Szermierka - to w tej dyscyplinie, niczym w sklepowej witrynie, odbijają się wszystkie powody, z powodu których dyskusja o powrocie Rosjan i Bialorusinów do rywalizacji w ogóle się toczy. To rosyjskie wpływy, personalne przysługi i nepotyzm. Na szermierczej planszy okazały się silniejsze od etyki i solidarności.
Najświeższe rekomendacje MKOl wskazują na możliwość dopuszczenia rosyjskich i białoruskich sportowców do rywalizacji, ale wyłącznie jako neutralnych zawodników i tylko w konkurencjach indywidualnych. Ich stroje mają być jednokolorowe i nie zawierać absolutnie emblematów świadczących o narodowej identyfikacji. Międzynarodowy sport ma pozostać zamknięty dla tych, którzy są na kontraktach w wojsku i służbach, ale też dla "aktywnie wspierających wojnę". MKOl rozumie przez to publiczne popieranie działań wojennych, uczestnictwo w wiecach poparcia czy też obnoszenie się z prowojenną literą "Z".
Z jednej strony to tylko rekomendacje - poszczególne federacje mogą się do nich nie zastosować, jak zrobiły to władze światowego tenisa z ubiegłorocznymi wskazaniami MKOl i zdecydowały się nie wyrzucać rosyjskich i białoruskich tenisistów z rywalizacji. Z drugiej jednak to dla działaczy solidna podkładka pod uchylenie drzwi dla objętych sankcjami sportowców.
Wszystko odbywa się w białych rękawiczkach. MKOl "tylko" rekomenduje, pozostawiając decyzje poszczególnym federacjom, z kolei federacje będą "tylko" podążały za wytycznymi komitetu.
- Z przykrością stwierdzam, że emocje powoli opadają, a Thomas Bach drąży dziurę, żeby Rosjan i Białorusinów przemycić na igrzyska - komentuje Andrzej Person, dziennikarz sportowy i rzecznik prasowy kilku polskich ekip olimpijskich.
Rekomendacje nie dotyczą zaplanowanych na przyszły rok igrzysk w Paryżu. Z decyzją w ich sprawie MKOl wciąż czeka.
Nie czekały za to władze światowej szermierki, które już wcześniej wyrwały się przed szereg i postanowiły iść o wiele dalej, niż teraz sugeruje to MKOl. W tej dyscyplinie, niczym w sklepowej witrynie, uwidaczniają się wszystkie powody, z których dyskusja o powrocie Rosjan i Bialorusinów do rywalizacji w ogóle się toczy. To rosyjskie wpływy, personalne przysługi i nepotyzm. Na szermierczej planszy okazały się silniejsze od etyki i solidarności.
Wczoraj przyjaciel, dziś wróg
Na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku Ukraińcy i Rosjanie startowali w jednej drużynie. Związek Radziecki już nie istniał, ale struktury sportowe w nowo powstałych republikach dopiero się tworzyły - tylko kraje bałtyckie były wówczas gotowe na wystawienie swoich reprezentacji. Pozostałych dwanaście republik postsowieckich utworzyło Wspólną Reprezentację, znaną też jako reprezentacja Wspólnoty Niepodległych Państw. 475 startujących pod olimpijską flagą sportowców wywalczyło w Barcelonie 112 krążków. Wygrali klasyfikację medalową.
W drużynowym turnieju szablistów złoto zdobył zespół WNP złożony z Ukraińców i Rosjan. Wśród nich Wadym Hutcajt i Stanisław Pozdniakow, którzy po zakończeniu sportowych karier zamienili charakterystyczne szermiercze stroje na garnitury i stali się skutecznymi działaczami. W tej dziedzinie też doszli na szczyt: Hutcajt został przewodniczącym Ukraińskiego, a Pozdniakow - Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Pierwszy dodatkowo otrzymał tekę ministra sportu i młodzieży Ukrainy, drugi - funkcję prezesa Europejskiej Federacji Szermierczej.
Biorąc pod uwagę wspólną przeszłość i pokrywające się pola obecnej działalności, współpraca pomiędzy obu panami mogłaby przebiegać wzorcowo. Mogłaby, gdyby nie imperialna polityka rosyjska, którą Pozdniakow publicznie tłumaczy, przekonując, że udział w wojnie to dla służących w armii rosyjskich sportowców… zaszczyt.
- Pozdniakow popiera wojnę. To mój wróg - mówi AP News Wadym Hutcajt. I dodaje: - Dla mnie ten człowiek nie istnieje.
Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, a Międzynarodowy Komitet Olimpijski zarekomendował wykluczenie rosyjskich i białoruskich sportowców z rywalizacji, organizacje szermiercze podążyły za tym wskazaniem. Stało się tak, choć Pozdniakow szefował wówczas Europejskiej Federacji Szermierczej, a na czele światowej federacji tej dyscypliny stał Aliszer Usmanow - rosyjsko-uzbecki oligarcha, dobry znajomy Władimira Putina.
Dziś obaj panowie nie pełnią już tych funkcji. Pierwszy został zawieszony. Drugi, w geście protestu, zrezygnował sam. A jednak patrząc na to, co dzieje się w szermierczym światku, łatwo o wrażenie, że rosyjskie wpływy mają się w tej dyscyplinie wyjątkowo dobrze.
To szermierka jako pierwsza odpowiedziała na apel MKOl i jego przewodniczącego Thomasa Bacha, by poszczególne federacje sportowe zastanowiły się nad uchyleniem sankcji, wprowadzonych na Rosję i Białoruś po agresji na Ukrainę. Może to tylko zbieg okoliczności, że w czasach kariery sportowej Thomas Bach był szermierzem?
Polityczna matematyka
Oświadczenie MKOl w sprawie potrzeby dyskusji nad przywróceniem sportowców z Rosji i Białorusi do sportowej rywalizacji spotkało się z zaskoczeniem, oburzeniem, a nawet z groźbami bojkotu przyszłorocznych igrzysk w Paryżu ze strony Ukrainy, Polski, krajów bałtyckich, nordyckich i kilkunastu innych państw Zachodu. Ale już na przykład Afryka, głosem narodowych komitetów olimpijskich państw tego kontynentu, wyraziła poparcie dla MKOl.
"Polityka nie może wywierać presji na sport i pozbawiać go jego najistotniejszych wartości, wyrastających z pokoju, jedności i solidarności" - napisano w osobliwym oświadczeniu.
Matematyka jest nieubłagana. W większości ciał decyzyjnych międzynarodowych organizacji głosy poszczególnych działaczy ważą tyle samo, niezależenie od tego, z jak dużego i jak silnego sportowo państwa pochodzą. Z tej surowej wersji demokracji ochoczo korzysta chociażby Gianni Infantino. Wybrany właśnie na kolejną kadencję szef FIFA od początku szukał poparcia u działaczy z Afryki, Azji czy Karaibów. Im można łatwiej i taniej coś obiecać, łatwiej też na nich wpłynąć. A przecież wspólnie mają w głosowaniach do powiedzenia więcej niż coraz częściej krytykująca Infantino Europa, będąca może jeszcze nie bezzębną, ale już mocno szczerbatą opozycją.
Dla jednych blaski, dla drugich cienie demokratycznych mechanizmów w szermierce też dały o sobie znać. Na forum Międzynarodowej Federacji Szermierczej koalicja przeciwników powrotu Rosjan i Białorusinów okazała się za mała. I to zdecydowanie za mała: 84:51 za powrotem Rosjan i 89:46 za przywróceniem Białorusinów.
To kolejne otrzeźwiające przypomnienie, że wojnę w Ukrainie inaczej widać z ulic Akry czy Rio de Janeiro niż z Warszawy czy Rygi.
- Staliśmy się sportem ćwiczebnym. Forpocztą, która miała wysondować, jak świat zareaguje na dopuszczenie Rosjan i Białorusinów - ocenia Adam Konopka, wiceprezes Polskiego Związku Szermierczego.
- Ta decyzja nie była zaskoczeniem. Rosjanie mają w szermierce bardzo silną pozycję - wskazuje Andrzej Person.
Staszka da(ło) się lubić
Stanisław Pozdniakow był wybitnym szermierzem. Cztery razy, w tym raz indywidualnie, sięgnął po mistrzostwo olimpijskie w szabli. Dziesięć razy po mistrzostwo świata. W mistrzostwach Europy zwyciężał trzynaście razy.
- Przez jakieś 15 lat nie miał sobie równych. Inni szabliści brali z niego przykład. Podglądaliśmy jego akcje, naśladowaliśmy jego technikę - wspomina Marcin Koniusz, który w 2004 roku walczył z Pozdniakowem w finale mistrzostw Europy. Przegrał jednym pchnięciem.
- Miałem wcześniej kilka trudnych walk i na ostatnie trafienia zabrakło sił w nogach. A przez całą finałową walkę prowadziłem - opowiada.
Po zakończeniu kariery Pozdniakow został błyskotliwym działaczem. Na krajowym podwórku piął się w strukturach sportu olimpijskiego. W końcu został przewodniczącym Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, a także Europejskiej Federacji Szermierczej.
- Staszek był w środowisku lubiany i szanowany. Na poziomie sportowym mieliśmy wzorowe relacje. Dość powiedzieć, że sekretarzem generalnym w europejskiej federacji został za jego urzędowania Jacek Słupski - opowiada Adam Konopka.
Po agresji na Ukrainę federacja jednomyślnie wykluczyła Rosjan i Białorusinów z rywalizacji. A następnie - choć już niejednomyślnie - odwołany został Pozdniakow.
- Od wojny nie mam z nim kontaktu. Znam jego wypowiedzi, ale nie wiem, czy mówi własnymi słowami. Tam, jak u nas przed '89, jest "prawda w domu" i "prawda oficjalna" - mówi Adam Konopka.
Potwierdzeniem tych słów może być historia zajmującej się mediami Europejskiej Federacji Szermierczej Rosjanki Jeleny Grisizny, która nie chciała publikować żadnych związanych z wojną oświadczeń, by nie podpaść pod niesławne rosyjskie paragrafy przewidujące nawet 15 lat więzienia za nazywanie "operacji specjalnej" w Ukrainie wojną.
Wypowiedzi Pozdniakowa o wojnie, własne czy dyktowane, dyskwalifikowały go jako działacza sportu międzynarodowego. Ale w kraju nadal jest uważany za właściwego człowieka na właściwym miejscu: w grudniu ponownie został prezesem Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego.
Obecny cel komitetu jest jasny: występ rosyjskich zawodników na igrzyskach olimpijskich. Dla Pozdniakowa to kwestia wykazania się jako sprawnego działacza i lobbysty. Ale jest też wymiar osobisty: jego córka Sofia poszła w ślady ojca i też walczy w szabli. I to z nie gorszymi wynikami. Z igrzysk w Tokio przywiozła dwa złota. Do Paryża też jechałaby walczyć o medale.
Hojny kumpel Putina
Aliszer Usmanow nie był szermierzem pokroju Pozdniakowa. Też walczył w szabli, ale bez większych sukcesów. Tych szukał w biznesie - od początku na skróty.
Jeszcze przed trzydziestką wylądował w więzieniu za korupcję, defraudację i kradzież mienia publicznego. Upadek Związku Radzieckiego okazał się dla niego biznesową trampoliną. Miał własną firmę, ale trafił też do zarządów kilku spółek państwowych. W charakterystycznym dla Rosji lat 90. stylu zbił pieniądze w przemyśle górniczym i metalurgicznym. I pomnażał je dalej. Dziś jest współwłaścicielem specjalizującego się w produkcji stali Metalloinvestu i największym udziałowcem MegaFonu, drugiego co do wielkości rosyjskiego operatora telekomunikacyjnego. Należy do niego poczytna w Rosji gazeta "Kommiersant". Inwestował w Facebooka, Twittera i Apple'a. W swoim ostatnim rankingu najbogatszych ludzi świata "Forbes" umieścił Usmanowa na 167. miejscu, szacując jego majątek na 11,5 miliarda dolarów.
Dojście na finansowy szczyt otworzyło Usmanowowi wiele możliwości. Jak się okazało, włącznie ze zmianami w życiorysie. Chociaż niezależne rosyjskie media donosiły, że skazujący Usmanowa wyrok z lat 80. dotyczył też gwałtu, uzbecki sąd wymazał go w całości.
Jak wielu rosyjskich oligarchów, szukających uwiarygodnienia i wejścia na zachodnioeuropejskie salony, zainteresował się futbolem. W Arsenalu posiadał już blisko 1/3 udziałów. Firmy z jego portfolio wykładały pieniądze na sponsorowanie Evertonu. Klub zrezygnował z tych przelewów po rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Sportową miłością Usmanowa pozostała jednak szermierka. Przez prawie dekadę szefował Rosyjskiej Federacji Szermierczej. W międzyczasie zaliczył kadencję w fotelu prezesa europejskiej federacji tej dyscypliny. Wreszcie z sukcesem wystartował w wyborach na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Szermierczej. Przez chwilę zajmował wszystkie te trzy stanowiska naraz.
- Usmanow był gwarantem finansowej stabilności światowej organizacji, dlatego ma wielu apologetów - mówi Adam Konopka.
W 2020 roku Usmanow zakupił na aukcji odręczne notatki ojca igrzysk olimpijskich Pierre'a de Coubertina. Zapłacił za nie blisko 9 milionów dolarów. Fanaberia bogatego pasjonata sportu? Inwestycja? Nie. Wkrótce okazało się, że to całkiem oryginalny prezent przekazany Muzeum Olimpijskiego w Lozannie na ręce przewodniczącego MKOl Thomasa Bacha - również byłego szermierza, który z kolegami z reprezentacji RFN wywalczył w 1976 olimpijskie złoto w Montrealu.
Złośliwi powiedzieliby, że to spóźniony załącznik do listu, który Usmanow wysłał do Bacha kilka tygodni wcześniej. Pisał w nim o "linczu" na rosyjskich sportowcach, jakim było według niego karanie Moskwy za skandal dopingowy. Dla Usmanowa zbyt surową karą było już samo odbieranie zawodnikom możliwości startu pod rosyjską flagą.
1 marca 2022 roku Usmanow wydał oświadczenie, w którym w oskarżycielskim tonie sam zawiesił się w obowiązkach "do czasu przywrócenia sprawiedliwości". Za jej brak postrzegał nałożenie na niego unijnych sankcji. Bruksela wskazała Usmanowa jako jednego z najbliższych Władimirowi Putinowi oligarchów. Poza kontaktami polityczno-biznesowymi obu panów miały też łączyć te towarzyskie. Była żona Usmanowa (była od maja 2022 roku), niegdyś gimnastyczka, a obecnie szefowa Wszechrosyjskiej Federacji Gimnastycznej Irina Viner miała poznać Władimira Putina z Aliną Kabajewą - inną gimnastyczką, którą media określają jako długoletnią kochankę prezydenta Rosji.
Gorący kartofel
Powzięte przez zarządzających światową szermierką decyzje jeszcze nie weszły w życie. Rosjanie i Białorusini mieli wrócić na plansze od kwietnia, ale wciąż nie wiadomo, czy i na jakich zasadach się to stanie.
- Wysłaliśmy pismo do Międzynarodowej Federacji Szermierczej (FIE) z zapytaniem o wytyczne dotyczące startu tych zawodników. Odpowiedzi nie ma, za to w międzyczasie pojawiły się rekomendacje MKOl-u, bardziej restrykcyjne niż to, co przegłosowała FIE - mówi Adam Konopka.
FIE może, ale nie musi stosować się do rekomendacji MKOl. Gdyby się ich trzymać, Rosjanie i Białorusini nie będą mogli wystawić składów w szermierczych konkurencjach drużynowych, w których tradycyjnie są bardzo silni. Dlatego rekomendacje zostały już skrytykowane przez Stanisława Pozdniakowa.
Ukraińcy nie czekali na ustosunkowanie się poszczególnych federacji do ogłoszonych rekomendacji. Na szczeblu politycznym zapadła decyzja, że sportowcy z tego kraju nie wezmą udziału w żadnych zawodach, w których wystąpią sportowcy z Rosji i Białorusi - z kwalifikacjami olimpijskimi włącznie. Taka decyzja ma wywierać presję na działaczy sportowych, by drzwi swoich dyscyplin dla Rosjan i Białorusinów nie otwierali.
Niemcy, w obliczu możliwości przywrócenia Rosjan, zrezygnowali z organizacji zawodów szermierczego Pucharu Świata, zaplanowanych w maju w Tauberbischofsheim.
W przedostatni weekend kwietnia Puchar Świata ma zawitać do Poznania. Jeśli wytyczne FIE będą oczekiwać od organizatorów dopuszczenia Rosjan, Poznań może stracić te prestiżowe zawody. Chociażby przez kwestie formalne - w tym momencie Polska nie wydaje obywatelom Rosji wiz.
Uprzedzając ruch FIE w tej sprawie, Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Polski Związek Szermierczy zamierzają wykorzystać nieprecyzyjnie określone w rekomendacjach MKOl warunki dopuszczenia Rosjan i Białorusinów i przedstawiły już światowej federacji swoją interpretację.
- Zaprosimy Rosjan i Białorusinów, pod warunkiem że podpiszą pewną deklarację. I ta deklaracja w zakresie punktu o niepopieraniu wojny mówi o tym, że zawodnik rosyjski sprzeciwia się zbrodniom wojennym, o popełnienie których Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze oskarżył Władimira Putina. Jeżeli taki zawodnik rosyjski podpisze taką deklarację, to ja go serdecznie do Polski zapraszam - tłumaczył minister sportu Kamil Bortniczuk na antenie RMF FM.
W podobnym tonie wypowiadał się w czwartek w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24.
Pytany przez prowadzącego program Grzegorza Kajdanowicz o podpisanie przez sportowców deklaracji sprzeciwu, Bortniczuk odparł: - Uważam, że tak powinniśmy zrobić. Nie wyobrażam sobie, żeby MKOl czy jakikolwiek cywilizowany kraj był za tym, żeby w igrzyskach olimpijskich startowali zawodnicy, którzy nie są w stanie sprzeciwić się zbrodniarzom wojennym. A przypomnijmy, że za takiego został uznany Władimir Putin.
Podobna zasada miałaby obowiązywać na organizowanych w Polsce Igrzyskach Europejskich, gdzie w 19 dyscyplinach sportowcy powalczą o kwalifikacje olimpijskie. Polska już wcześniej uzgodniła z Europejskim Komitetem Olimpijskim, że Rosjan i Białorusinów, nawet pod neutralną flagą, na tych igrzyskach nie będzie.
Takie grono zawodników z rosyjskimi i białoruskimi paszportami byłoby de facto "drużyną dysydentów", o której minister Bortniczuk mówił już kilka tygodni temu. Spotkało się to z alergiczna reakcją Rosjan.
- U nas w kraju wszyscy sportowcy popierają politykę naszego prezydenta. Innych nie ma. Uciekli, a więc nie reprezentują naszego kraju - tłumaczyła Irina Priwałowa, była sprinterka, a dziś zastępczyni Stanisława Pozdniakowa w Rosyjskim Komitecie Olimpijskim.
A my właśnie z tymi i wyłącznie z tymi Rosjanami powinniśmy dziś negocjować.
Autorka/Autor: Michał Banasiak / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dursun Aydemir/Anadolu Agency via Getty Images