Premium

"Nikt mnie nie wytyka palcami, że dostaję pracę dzięki rodzicom"

Zdjęcie: fot. Mickael Lefevre/Monolith Films

Bohatera, prawdziwego, który wpadł na ryzykowny pomysł, ale który ostatecznie zmienił bieg walki z pożarem w najnowszym filmie Jeana-Jacquesa Annauda "Notre Dame Płonie" zagrał Maximilien, syn Andrzeja Seweryna i Mireille Maalouf, również aktorki. Tomaszowi Marcinowi Wronie opowiada o zdjęciach w żywym ogniu, czy spotkał francuskiego strażaka, a także jak to jest być synem swoich rodziców.

Maximilien Seweryn ma 32 lata i robiący wrażenie dorobek aktorski. Jego kariera filmowa i telewizyjna ruszyła z kopyta, po tym jak zwrócił na siebie uwagę w 2016 roku drugoplanową rolą w filmie "Go Home" w reżyserii Jihane Chouaib. Tytuł był jego oficjalnym debiutem kinowym. Później grał u Arnauda des Pallieresa, Luca Besona, a ostatnio u zdobywcy Oscara Jean-Jacquesa Annauda. 

Jednak nic nie zapowiadało, że jedyny syn Andrzeja Seweryna i jego czwartej żony - również wybitnej aktorki - Mireille Maalouf, pójdzie w ślady rodziców. Jako dziecko marzył o byciu astronautą, architektem albo archeologiem. Nawet to, że jako 10-latek był statystą w "Zemście" Andrzeja Wajdy, a jako 13-latek pojawił się spektaklu Teatru Telewizji "Antygona", reżyserowanym przez ojca, nie sprawiło, że zamarzył o graniu ani na wielkim ekranie, ani na deskach teatru.  

Swój pomysł na życie zmienił, gdy jako 14-latek razem z kolegami założyli zespół rockowy i zaczął występować na scenie. Rozsmakował się w tym. Po świetnie zdanej maturze, dostał stypendium jednego z paryskich uniwersytetów. Po roku porzucił studia i zapisał się na kurs aktorski jednej z paryskich szkół, by po trzech miesiącach przenieść się do prestiżowej londyńskiej Guildhall School of Music & Drama, której absolwentami są: Orlando Bloom, Daniel Craig, Ewan McGregor, Lilly James czy Jodie Whittaker. 

32-letni Francuz o polsko-libańskich korzeniach stał się jednym z najciekawszych aktorów europejskich swojego pokolenia. Podobnie jak pozostała dwójka dzieci Andrzeja Seweryna: Maria oraz Yann-Baptiste, świetnie odnalazł się w świecie sztuki. Maria Seweryn, córka Krystyny Jandy, jest cenioną aktorką oraz dyrektorką Och-Teatru w Warszawie. Natomiast Yann-Baptiste - syn Seweryna i  Laurence Bourdil (trzeciej żony Polaka) - ukończył studia operatorskie w Szkole Filmowej w Łodzi i jest cenionym autorem zdjęć filmowych.

Najnowszy film z udziałem Maximiliena Seweryna to "Notre-Dame płonie" w reżyserii Jean-Jacquesa Annauda, wybitnego francuskiego filmowca. Jego debiut reżyserski - "Czarne i białe w kolorze" z 1976 roku, doceniony został Oscarem w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Później Francuz nakręcił takie klasyki, jak "Imię róży", "Kochanek", "Siedem lat w Tybecie" czy "Wróg u bram". 

"Notre-Dame płonie" powstał na podstawie prawdziwych zdarzeń z 15 kwietnia 2019 roku, gdy w paryskiej katedrze wybuchł pożar. To ona jest główną bohaterką filmu, chociaż Annaud postanowił odtworzyć ten nieszczęśliwy dzień z perspektywy strażaków, którzy walczyli z ogniem. Filmowiec wykonał imponującą pracę, żeby zdokumentować i zweryfikować najdrobniejsze szczegóły. Bo każdy, kto zna twórczość Annauda, wie, że nie sięga po półśrodki. Zdjęcia powstały nie tylko w samej katedrze Notre-Dame, ale również na terenie innych podobnych francuskich obiektów sakralnych. Reżyser wykorzystał nagrania archiwalne, a niektóre sceny pożaru kręcone były w prawdziwym ogniu w podparyskim miasteczku filmowym.

O tych ostatnich Maximilian Seweryn mówi tak: - Mieliśmy tylko jedno podejście, żeby nagrać konkretną scenę. To sprawiało, że nie mogliśmy nic sp*******ć. Nie było dubli.

W filmie wcielił się w postać jednego z paryskich strażaków, który zupełnie przez przypadek odegrał kluczową rolę w walce z pożarem. W jaki sposób? I czy miał okazję poznać prawdziwego, o tym między innymi opowiedział w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną, tvn24.pl.

Wspomina również o nowych projektach, w których bierze udział. Na etapie postprodukcji są dwie kolejne międzynarodowe produkcje z udziałem najmłodszego Seweryna: "Doppelgaenger. Sobowtór" - druga pełnometrażowa fabuła Jana Holoubka - oraz "Emperor" w reżyserii Lee Tamahoriego, autora między innymi bondowskiego "Śmierć nadejdzie jutro".

"Notre-Dame płonie" do polskich kin trafił 19 sierpnia.

Z Maximilienem Sewerynem rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.

Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Twoi rodzice są artystami. Czy pójście tą samą drogą było dla ciebie naturalnym wyborem? 

Maximilien Sewryn: Dobre pytanie, bo nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Decyzję o tym, żeby zająć się aktorstwem  i pójść do szkoły aktorskiej, podjąłem po pierwszym roku studiów ekonomicznych na uniwersytecie. Przez to, że świetnie zdałem maturę, uniwersytet zaoferował mi miejsce. A że potrzebowałem wyższego wykształcenia, skorzystałem z tej możliwości. Okazało się, że ekonomia to nie moja bajka. Jednocześnie miałem doświadczenie sceniczne: jako 14-latek zacząłem śpiewać i grać na gitarze w zespole rockowym, który założyliśmy z kolegami. Cztery lata później pomyślałem, że może fajnie byłoby spróbować występowania na scenie w innym charakterze. Byłem ciekaw tego, jak to jest pracować z tekstami, pisanymi przez dramaturgów. Po kilku miesiącach współpracy z przyjaciółmi, coraz mocniej byłem przekonany, że to jest coś niesamowitego. I tak trafiłem na zajęcia aktorskie. 

Natomiast nigdy wcześniej nie myślałem, że tak będzie wyglądać moje życie. Nigdy o tym nie marzyłem, chociaż zawsze byłem wielkim fanem kina. Już jako 10-latek oglądałem filmy japońskie, amerykańskie czy francuskie. Ale bardziej kręciło mnie to, co dzieje się poza kadrem filmowym, za kulisami teatralnymi. Gdy rodzice zabierali mnie do teatru, uwielbiałem obserwować całe to sekretne życie poza sceną, niedostępne dla widowni: techników, zmieniającą się scenografię, aktorów, którzy musieli się szybko przebrać.

Ciągnęło mnie też wtedy do pisania scenariuszy. Jako mały chłopiec uwielbiałem kino akcji z Brucem Willisem. Dlatego raz - na lekcje z literatury francuskiej - napisałem o tym, jak z klasą pojechaliśmy na wycieczkę do Nowego Jorku i zatrzymaliśmy się w hotelu Plaza. Tam doszło do ataku rosyjskich terrorystów, którzy zabrali wszystkich jako zakładników. W tym czasie byłem w windzie, dzięki temu byłem jedynym, który mógł uratować resztę (śmiech). Napisałem wiele takich historii dla zabawy, ale nigdy nie myślałem o tym, że zostanę aktorem. 

Ale przecież pierwszy epizod zagrałeś u Andrzeja Wajdy w "Zemście" z 2002 roku. 

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam