Łysy facet o bezwzględnym, lekceważącym ludzi spojrzeniu, który bez charakteryzacji mógłby wejść na plan filmowy i zagrać szefa rosyjskiej mafii lat 90. To on jest założycielem Grupy Wagnera, farmy internetowych trolli i człowiekiem, który wpływał na amerykańskie wybory. Skąd wziął się w otoczeniu Władimira Putina?
Przypominamy tekst, który opublikowaliśmy w styczniu 2023 roku.
Podczas rosyjskiej inwazji w Ukrainie z czołówek portali całego świata nie schodzi Jewgienij Prigożyn, czyli szef prywatnej firmy wojskowej Grupa Wagnera. Awans Prigożyna w kręgach rosyjskiej władzy szybko stał się fetyszem clickbaitowych artykułów, które podryfowały w kierunku sakramentalnego pytania: Czy Jewgienij Prigożyn może zastąpić Władimira Putina?
Kundel rosyjskiego kapitalizmu
Używam słowa "sakramentalny", bo tak jak codzienna modlitwa powtarzana automatycznie odmóżdża zamiast przynosić refleksję, tak zadawanie ciągle tego samego pytania w odniesieniu do Prigożyna zakłamuje mechanikę działania putinizmu. Prigożyn to postać mroczna i odpychająca, ale nie może zastąpić Putina. Nie powinien nawet o tym marzyć. Jest zbyt wulgarny i prymitywny. W związku z tym, że dowodzi Grupą Wagnera nie należy go mylić z psem wojny. To zwyczajny kundel korupcyjnego gangsterskiego kapitalizmu made in Russia.
Rozumiem atrakcyjność indywiduum pod tytułem Prigożyn. To łysy facet o bezwzględnym, lekceważącym ludzi spojrzeniu, który bez charakteryzacji mógłby wejść na plan filmowy i zagrać szefa rosyjskiej mafii lat 90. Prostacko, ale dobitnie cedzi zdania pojedyncze, będące mieszanką poleceń strażnika więziennego i biznesowego janusza. Znajdziemy w nim tę samą mroczną siłę co na zdjęciach Berii i Ala Capone, a kiedy się uśmiecha, przypomina kaczora z horrorów klasy C o zwierzętach zabójcach. Naprawdę, to kaczor Howard, który czeka na egzorcystę. Słowem - każdy emocjonalnie rozwinięty człowiek trzyma się od niego z daleka.
Szef wagnerowców to ten przypadek, gdy emploi bohatera odpowiada jego konstrukcji psychicznej i kolejom życiowym. Prigożyna powszechnie nazywa się "kucharzem Putina", ale ten przydomek jest cokolwiek nieprecyzyjny. Prawie całe lata 80. Prigożyn spędził w kolonii karnej, ponieważ w 1979 roku został skazany za kradzież, rozbój i udział w działalności przestępczej. To nic innego jak budzący się w 18-letnim Jewgieniju zew przedsiębiorcy. Niedługo po wyjściu z więzienia, kiedy gnijący komunizm zamieniał się w dziki kapitalizm, Prigożyn rozkręcał sieć hotdogarni i marketów, a do 1998 r. zdążył otworzyć dwie luksusowe restauracje, spośród których jedna bardzo przypadła do gustu byłemu kagiebiście o ponurej twarzy, wówczas pracującemu w organach miejskich Sankt Petersburga. Władimir Putin, bo o nim mowa, zabierał do niej swoich kolegów, interesantów i delegacje zagraniczne. Nawet kiedy został prezydentem, zorganizował w niej wieczerzę dla Jacques'a Chiraca i George'a W. Busha. Dla Prigożyna oznaczało to jedno: uczepił się rękawa władzy, co w Rosji oznacza, że biznes idzie z górki. I faktycznie poszedł, bo rosyjski Nikodem Dyzma nawiązał znajomość z człowiekiem, który na kolejne ćwierćwiecze został dyktatorem Rosji.
Prigożyn wkrótce otworzył ogólnokrajową sieć fast foodów, a jego firma Concord otrzymała samorządowe i państwowe kontrakty na dostarczanie cateringu do publicznych szkół i przedszkoli. Potem także ministerstw. Od nadmiaru głowa nie boli, więc nadwyżkę gotówki wykorzystał do wejścia w deweloperkę, formalnie kierowaną i majątkowo zapisaną na jego małżonkę i starszego syna Pawła - dziś objętych sankcjami. Ponieważ prawdziwy biznes wymaga rozmachu i wizjonerstwa, a państwo Prigożynowie mieli jedno i drugie - niszczyli zabytkowe budynki Sankt Petersburga, by na ich miejscu stawiać luksusowe domy w stylu kamienic z okresu Katarzyny II, bazy wojskowe, centrum turystyki wodnej i ośrodek rehabilitacji medycznej. Wszystko to w stylu posh, dla ludzi posh z ich posh portfelami. Przy okazji Concord otrzymał spory kawałek biznesu śmieciowego miasta. Aż dziw bierze, że Prigożyn nie otworzył sieci zakładów pogrzebowych, co dopełniłoby obrazek początkującego przedsiębiorcy dzikiego Wschodu.
Misja soft, misja hard
W drugiej dekadzie XXI wieku przed obrotnym biznesmenem stanęły zadania, na które nie miał najmniejszej ochoty. Putin ma to do siebie, że do zadań państwowych lubi wyciągać z niebytu ludzi niezbyt inteligentnych, za to bezwzględnych i pochodzących z jego rodzinnego Sankt Petersburga. W ten sposób na barki Nikodema Dyzmy spadły dwie misje, będące narzędziem imperialnych ambicji Putina. Najpierw misja soft, a potem misja hard.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam