To pewne – 2020 przejdzie do historii jako rok, który zmienił świat. W marcu, niemal z dnia na dzień, opustoszały ulice. Twarze zakryły maseczki. Praca i szkoła przeniosły się do domu. Masowo wykupywaliśmy rękawiczki, żele antybakteryjne i papier toaletowy. Choć latem na chwilę przyszło rozluźnienie, zapełniły się plaże i restauracje, to wraz z nadejściem jesieni nadeszła też druga fala COVID-19. A potem trzecia. I znów właściwie jesteśmy tam, gdzie rok temu.
Dziś musimy borykać się właśnie z tą trzecią, jak dotąd najgorszą falą. Chorych szybko przybywa. W piątek, 26 marca Ministerstwo Zdrowia informowało o 35 143 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. Resort przekazał też informację o śmierci 443 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. Rok temu, 26 marca 2020 roku, zakażeń przybyło jedynie 170. Tego dnia z powodu koronawirusa zmarły dwie osoby.
Ale zanim na początku marca ubiegłego roku w Zielonej Górze potwierdzono pierwszy w Polsce przypadek zachorowania na nowego koronawirusa, na COVID-19 chorowali mieszkańcy chińskiego Wuhanu, choć początkowo sami tego nie wiedzieli.
Mokry targ i Chiński Nowy Rok
Pierwsze kilka przypadków zakażenia koronawirusem w Wuhanie potwierdzono na początku grudnia. Zachorowania powiązano z "mokrym targiem", czyli miejscem, gdzie handluje się rybami, owocami morza, ale i dzikimi zwierzętami, w tym nietoperzami, które mogły przenieść wirusa na ludzi.
Już pod koniec 2019 roku chińscy lekarze musieli stawić czoła ogromnemu wyzwaniu – pacjentów chorujących na dziwne, odporne na konwencjonalne metody leczenia, wirusowe zapalenie płuc, przybywało w zastraszającym tempie. Badacze z uniwersytetów Waszyngtońskiego i Johnsa Hopkinsa szacują, że już w grudniu w Wuhanie przypadków zachorowania na koronawirusa było około tysiąca, czyli znacznie więcej niż podawały oficjalne statystyki. Chiński rząd dopiero 31 grudnia poinformował o nietypowej infekcji Światową Organizację Zdrowia (WHO). Jeszcze wtedy twierdził, że "chorobie można zapobiec oraz ją kontrolować".
Pech chciał, że początek pandemii zbiegł się z obchodami Chińskiego Nowego Roku. Miliony Chińczyków wsiadły w samoloty, pociągi i auta, by pojechać do rodzinnych miast i odwiedzić bliskich. Również ci z Wuhanu, nieświadomi skali zachorowań. Już pod koniec stycznia koronawirus rozprzestrzeniał się w Szanghaju, Chengdu czy Pekinie. Dwa miesiące wystarczyły, by COVID-19 rozszedł się na niemal cały świat.
Pierwsza fala
Do Polski koronawirus dotarł 4 marca. "Pacjentem zero" był Mieczysław Opałka, 66-letni mieszkaniec Cybinki koło Słubic, który kilka dni wcześniej wrócił autokarem z Niemiec. Mężczyzna następnego dnia znalazł się w szpitalu w Zielonej Górze.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam