Wściekłość, smutek, żal. Tak musi czuć się dziś Kamala Harris. Miała wszystko i była blisko. Ale to Donald Trump - w spektakularnym stylu - wraca właśnie do Białego Domu. Dlaczego? Pięć kluczowych elementów doprowadziło do jej porażki. Tak się składa, że to elementy wspólne dla amerykańskiej i polskiej kampanii. A może być jeszcze jeden: klęska Rafała Trzaskowskiego, tak jak u Harris - będzie końcem jego politycznej kariery. Rozpoczyna się więc gra o wszystko.
Jak przegrać, mając tyle asów w rękawie? Po swojej stronie globalne gwiazdy - Taylor Swift, Beyonce i Eminema. Rekordowe 1,5 miliarda dolarów na kampanię. Do tego energię, świeżość, młodość i armię kobiet za sobą. Kamala Harris nie była starym Joe Bidenem ani skompromitowanym Donaldem Trumpem. Miała być przyszłością - a przegrała widowiskowo i upokarzająco.
Rafał Trzaskowski też jest faworytem do prezydentury. W poprzednich wyborach otarł się o wiktorię, bo zagłosowało na niego ponad 10 milionów Polaków. To doświadczony polityk młodszego pokolenia, bez negatywnego elektoratu Donalda Tuska i obciążeń Jarosława Kaczyńskiego. Budżet na kampanię też będzie mieć rekordowy.
Czy może przegrać? Oczywiście, że tak - jeśli stanie się polska Kamalą. Sztabowcy PiS byli w USA i spotykali się z twórcami kampanii Donalda Trumpa. Wiedzą, jak pokonał Kamalę Harris. I będą tym grać.
Byłam w USA w ostatnich tygodniach kampanii, odwiedziłam pięć kluczowych stanów, przejechałam ponad dwa i pół tysiąca kilometrów. Widziałam, jak Kamala Harris przegrywa wybory - i ta klęska jest całkowicie logiczna. Jest pięć elementów, które miały decydujący wpływ na jej porażkę. Tak się przy tym składa, że to elementy wspólne dla polskiej i amerykańskiej kampanii - a zatem to może być pięć elementów, które pogrążą Trzaskowskiego.
Ten tekst to podsumowanie ponad setki rozmów, które przeprowadziłam z doradcami i zwolennikami obu kandydatów, w czasie gdy relacjonowałam historyczne amerykańskie wybory.
Pierwsza przyczyna klęski: liberalna rewolucja
"Jak ona mogła to przegrać!!!" - wyświetla mi się wiadomość od polityka Koalicji Obywatelskiej. W Atlancie jest już 6 listopada, właśnie minęła północ. Stoimy z moim operatorem Przemkiem Gosławskim na praktycznie pustym już parkingu przy barze Manuel's Tavern. Właśnie czekamy na wejście na żywo do TVN24. Lata temu bywali tu demokratyczni prezydenci Jimmy Carter, Bill Clinton i Barack Obama. Wpadali na piwo, rundę rzutek i pogawędkę ze zwykłymi obywatelami. To tu od prawie pół wieku spotykają się w wieczór wyborczy demokraci.
Jeszcze godzinę temu wokoło kłębił się dziki tłum - tysiące zwolenników Kamali Harris przy grillu i piwie czekało na ogłoszenie wyniku wyborów. Ich pewność siebie zadziwiała - przyszli tu świętować zwycięstwo swojej kandydatki. W barze i na zewnątrz stanęło 50 ekranów, na których CNN informowało o spływających z kolejnych stanów wynikach. Ludzie siedzieli na rozkładanych krzesełkach, odziani w koszulki i czapeczki z napisem "Harris for President". - Ameryka nie postawi znowu na tego wariata. Nie ma takiej opcji - mówił mi Jerremy. Jego żona dodawała: "To wybory kobiet. Czas na kobietę".
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam