 11 procent mniej niż w roku poprzednim, potem nastąpił kolejny spadek, już o 18 procent. Można liczyć na tak zwany przyrost kompensacyjny po pandemii, ale kwestie związane z prawem antyaborcyjnym sprawiają, że kobiety boją się ciąży. Doszły teraz nowe czynniki, jak inflacja i wybuch wojny. Widzimy to wszystko w czarnych barwach - komentuje dr Kwiatkowska.

Współczynnik dzietności.
Współczynnik dzietności.
Źródło: "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

Chcieliśmy poprosić o komentarz do tej sytuacji Barbarę Sochę, wiceminister rodziny i polityki społecznej, a od grudnia 2019 roku pełnomocniczkę rządu ds. polityki demograficznej. Pani minister poprosiła o przesłanie pytań mailem. Do czasu publikacji tego tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.

Według rządu tylko małżeństwo jest rodziną

Gdy w życie weszła reforma podatkowa nazwana Polskim Ładem, okazało się, że zmiany są niekorzystne dla samotnych rodziców. Zlikwidowano wspólne rozliczanie się z dzieckiem na rzecz ulgi, która miała polegać na odliczeniu od podatku 1500 zł. Nowa ulga już przy zarobku 4050 zł brutto stawiała samotnych rodziców w gorszej sytuacji niż małżeństwa bezdzietne. Posłowie PiS tłumaczyli z kolei, że 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku dla wszystkich podatników sprawi, iż w lepszej sytuacji będą osoby samotnie wychowujące, a to przełoży się na wzrost liczby rozwodów z powodów ekonomicznych. Obywatele byli oburzeni tym uzasadnieniem.

Dopiero po nowelizacji Polskiego Ładu samotni rodzice znów mogą rozliczać się z dzieckiem. "To spowoduje mniejsze obciążenie podatkowe samotnych rodziców niż miało to miejsce na warunkach obowiązujących do 2021 roku" - przekonuje Ministerstwo Finansów.

Profesor Kotowska: - Rząd w swych działaniach daje wyraz temu, że rodziną, którą chce promować, jest para małżeńska, ale to oznacza, że pomija potrzeby znacznej i stale rosnącej grupy rodzin. A przecież w Polsce są ponad dwa miliony samotnych rodziców, czyli blisko 23 procent rodzin według danych spisu powszechnego z 2011 roku. Co piąta rodzina to matki samodzielnie wychowujące dzieci, ale jest coraz więcej samotnych ojców. Czekamy na dane ze spisu 2021 roku, które na pewno wskażą, że tych rodzin jest więcej. Także par niemałżeńskich wychowujących dzieci jest coraz więcej. Ciągle powtarzamy, że rośnie zróżnicowanie form rodziny, czego nie można pomijać w polityce wspierającej rodzicielstwo. Reasumując, uważam, że nawet jeśli nie byłoby szoku popandemicznego, wojny i inflacji, takie działania są niszczące dla poczucia bezpieczeństwa młodych rodzin.

Bilans małżeństw
Bilans małżeństw
Źródło: "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

Profesor Kotowska uważa, że w ostatnich latach bardzo pogorszył się klimat dla rodziny i decyzji prokreacyjnych, mimo że tak dużo pieniędzy popłynęło do rodzin. - Chodzi mi narrację o prokreacji i rodzicielstwie, ale też o działania, które świadczą o niedostrzeganiu ważnych potrzeb rodzin. Określiłabym to jako nachalne promowanie dzietności: w aktualnej narracji zostanie rodzicem staje się niemal obowiązkiem obywatelskim. Przeciwstawia się tych, którzy mają dzieci tym, którzy ich nie mają, przy czym nierzadko pojawia się kontekst wygodniejszego życia. Obok koniecznego respektowania indywidualnych wyborów ludzi w tej kwestii, pomija się fakt, że bezdzietność może być przymusowa, a nie dobrowolna. Wiele par ma trudności z poczęciem dziecka i nie może liczyć na nieodpłatne leczenie niepłodności zgodnie ze stanem wiedzy medycznej, bo rządzący lepiej wiedzą, jakie metody są właściwe - wyjaśnia.

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej podkreśla z kolei, że "urodzenia są uwarunkowane małżeńskością". "Ten czynnik miał znaczący wpływ na spadek urodzeń między rokiem 2020 a 2021. 85 procent Polaków warunkuje urodzenie dziecka wcześniejszym wejściem w związek małżeński, a zgodnie z danymi GUS około 50 procent urodzeń ma miejsce w przeciągu trzech lat od zawarcia małżeństwa. Z powodu spadku liczby małżeństw w roku 2020 o ponad 20 procent w stosunku do roku 2019, spowodowanych ograniczeniami związanymi z pandemią wirusa SARS-CoV-2, zmniejszyła się dodatkowo liczba urodzeń w roku 2021" - czytamy w odpowiedzi ministerstwa.

Tam, gdzie równość, tam więcej dzieci

Wśród innych czynników, które powodują spadek dzietności, eksperci wymieniają sytuację ekonomiczną, mieszkaniowa, stan zdrowia, nierówności.

- Przesuwa się moment, kiedy kobiety decydują się na pierwsze dziecko. Według danych GUS średni wiek urodzenia dziecka w roku 1990 to było 22,7 lat, a już w roku 2021 to wiek 28,7. Oczywiście to jest średnia i należy pamiętać, że wiele kobiet decyduje się na pierwsze dziecko po 30. roku życia albo później, po 35. - mówi Oskar Sobolewski.

Demografowie zwracają uwagę na to, że bardzo ważnym czynnikiem są nierówności społeczne. Profesor Kotowska podkreśla, że kobiety wciąż wykonują ogrom nieodpłatnej pracy opiekuńczej.

Tam, gdzie jest równy podział obowiązków, tam rodzi się więcej dzieci
Tam, gdzie jest równy podział obowiązków, tam rodzi się więcej dzieci
Źródło: Shutterstock

- Obowiązki opiekuńcze dotyczą nie tylko dzieci, ale i osób dorosłych niepełnosprawnych czy seniorów. Jest to wciąż rodzaj moralnego, nieodpłatnego zobowiązania przypisywanego głównie kobietom. Czy to zachęca do posiadania dzieci? Nie - zaznacza Irena E. Kotowska.

Podkreśla też, że według badań w krajach, gdzie prowadzona jest polityka równości płci zarówno w sferze publicznej, jak i sferze prywatnej, dzietność jest wyższa. Zmiany w sferze publicznej są przy tym bardziej zaawansowane niż w sferze prywatnej.

- Akceptacja pracy zarobkowej kobiet oznacza uznanie jej roli w rodzinie jako dostarczyciela środków utrzymania. Teraz jest kolej na to, by traktować mężczyzn w rodzinie nie tylko jak osoby, które dostarczają dochodów, ale też takie, które mają zobowiązania opiekuńcze. Ta zmiana powoli się dokonuje. Obserwujemy proces tzw. involved fatherhood, czyli zaangażowanego ojcostwa, zwłaszcza w krajach, gdzie od lat konsekwentnie wprowadzane są rozwiązania, które zachęcają ojców do partnerskiego podziału zobowiązań opiekuńczych w rodzinie. To zmiana, która jest jeszcze przed nami. Musimy odejść od postrzegania opieki jako zajęcia, do którego powołane są kobiety. W rodzinach, gdzie ta zmiana zachodzi, rodzi się więcej dzieci. Wierzę w młode pokolenie, w kobiety, które wiedzą, czego chcą i stawiają na partnerstwo. I liczę na to, że znajdą partnerów. Wtedy będzie szansa na więcej dzieci - tłumaczy Kotowska.

Wyzwanie dla wszystkich

Eksperci zwracają też uwagę na to, że młodzi ludzie mają dziś inne życiowe priorytety, coraz częściej wybierają model bezdzietny. Wpływa na to sytuacja mieszkaniowa, ekonomiczna, a ostatnio doszły nowe czynniki: strach przed katastrofą ekologiczną czy epidemiami. Czy są na horyzoncie jakieś skuteczne rozwiązania, by poprawić tę sytuację? 

- Na pewno byłby to lepszy dostęp do żłobków i przedszkoli, co umożliwiłoby rodzicom szybki powrót do aktywności zawodowej. Ale rozwiązania finansowe nie idą w tym kierunku, atmosfera kontroli też prędko się nie zmieni. Rozwiązania zachodnie trudno przenosić, bo nasza sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Kobiety deklarują, że po prostu boją się zachodzić w ciążę. W Instytucie Emerytalnym nieustająco zwracamy uwagę na rekordowo niskie urodzenia i państwo powinno wdrożyć programy, które zwiększą poczucie bezpieczeństwa kobiet w wieku rozrodczym. A jakie są te działania? Najpierw wyrok Trybunału, a teraz rejestr ciąż - ocenia Oskar Sobolewski.

Profesor Kotowska zauważa, że w społeczeństwach rośnie znaczenie opieki, która w dużym zakresie jest świadczona nieodpłatnie w sieciach rodzinnych. Wyzwaniem będzie stworzenie publicznych i prywatnych usług opieki, by zastąpić i uzupełnić opiekę dostarczaną przez rodziny.

Usługi opiekuńcze to największe wyzwanie dla rodzin.
Usługi opiekuńcze to największe wyzwanie dla rodzin.
Źródło: Shutterstock

- Polityka rodzinna jest w Polsce utożsamiana ze wsparciem finansowym skierowanym do formy rodziny, który się rządowi podoba. Pomija się trendy społeczne, a nawet są pomysły, by je zahamować czy odwrócić. Mam tu na myśli pomysły o utrudnianiu rozwodów. Pary nie rozstają się dlatego, że rozwód jest łatwo uzyskać, zwłaszcza gdy są dzieci. Moim zdaniem to arogancja wobec rzeczywistych procesów społecznych i dostosowanej do nich polityki rodzinnej. Główną rolę powinny w niej pełnić usługi. To jest podstawowe narzędzie zapobiegania i niwelowania nierówności, szczególnie w okresie kryzysu - podsumowuje prof. Kotoewska.

Czytaj także: