|

Czy optymizm nas zgubi?

Aktualnie czytasz: Czy optymizm nas zgubi?
Źródło: Shutterstock

Ludziom bardzo trudno racjonalnie ocenić sytuację, ryzyko jej towarzyszące i możliwe konsekwencje, zwłaszcza gdy są one poza ich dotychczasowym doświadczeniem. To wtedy u wielu pojawia się złudny optymizm. Z jednej strony pozwala on zaadaptować się do nowej sytuacji, ale może prowadzić też do lekceważenia zagrożenia i zachowań ryzykownych. O nierealistycznym optymizmie w czasach pandemii rozmawiamy z naukowcami Wydziału Psychologii UW: prof. dr hab. Anną Szuster i dr. hab. Kamilem Imbirem, prof. UW. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Umysł ludzki, który nieustannie stanowi ogromną zagadkę dla naukowców, potrafi przystosować się do każdych warunków. Praca zdalna, ograniczone możliwości gromadzenia się czy spędzania wolnego czasu i codzienne komunikaty o liczbie nowych zakażeń oraz zgonów – oto rzeczywistość, w jakiej funkcjonujemy już od ponad roku.

Zespół badawczy Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego pod kierownictwem prof. dr hab. Anny Szuster przyjrzał się nasileniu negatywnych emocji i poczucia zagrożenia sytuacją w Polsce, Europie i na świecie od marca do lipca ubiegłego roku. W czterech pomiarach badawczych wzięły łącznie udział 2373 osoby. Co pokazały? Między innymi, że w miarę wzrostu wskaźników pandemii odnotowano systematyczny spadek nasilenia emocji negatywnych. W miarę upływu czasu ludzie zaczynali przyzwyczajać się do nowych warunków i choć pandemia nasilała się, wzmacniany był nierealistyczny optymizm.

Zaskakujące? Nie dla badaczy. Nieadekwatny do sytuacji optymizm nie jest w psychologii niczym nowym. Lekkie zniekształcanie obrazu rzeczywistości pojawia się wtedy, gdy ludzie mają poczucie kontroli nad biegiem zdarzeń, które są dla nich ważne. To reakcja umysłu, która pomaga mierzyć się z zagrożeniem i poprawia samopoczucie. Jednak nadmiar pozytywnego myślenia może prowadzić do zachowań ryzykownych.

O tym, dlaczego w sytuacji zagrożenia zachowujemy się nieadekwatnie, rozmawiamy z prof. dr hab. Anną Szuster i dr. hab. Kamilem Imbirem z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Czym jest złudny optymizm, nazywany również w literaturze naukowej nierealistycznym?

Prof. dr hab Anna Szuster, Wydział Psychologii UW: Psychologia po trosze istnieje po to, żeby tropić różnego rodzaju zniekształcenia i deformacje ludzkiego myślenia, postrzegania, podejmowania decyzji, oceniania. Gdyby człowiek zachowywał się logicznie, poszukiwania psychologii byłyby znacząco ograniczone. Jednym z przejawów tej nielogiczności jest właśnie nierealistyczny optymizm. W psychologii mówimy, że to jest jeden z "biasów", czyli zniekształceń. Jest ich bardzo wiele. Ich istota polega na tym, że ludzie w sytuacji pewnego zagrożenia wykazują się paradoksalnie optymizmem. Nie do końca zaprzeczają, ale ograniczają to niebezpieczeństwo. Myślą na przykład, że to innym bardziej niż mnie zagrażają wypadki, że to inni zachorują na COVID-19, a nie ja, i w związku tym, że sytuacja epidemiczna w Polsce jest dużo lepsza niż w Europie i na świecie. To ma swoje głębokie uzasadnienie, ponieważ doraźnie bardziej pomaga w zaadaptowaniu się do warunków, które wcale nie są łatwe.

Nierealistyczny optymizm pełni funkcję utrzymania samooceny, polepszenia samopoczucia. Natomiast w dłuższej perspektywie może grozić zwiększoną skłonnością do podejmowania zachowań ryzykownych. Skoro czuję się dobrze, a wszelkie zagrożenia mnie nie dotyczą bądź dotyczą w mniejszym stopniu, to rezygnuję z profilaktyki, ostrożności i zaczynam funkcjonować jak zazwyczaj, jakby tego zagrożenia nie było. 

Anna Szuster 1
Prof. Anna Szuster (UW) wyjaśnia zjawisko złudnego optymizmu
Źródło: tvn24.pl

dr hab. Kamil Imbir, prof. UW, Wydział Psychologii UW: Nierealistyczny optymizm jest pewnego rodzaju tendencją umysłową, swego rodzaju błędem poznawczym. Kiedy oceniamy prawdopodobieństwo tego, że coś złego nas spotka, bazujemy de facto na wyobrażeniu sobie tej sytuacji, jej stereotypowego obrazu, a następnie na dopasowaniu siebie do wyobrażenia tej sytuacji. Na przykład kiedy myślimy o tym, jakie jest prawdopodobieństwo, że spowodujemy wypadek samochodowy, poszukujemy w umyśle reprezentatywnego i dostępnego nam wyobrażenia tego, co prowadzi do wypadków. Na przykład ryzykowna jazda, alkohol itp. Oczywiście większość z nas nie ocenia siebie jako pasującego do tego obrazu, więc oceniamy, że my raczej wypadku nie spowodujemy.

Ludziom bardzo trudno racjonalnie ocenić sytuację, ryzyko jej towarzyszące i możliwe konsekwencje, zwłaszcza gdy są one poza ich dotychczasowym doświadczeniem. Tak jest w przypadku, kiedy zagrożenie ma charakter niedostrzegalny gołym okiem i może być analizowane tylko jako prawdopodobieństwo na przykład zakażenia koronawirusem w konkretnych sytuacjach. W zasadzie każde zachowanie społeczne w dobie pandemii niesie ryzyko zachorowania na COVID-19. Najczęściej matematycznie wyrażone prawdopodobieństwo jest niewielkie i dodatkowo ciągle się zmienia i fluktuuje wraz ze wzrostami i spadkami krzywej zachorowań. To ogromne wyzwanie dla umysłu, stąd obserwujemy tak zróżnicowane reakcje na pandemię.

Nierealistyczny optymizm jako pewnego rodzaju błąd poznawczy pozwala nam zrozumieć daną sytuację, odnaleźć się w niej, powoduje, że podejmujemy jakieś działania. 

K2
Dr hab. Kamil Imbir o dwóch trybach pracy umysłu
Źródło: tvn24.pl

AS: Jako psychologowie świetnie wiemy, że umysł ludzki ma charakter społeczny, co powoduje, że błyskawicznie przetwarzamy informacje dotyczące ludzi, natomiast nie radzimy sobie z cyframi. Nie lubimy ich w życiu społecznym . Cyfry w codziennym funkcjonowaniu społeczeństw nie mają dla nas takiej wartości informacyjnej jak na przykład wyraz twarzy: uśmiech, grymas czy ekspresja gniewu. Nad tym w ogóle nie musimy się zastanawiać, pojawia się natychmiastowa reakcja. Nasz umysł nie przepada za cyframi, ponieważ gorzej i wolniej je się przetwarza, co wymaga koncentracji uwagi. 

Ponadto ten nasz umysł nie lubi hamowania i odraczania reakcji. A przecież powstrzymanie reakcji jest istotą zachowań profilaktycznych. Na tym to właśnie polega: nie wychodzę, nie siadam do obiadu bez umycia rąk, zakładam maseczkę ochronną. Hamowanie zachowań wpisane jest więc w bycie ostrożnym. A to jest potwornie męczące na dłuższą metę. 

AS2
Prof. Szuster: nasz umysł nie lubi hamowania i odraczania reakcji
Źródło: tvn24.pl

Jakie konsekwencje może przynieść chroniczny nierealistyczny optymizm?

KI: Sytuacja, w jakiej funkcjonujemy od ponad roku, jest niestandardowa. Żyjemy w ciągłym zagrożeniu, które jest po części abstrakcyjne: wirusa nikt nie widzi, a zarażają często osoby niemające objawów. Ponadto słyszymy na przykład z mediów o malejącej bądź zwiększonej transmisyjności, o różnych mutacjach koronawirusa, mających inne właściwości przenoszenia i dających różne objawy. Pojawia się więc bardzo dużo abstrakcyjnych danych. Natomiast w naturalnych sytuacjach, jak na przykład kontakt z inną osobą, włącza się zupełnie inny poziom analizy: intuicyjna, oparta na dotychczasowym doświadczeniu.

Ludziom jest bardzo trudno zachować dystans społeczny, wyrażający się na przykład w utrzymywaniu odległości i noszeniu maseczek, bo jest to sprzeczne z naturalnym sposobem zachowania, kiedy wchodzimy w interakcję z drugim człowiekiem. Utrzymując "dobry" kontakt z drugim człowiekiem w czasie rozmowy, mamy wręcz nieodpartą chęć, żeby przechylić się do tej osoby, przysunąć, żeby powiedzieć jej coś ważnego. Mamy więc dwa poziomy: pierwszy to odruchowe, automatyczne zachowania towarzyszące kontaktom społecznym, z którymi rodzimy się lub których uczymy się bardzo wcześnie; na drugi składają się wszystkie dane, abstrakcyjne twierdzenia dotyczące pandemii.

K2
Dr hab. Kamil Imbir o dwóch trybach pracy umysłu
Źródło: tvn24.pl

W psychologii istnieje teoria, która wyodrębnia dwa tryby pracy umysłu: jeden to umysł doświadczeniowy, drugi – umysł racjonalny. Umysł doświadczeniowy analizuje wszystko to, co jesteśmy w stanie zobaczyć, poczuć, doświadczyć. Tymczasem wirusa nikt z nas nie widzi, widzimy tylko osobę chorą, a nie każdy, kto jest zakażony, wytwarza ten sam zestaw objawów. Każdy z nas ma więc bardzo różne doświadczenia związane z COVID-19: możemy mieć w swoim otoczeniu osobę, która przeszła bardzo źle tę chorobę, a możemy mieć kogoś, kto przechorował bezobjawowo. To natomiast wpływa na gotowość i chęć stosowania się do obostrzeń, ogólnie brania na poważnie przekazu medialnego. Do tego trzeba także pewnego wysiłku poznawczego, żeby zrozumieć, o co chodzi w tych abstrakcyjnych danych i jakie one mogą mieć potencjalne przełożenie na własną sytuację życiową.

W ciągu minionego roku mieliśmy do czynienia z falowaniem postaw. Rok temu, wraz z pierwszymi przypadkami, pojawił się wybuch ogromnego niepokoju, lęku o siebie, bliskich, o przyszłość, rokowania, jakie są po tej chorobie. To była nagła sytuacja, ale ludzie zaczęli się do niej przyzwyczajać. Później mieliśmy do czynienia ze wzrostem zachorowań, któremu towarzyszył wzrost poczucia zagrożenia infekcją. Zaczęły się pojawiać przypadki zachorowań we własnym otoczeniu i na tej podstawie zaczęły kształtować się różnego rodzaju postawy. W sytuacji gdy w czyimś doświadczeniu pojawiły się osoby, które przeszły COVID-19 bezobjawowo, to w umyśle tej osoby nie pojawiły się podstawy do tego, by stwierdzić, że jest to groźna choroba. Z kolei to może prowadzić do przekonania, że maseczki i obostrzenia są niepotrzebne. W sytuacji gdy osoba doświadczyła drastycznych skutków zakażenia, to będzie miała inną postawę wobec tego zagrożenia.

Ważnym punktem odniesienia dla psychologicznych mechanizmów reagowania na pandemię jest pandemia grypy hiszpanki, która pojawiła się sto lat temu, a szczególnie to, jak zapisała się w pamięci zbiorowej. Określana jest ona jako zapomniana pandemia, dlatego że ludzie chorowali prywatnie, a nie ginęli publicznie, jak to było na frontach wielkiej wojny. Jak pokazują opracowania historyków, ta pandemia właściwie umknęła historii, zwłaszcza w Polsce. Nie było testów pozwalających wykryć zakażenie, nie prowadzono rzetelnych statystyk, jednocześnie szerzyła się epidemia tyfusu i obie choroby były ze sobą mylone. Efekt był taki, że w zbiorowej świadomości epidemia zniknęła, choć w pamięci rodzinnej jest ciągle żywa, głównie na podstawie doświadczenia straty kogoś bliskiego. Bardzo ciekawie przedstawia to Łukasz Mieszkowski w swoim reportażu historycznym "Największa".

Dziś - w kontekście pandemii COVID-19 - mamy zupełnie inne narzędzia, które pozwalają nam śledzić fale, transmisyjność, dynamikę zakażeń. To stanowi pewną podbudowę do tego, aby wyciągać racjonalne wnioski. Tutaj jest pole, na którym może uruchomić się umysł racjonalny, ale nie jest to pierwszy wybór każdego z nas. Przetwarzanie informacji w sposób doświadczeniowy jest po prostu łatwiejsze i mniej kosztowne. Zresztą popatrzmy, że redakcje intuicyjnie sięgają po konkretne przykłady chorych, którzy cierpią, ponieważ ten język doświadczeniowy przemawia do odbiorców o wiele bardziej niż liczby same w sobie. 

AS: W ramach zabawy - w czasie pierwszej fali - sięgnęłam po "Dekameron". To przepiękna opowieść o grupie młodych ludzi, których bliscy zmarli z powodu epidemii dżumy we Florencji, a którzy zdecydowali się opuścić rodzinne miasto i udać się w odosobnienie. Zdawali sobie świetnie sprawę, że to najlepszy sposób na uchronienie się przed epidemią. Nie było liczb w telewizji. Chodzili po mieście i widzieli leżące na ulicach ludzkie zwłoki, których nie nadążano już palić. Ten doświadczeniowy umysł działał i odnosił pozytywne skutki – wraz ze służbą udali się w odosobnienie. To pokazuje, że ludzie wiedzą od setek lat, jak się zachowywać w czasie epidemii. Niemniej jednak ciągle zdarza się tak, że ten nieracjonalny umysł bierze nad niektórymi górę. Widać to również na takim przykładzie: jadąc szybko samochodem, widząc wypadek przed nami, niemalże automatycznie zwalniamy. Ale na jak długo? Dwa, trzy kilometry? Potem dociskamy nogę do gazu. To jest metafora pewnej dynamiki, w której zamyka się nasze funkcjonowanie również w pandemii. 

Muszę jednak zaznaczyć, że ten nierealistyczny optymizm był odpowiedzią na pierwszą falę pandemii. On nie działa w nieskończoność. Pojawienie się pandemii było sytuacją nową, zagrażającą, jednak słyszeliśmy, że mamy nad tym kontrolę, jeśli będziemy przestrzegać reguł. W związku z tym i wewnętrznie, i zewnętrznie wytwarzało się poczucie kontroli, które jest fundamentalne, aby budować nierealistyczny optymizm. Zwłaszcza że mówimy o sytuacji dla nas ważnej, bo dla każdego zdrowie jest czymś istotnym. Były to zatem dwa filary, na których w pierwszym okresie pandemii budowało się tę iluzję: poczucie kontroli i znaczenie, jakie stanowi dla nas zdrowie. Zobaczmy jednak, jak Polacy są bardzo racjonalni: w lipcu mieliśmy lekki spadek liczby zachorowań, później w listopadzie i grudniu nastąpił wzrost zakażeń i ludzie zaczęli adekwatnie reagować: wzrosła represyjność, poziom negatywnych emocji i zagrożenia. Można powiedzieć, że ten złudny optymizm był rodzajem bufora, który miał swój kres. Nie pojawił się on przypadkowo.

AS3
Prof. Szuster: pozytywne myślenie ma funkcję głęboko adaptacyjną
Źródło: tvn24.pl

Swoje badania przeprowadziliście państwo w okresie od marca do lipca. Jak w pandemii zmieniło się subiektywne odczuwanie negatywnych emocji u Polaków?

KI: Odczuwanie emocji zachowywało się bardzo przewidywalnie. To znaczy w pierwszym pomiarze, który zrobiliśmy dwa, trzy tygodnie od pojawienia się pierwszych zachorowań w Polsce, badani bali się o siebie, o swoje otoczenie, o swoją sytuację. Wskazywali, że ludzie w ich otoczeniu doświadczają wielu negatywnych emocji. Wraz z tym, jak epidemia się w Polsce rozwijała, a liczba zakażeń nie rosła bardzo drastycznie, zaczęło spadać poczucie zagrożenia. Z każdą kolejną próbą badawczą respondenci wskazywali odczuwanie mniejszej intensywności negatywnych emocji i poczucia zagrożenia. W ostatniej próbie badawczej - w lipcu - miało to swój kres, gdy działo się w Polsce bardzo dużo w sferze politycznej i społecznej.

W listopadzie i grudniu - gdy obiektywna sytuacja zaczęła się zmieniać - zaobserwowaliśmy kolejny skok intensywności emocji negatywnych. 

Aktualnie czytasz: Czy optymizm nas zgubi?

O jakich negatywnych emocjach, poza poczuciem zagrożenia, rozmawiamy?

AS: Naszym respondentom zadawaliśmy pytanie: na ile emocje, takie jak cierpienie, bezradność frustracja, zawiść, zasmucenie sprawiają, że twoim zdaniem ludzie silniej doświadczają obecnie poczucia zagrożenia w obecnej sytuacji?. Nasi respondenci zaznaczali to na skali. Celowo nie pytaliśmy bezpośrednio o to, "na ile ty przeżywasz?”, ponieważ z bardzo bogatego materiału empirycznego wiemy, że odpowiedzi na temat własnych emocji łatwo są zniekształcane w sposób nieświadomy. Ponadto koncentracja na negatywnych emocjach jest dyskomfortowa. Znając mechanizm generalizacji, uciekliśmy się do pośredniej miary, gdyż pytanie o to, jak komuś wydaje się, że jak ludzie doświadczają negatywnych emocji sprawia, że osoba odpowiadająca sięga po własne doświadczenia w tej sytuacji. Taka miara jest bezpieczna i bardziej trafna.

Natomiast druga seria pytań została zadana zupełnie wprost: na ile wydaje ci się, że sytuacja epidemiczna w Polsce, w Europie i na świecie - to były osobne pytania - jest źródłem zagrożenia? Nasi respondenci również w tej kwestii wykazali się optymizmem. O ile w marcu zachowywali się racjonalnie i zwracali uwagę, że to zagrożenie w Polsce jest największe, to już w kolejnych próbach to zagrożenie było postrzegane jako mniejsze. Paradoks polega na tym, że obiektywnie wskaźniki zachorowań - chociaż to nadal były niewielkie liczby - cały czas rosły.

AS4
Prof. Szuster: Polacy wykazali się realizmem optymistycznym

Otrzymaliśmy jeszcze jeden wynik, który możemy sparafrazować, mówiąc że "wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu". Chodzi o to, że na przestrzeni wszystkich czterech pomiarów nasi badani uważali, że sytuacja epidemiczna w Polsce jest najmniej zagrażająca w porównaniu z Europą czy światem. Tutaj badani wykazali się realizmem optymistycznym, bo rzeczywiście ta sytuacja do lipca była lepsza niż w Europie. Musimy też zauważyć, że w tym czasie odnotowujemy duży czynnik wpływu społecznego. Podawane są codzienne komunikaty. Ich celem było uspokojenie sytuacji w związku z różnymi okazjami, jak na przykład wyborów prezydenckich, czy pokazanie, że rząd sobie dobrze radzi. Mieliśmy do czynienia z wpływem społecznym, w którym prezentowany był optymistyczny wariant sytuacji. Ludzie fantastycznie z tego korzystali i byli na to otwarci. Efekt był taki, że w połączeniu z subiektywnym optymizmem badani wskazywali, że w Polsce jest najbezpieczniej. A zatem z dwóch pomiarów dotyczących afektu (czyli emocji i poczucia zagrożenia) wynika, że wraz z powolnym rozwojem epidemii ludzie reagowali w taki sposób, że odnotowaliśmy spadek poziomu negatywnych emocji, a poczucie, że w Polsce sytuacja nie jest zagrażająca, wzrastało. Trzecia miara - porównania Polski z Europą i światem - dopełniła tej wizji "przez różowe okulary". Trzeba również dodać, że tutaj duże znaczenie miał efekt kontrastu, bo przecież pamiętamy obrazy z Lombardii, do których tak daleko było Polsce.  

Aktualnie czytasz: Czy optymizm nas zgubi?

Wspomniała pani o wpływie społecznym. Z psychologii kryzysu wiemy, że jedną z najważniejszych rzeczy w trakcie kryzysu jest przejrzyste i zrozumiałe informowanie, które w sposób prawdziwy odzwierciedla realia, czyli minimalizowanie niepewności, poczucia zagubienia. Czy stawianie na pozytywny wydźwięk wpływu społecznego było zabiegiem zamierzonym?

AS: Myślę, że nie. Oczywiście nie wiem, co eksperci od wizerunku doradzali rządzącym. Komunikaty były bardzo tonowane. Warto jednak zwrócić uwagę, że samo operowanie liczbami daje możliwość powiedzenia prawdy, ale nie mówienia, jak wygląda zagrożenie. Cyfra sama w sobie jaka jest, każdy widzi, ale każdy może ją interpretować inaczej. Codzienne komunikaty mówiły także o wolnych łóżkach, wolnych respiratorach i o tym, co rząd robi w ramach walki z pandemią. Moim zdaniem, rząd byłby całkowicie nieudolny, gdyby nie prowadził tego typu kampanii - robiły to wszystkie rządy państw europejskich. Natomiast niektóre - nieskromnie powiem, że głównie te kierowane przez kobiety - dawały sobie lepiej radę, ponieważ nie komunikowały, ale prowadziły dialog z obywatelami. Jak wiadomo, kobiety komunikacyjnie są dużo lepsze i niewątpliwie na tym polu odniosły sukces. Poziom zdyscyplinowania i odpowiedzialności społeczeństw kierowanych przez kobiety był nieporównywalnie wyższy od pozostałych. 

AS5
"Samo operowanie cyframi daje możliwość powiedzenia prawdy, ale niemówienia o samym zagrożeniu"
Źródło: tvn24.pl

KI: Kwestia wspomnianej polityki informacyjnej jest bardzo trudna. W pierwszej fali - wiosną ubiegłego roku - nie wiadomo było o wielu elementach dotyczących COVID-19. Zwróćmy uwagę, że pojawiały się przypuszczenia, że Polacy - czy w ogóle mieszkańcy wschodniej Europy - w związku z obowiązkowymi szczepieniami są bardziej odporni. Przyszedł listopad i okazało się, że to nieprawda. Przez długi czas nie pojawiała się w ogóle informacja na temat tego, jakich maseczek należy używać, a później trudno w ogóle było przekonać Polaków do ich noszenia. W tej pierwszej fali każda maseczka była dobra i dawała złudne poczucie bezpieczeństwa. Dopiero po pewnym czasie zaczęliśmy zastanawiać się, czy aby na pewno każda daje taką samą ochronę. Na tym przykładzie widzimy, że polityka informacyjna ma kluczowe zadanie. A żeby właściwie kształtować odpowiedzialne zachowania rzesz ludzi, trzeba im powiedzieć wprost, jak się zachowywać, a nie oczekiwać, że sami dojdą do konkretnych wniosków. 

Tu pojawia się także ważna kwestia, którą w psychologii nazywamy modelowaniem. Nie od dziś wiadomo, że ludzie w gruncie rzeczy nie są w stanie sami wytworzyć czy wyciągnąć jakichś wniosków. A nawet jeśli są, to wymaga to dużych nakładów energii, wysiłku, motywacji, a nie każdy ma choćby ochotę się tym zajmować. Dlatego ważny jest prosty, spójny przekaz, pokazywanie na zewnątrz, jaki jest właściwy sposób zachowywania się. Z psychologicznego punktu widzenia sytuacje, gdy ustalało się pewne reguły, a następnie je w sposób widoczny łamało, osłabiały morale. Ludzie przestali się przejmować tymi zasadami, ponieważ mieli widoczne przykłady zachowań sprzecznych z normami. To sprawiało, że zachowania odchodzące od przyjętych norm stawały się coraz bardziej dostępne, a zatem więcej ludzi tak postępowało. 

KS4
Dr hab. Kamil Imbir o modelowaniu w polityce informacyjnej
Źródło: tvn24.pl

Czy są państwo w stanie zauważyć zmiany w postawach Polaków wobec pandemii w ostatnich miesiącach?

KI: Polacy na pewno zmienili swoje nastawienie między innymi dlatego, że pandemia stała się namacalna, ponieważ każdy już ma kogoś w swoim otoczeniu, kto przeszedł COVID-19. Przebieg tej choroby w najbliższym otoczeniu kształtował konkretne postawy wobec epidemii, wobec podawanych liczb. Pojawiła się również pewnego rodzaju bezwładność społeczna, którą możemy zauważyć na przykład na ruchu samochodowym w miastach, pokazującym, na ile zamykamy się w domach, a na ile jesteśmy mobilni. Te reakcje poniekąd są obserwowane z opóźnieniem w stosunku do największych wzrostów zachorowań. Do świadomości społecznej nie tak szybko dociera fakt, że mamy szczyt zachorowań.

Teraz zresztą jest podobnie. Znowu mamy rekordowe liczby zachorowań, ale minie trochę czasu, nim dotrze to do społecznej świadomości. Ponadto doświadczanie kolejnych fal (zachorowań – red.) oswaja nas z pandemią i pozwala wyrobić sobie zdanie o zagrożeniu na podstawie własnego doświadczenia, z pominięciem obiektywnych i racjonalnych danych. Postawa "ale przecież to jest zwykła grypa" nie ma żadnego uzasadnienia w faktach, które są materiałem dla umysłu racjonalnego. Ale z drugiej strony, dla umysłu doświadczeniowego, obserwowanie objawów kogoś, kto przechodził zakażenie łagodnie, może uzasadniać takie błędne przekonanie (o "zwykłej grypie" – red.) i niestety prowadzić do zachowań ryzykownych.

KI 3
Dr hab. Kamil Imbir: Polacy zmienili nastawienie do epidemii, gdyż COVID-19 stał się namacalny
Źródło: tvn24.pl

Na poziomie psychologicznym konsekwencje pandemii będą długotrwałe. Coraz częściej mówi się chociażby o mgle pocovidowej. Czy są państwo w stanie przewidzieć konsekwencje złudnego optymizmu, który mimo wszystko niektórym cały czas towarzyszy?

AS: Trudno to uchwycić, ponieważ każda fala zachorowań przynosi nam inne postawy. Myślę, że różne elementy w zachowaniu, motywacje, specyfika związana z zagrożeniem zmienia się w zależności od czasu trwania danej fali. Dlaczego mówimy o wyczerpaniu nie w pierwszej fali, a później? Dlaczego po doświadczeniach jednego semestru mówi się o konsekwencjach edukacyjnych? Skutki, o których pan mówi, różnią się od siebie w kolejnych etapach pandemii. Ponadto to, że coś się zmienia, a nie jest trwałe, daje inny obraz psychologiczny. Ten nierealistyczny optymizm, który był podręcznikowy dla pierwszej reakcji na zagrożenie, nie ma już takiej "mocy sprawczej" jak w pierwszych kilku miesiącach pandemii. Jego funkcja została zminimalizowana, bo nie da się czerpać z tego samego źródła. Jeśli czerpiemy, to być może jest to doraźne, ale nie długookresowe.

AS6
Prof. Szuster: po wyczerpaniu się nierealistycznego optymizmu włączają się inne mechanizmy
Źródło: tvn24.pl

To skoro nie złudny optymizm, to co?

AS: Między innymi depresyjność i wyczerpanie są reakcjami na wyłączenie optymizmu i włączenie realności. A w związku z tym, że pandemia trwa już tak długo, powoli zaczynamy znajdować się w pułapce wyuczonej bezradności. Na przykład już myśleliśmy, że wrócimy w tym semestrze na uczelnie, a nie wróciliśmy i jako pojedyncze osoby nie mamy nad tym kontroli.

Proszę zwrócić uwagę, że byłoby dużo łatwiej, gdyby wszyscy mogli się umówić na pewne reguły. Jednak nie ma takiej możliwości, ponieważ ludzie bardzo rzadko w dużych zbiorowościach reagują synergicznie, czyli zgodnie. Na tym polega cały problem. Jesteśmy bardzo zróżnicowanymi osobami i synergia na skalę demograficzną jest praktycznie niemożliwa. Na to zwracał uwagę profesor Simon, że gdybyśmy wszyscy przestrzegali zasad, pozbylibyśmy się wirusa dużo szybciej. Tylko tyle i aż tyle. 

KI: Jeżeli weźmiemy pod uwagę konsekwencje psychologiczne - niekoniecznie samego przechorowania, ale nieco szerzej - to widzimy rozwój pewnych kompetencji, którymi rzesze ludzi potrafią się posługiwać. Na Wydziale Psychologii przeszliśmy niemal całkowicie do pracy zdalnej. Było to dla nas wcześniej niewyobrażalne, żeby na przykład zrobić spotkanie badawcze poprzez wideokonferencję. Teraz jest to bardzo dostępne. W ciągu minionego roku zostaliśmy zmuszeni do pewnych rzeczy, które nie zawsze nam odpowiadają. Dostępność takich zachowań jak kontakt wirtualny będzie wpływać na to, jak będziemy postrzegać przestrzeń czy odległość. 

KI 5
Dr hab. Kamil Imbir: zauważamy rozwój nowych kompetencji
Źródło: tvn24.pl

AS: Symptomatyczną rzeczą jest to, że nasi studenci, którzy wcześniej różnie chodzili na zajęcia, teraz mają taką potrzebę kontaktu, że obecność na zajęciach jest dla nich świętem. Jest rodzajem celebracji. Wzrosło cenienie studiowania. Oczywiście zawsze jest jakiś margines osób, które mogą wykorzystać tę sytuację na przykład, żeby oszukiwać. Wykształcił się więc pewien rodzaj uważności na relacje. To też ma związek z tym, że w ogóle się nie widzimy bezpośrednio. Jeszcze przez długi czas będziemy konsumować efekty pandemii, chociaż jeszcze nie wiemy, co z tego dorobku covidowego z nami pozostanie. 

Pani profesor zwraca uwagę na to przeniesienie części życia społecznego do sfery wirtualnej. Czy mamy jakieś mechanizmy, które pozwalają nam wypełniać luki chociażby w zakresie potrzeb?

AS: Przede wszystkim trzeba podkreślić, że sfera realna i wirtualna to dwie zupełnie inne rzeczywistości i umysł ludzki w znaczącym stopniu inaczej (w nich – red.) funkcjonuje. Obecnie pracuję nad programem badawczym, w którym krok po kroku śledzimy, co się dzieje, gdy człowiek podejmuje decyzje w warunkach wirtualnych i gdy podejmuje je w warunkach realnych. W kontakcie bezpośrednim mamy różne przesłanki mimiczne, odnoszące się do tembru głosu, gestykulacji, pochylania się. Gdybyśmy siedzieli przy stoliku, nie dochodziłoby do kolizji komunikacyjnych, których unikalibyśmy poprzez zasygnalizowanie chęci zabrania głosu.

Oczywiście przestrzeń wirtualna kreuje inne rzeczy na poziomie społecznego funkcjonowania. Ta sfera sprzyja na pewno pobieżności, pochopności, impulsywności decyzji, zachowań, powierzchownemu przetwarzaniu informacji w porównaniu ze sferą realną. Sfera wirtualna sprzyja również pobłażliwości ocen na sytuacje łamania norm społecznych. Na przykład kradzież w internecie jest dużo łagodniej oceniana niż w rzeczywistości. Podobnie jest z agresją.

AS7
Prof. Szuster: umysł ludzki inaczej funkcjonuje w sferze wirtualnej i w sferze realnej
Źródło: tvn24.pl

KI: To są w pełni różne kanały i praca w środowisku online wymaga pewnych przygotowań, bo bardzo liczy się przestrzeń. Zupełnie inaczej wygląda praca w przestrzeni, w której nam nikt nie przeszkadza, a inaczej w tej, w której biegają dzieci albo słyszymy współlokatorów prowadzących w tym czasie swoje wideokonferencje. Cały czas uczymy się pracy zdalnej, ponieważ w kontakcie bezpośrednim czytamy całą grupę informacji pozawerbalnych. W tym momencie siedzimy, wpatrując się w swoje ekrany i widzimy jedynie twarz, a głos na przykład jest już w pewien sposób zniekształcony. Jednak ta twarz też coś wyraża. Sam po sobie zauważyłem, w jaki sposób śledzę czy uczestniczę w takich zdalnych spotkaniach. Jeszcze rok temu miałem poczucie, że jestem oślepiony, nie widzę ogromnej części informacji, które do mnie docierały. Teraz widzę, że spostrzegam znacznie więcej komunikatów płynących z mimiki twarzy.

AS: To jest bardzo ciekawe, bo na ogół czerpiemy informacje z całej postawy, w tym z twarzy. W momencie gdy mamy przesłoniętą część twarzy - oczywiście to nie następuje od razu - zaczynamy koncentrować uwagę na tych elementach, które są dostępne. Zaczynamy w sposób dla nas niezauważalny zwracać uwagę na przykład na oczy. Wcześniej, gdy nie nosiliśmy maseczek, oczy były jednym z wielu elementów, które zauważaliśmy. Coraz częściej dostrzegamy to, ten wysiłek wkładany w rozmowę, który ujawnia się w oczach. Im szersze źrenice, tym większy jest wkładany wysiłek w rozmowę. 

Pandemia zastała nas w czasach powszechnego podążania za szczęściem, jakkolwiek byśmy go nie zdefiniowali. To pragnienie szczęścia było realizowane i konsumowane na różne sposoby. Publikowaliśmy na przykład zdjęcia z tropików, wykwintnych dań z dobrych restauracji etc. Jak odnajdziemy się w sytuacji, gdy z jednej strony pandemia nas ogranicza, z drugiej - po przedefiniowaniu niektórych wartości - mamy silniejszą potrzebę bycia szczęśliwymi?

AS: W całym tym zbiorowym nieszczęściu jest to paradoksalnie jakaś szansa. Warto zwrócić uwagę, że wiele rodzin żyło w taki sposób, że ich członkowie spotykali się jedynie wieczorem: w ciągu dnia była szkoła, praca, różne zajęcia. Nagle okoliczności pandemii postawiły nas w sytuacji, w której musieliśmy się nauczyć być razem cały czas. Prawdopodobnie dla wielu rodzin było to odkrycie, że ludzie ze sobą rozmawiają przy posiłkach. Ludzie, którzy zostali zatrzymani w pędzie, stanęli przed szansą pogłębienia relacji. Jednak nie jest to proste, gdyż robimy to w sytuacji zagrożenia i niepewności.

Być może dla wielu nowe okoliczności to szansa na przedefiniowanie tego, co jest ważne. Czy strasznym nieszczęściem jest to, że po raz pierwszy nie wyskoczę do Tajlandii na dwa tygodnie? Czy przerobię to na pewien rodzaj waloru, bo znajdę dużo ciekawszą alternatywę? Pewnego rodzaju truizmem jest to, że człowiek może być wolny nawet w więzieniu. Podobnie jest z pandemią. Odkładając na bok przypadki losowe, takie jak zachorowanie, mamy ogromną szansę. Wiele osób mówiło mi, że na początku pandemii było im fantastycznie, bo znajdowały czas na czytanie, ćwiczenia, na wdrożenie jakiegoś programu. To zawsze niesie ze sobą pozytywne skutki. 

KI: Paradoksalnie widzę szansę dla planety, ponieważ wiele osób odkryło, że takie same doświadczenia jak z Tajlandii można zebrać chociażby nad Zalewem Zegrzyńskim, oszczędzając wiele ton paliwa na podróżach. Tak naprawdę nie liczy się to, gdzie jesteśmy, a z kim i co robimy. Nieznane krainy mogą być tuż za rogiem.

Wiele spraw po zakończonej pandemii nie wróci szybko bądź wcale do stanu z przeszłości. Myślę o działaniach na przykład typowych dla naukowców, jak konferencje naukowe. Pewnie już nie wrócą w kształcie, w jakim były organizowane kiedyś. Pandemia pokazała, że takie spotkania mogą odbywać się przy znacznie mniejszym nakładzie wysiłku. Paradoksalnie dzięki nabywaniu umiejętności obsługi sprzętu, nowych technologii, tworzymy pewnego rodzaju wzorce zachowań, na przykład jak należy oddzielać sferę zawodową od sfery prywatnej. Gdy w jednej przestrzeni znalazła się praca i życie rodzinne, należało się zastanowić, jak postawić granice. Myślę, że ta przedziwna sytuacja pandemii - chodzi mi tu o zmiany w codziennym funkcjonowaniu, nie o kwestie chorowania - będzie pozytywnym momentem przewartościowania. 

AS8
Dr hab. Kamil Imbir: dla wielu sytuacja pandemii może mieć pozytywny efekt
Źródło: tvn24.pl

AS: Dla psychologów to czas ogromnej próby, wielkiego eksperymentu, w którym ludzie poddani zostali działaniu takiego samego czynnika – wirusa, i w bardzo różnych warunkach jakoś funkcjonują, jakoś reagują i przeżywają, a przede wszystkim starają się poradzić sobie z tą sytuacją. Poznanie tych strategii i sposobów może się okazać niezmiernie przydatne dla profilaktyki, ale także dla opracowania sposobów dawania sobie rady ze skutkami pandemii.  

AS9
Prof. Szuster: dla psychologa okres pandemii to wielki eksperyment
Źródło: tvn24.pl
Aktualnie czytasz: Czy optymizm nas zgubi?
Czytaj także: