Premium

Liczba narodzin spada, rośnie strach. Co robi rząd, by Polki (nie)chciały rodzić dzieci?

Zdjęcie: Shutterstock

Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że to europejski standard. Wiele kobiet obawia się jednak, że to kolejne narzędzie kontroli, które może ułatwić poszukiwanie "zaginionych ciąż". - Rząd twierdzi, że polityka prorodzinna jest dla niego priorytetem, ale podejmowane działania, takie jak zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej czy wprowadzenie rejestru ciąż, zniechęcają kobiety do rodzenia - ocenia Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.

Ministerstwo Zdrowia o planie systemowego wprowadzenia informacji o ciąży pacjentki, zwanego potocznie "rejestrem ciąż", poinformowało w czerwcu. Dziś wchodzi w życie rozporządzenie w tej sprawie. Rejestr ma być częścią nowego Systemu Informacji Medycznej, w którym znajdą się dane nie tylko o ciąży pacjentki, ale i o przebytych alergiach, implantach, hospitalizacjach czy grupie krwi. Rządzący przekonują, że to europejski standard. Minister Adam Niedzielski podkreśla, że nowe rozporządzenie nie tworzy rejestrów, a jedynie "poszerza system raportowania". 

Mimo zapewnień i uspokajającego tonu ministra w sieci zawrzało. "Narzędzie kontroli", "w ten sposób rząd będzie szukał 'zaginionych ciąż'" - to tylko niektóre z zarzutów.

Natalia Kopaczyńska, 35-latka z Zielonej Góry: - Ten pomysł to według mnie inwigilacja. Rozmawiam z koleżankami i widzę ich rosnący strach i niepokój. Zwłaszcza kobiet po czterdziestym roku życia, kiedy ciąża często jest narażona na wady letalne. Rejestr może spowodować sytuację, w której kobiety ze strachu będą ograniczać kontakt z personelem medycznym, a to poskutkuje poszerzeniem "szarej strefy". Osobiście jestem w lepszej sytuacji, bo mieszkam niedaleko niemieckiej granicy i mogę korzystać z ich usług medycznych. Ta świadomość daje mi duży komfort psychiczny. Jednak domyślam się, że kobiety ze wschodnich stron naszego kraju są w diametralnie innym położeniu.

Kalina Pomorska, 28-latka z Gliwic: - Jestem w czwartym miesiącu ciąży i boję się o własne życie. Ciąża jest chciana, wyczekana przeze mnie i męża. Dziecka chcemy bardzo, ale tyle słyszy się o tym, że lekarze nie chcą ratować kobiety z obumarłym płodem. Przed sądem stanęła też Justyna Wydrzyńska, którą bardzo podziwiam. A teraz ten rejestr. A co, jeśli stanie się tragedia i mnie też nie będą chcieli ratować? Albo potem będą mnie ciągać po sądach, bo nie uwierzą, że dziecko było chciane? To mnie przeraża. Moja mama mieszka w UK i boi się o mnie. Większość kobiet, czy starszych, czy młodszych, jest temu przeciwna. Planujemy z mężem więcej dzieci, ale następne ciąże już będą raczej prowadzone za granicą, bo moje życie jest najważniejsze. To chore, że boimy się i musimy kombinować.

Moralizowanie jako norma

Swoje oświadczenia w sprawie wprowadzenia rejestru wydały organizacje kobiece. Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA apeluje, by zachować spokój, ale i czujność. "Prowadzenie takiego rejestru nie może prowadzić do 'poszukiwania zaginionej ciąży ani żadnych konsekwencji prawnych wobec kobiety'" - czytamy w stanowisku fundacji.

- Mimo iż ministerstwo jako uzasadnienie podaje chęć ułatwienia pracy lekarzy, to w dzisiejszej Polsce każda zmiana dotycząca zdrowia reprodukcyjnego, zwłaszcza związana z gromadzeniem wrażliwych danych, spotyka się z podejrzeniami o złe intencje. I nie ma się czemu dziwić. Kobiety w Polsce jako normę znają niestety moralizowanie i wtrącanie się lekarzy w życie prywatne pacjentek, o całkowitym ignorowaniu ich obaw i potrzeb nie wspominając - komentuje Krystyna Kacpura, prezeska FEDERY.

Wskaźnik urodzeń. Urodzenia żywe według wieku matki"Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność", raport GUS

O to, jaki jest sens prowadzenia rejestru, pytają też demografowie. - Czy rejestr ciąż jest potrzebny w lekarskiej dokumentacji? Wydaje mi się, że nie i odwołuję się do tego, co mówią ginekolodzy. Dla lekarza w wywiadzie z różnych zdrowotnych powodów ważna może być informacja, czy kobieta rodziła, ale nie, czy była w ciąży. Nie wierzę też zapewnieniom ze strony ministerstwa, że te dane nie będą wykorzystane do innych celów. Mieliśmy już przykłady nadużyć tego typu. Nie dziwię się więc, że kobiety się niepokoją. Ja też się niepokoję, wolałabym, żeby atmosfera wokół tej decyzji była inna - mówi prof. Irena E. Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk. 

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam