"Dżed" albo "DżaDża", tak ją nazywano w szerokim świecie, gdzie błyszczała jej gwiazda. Jadwiga Jędrzejowska - tego poza jej rodakami wymówić nie potrafił nikt.
To ona, na długo przed Agnieszką Radwańską, rozsławiała Polskę tenisowymi sukcesami. To jej gra, dekady przed Igą Świątek, zachwycała media i fanów, w tym koronowane głowy.
Córka robotnika z Krakowa, której stać nie było na sportowy strój, dostała się na szczyt. Na salony. W tamtych czasach, kiedy kariera w wykonaniu kobiety wciąż nie wszystkim mieściła się w głowie.
Tajemniczy "Mister G"
Riwiera Francuska, końcówka lat 20-tych, początek 30-tych XX wieku
Raj dla artystów, wszystkich niespokojnych duchów. Bujne życie towarzyskie. Pogoda, owoce morza, szampan. Panie w kapeluszach cloche, dopasowanych do najmodniejszych, krótkich fryzur. Cekiny, hafty, frędzle, kryształki. Panowie w kolorowych, trzyczęściowych garniturach lub spodniach Oxford Bags. Jazz i coraz popularniejszy swing.
Ściągają tu sławy - by tworzyć, bawić się i garściami czerpać z życia, na balach, ulicach, na plażach. Scott i Zelda Fitzgeraldowie, Pablo Picasso, Jean Cocteau, Francis Picabia, Igor Strawinski - nikogo nie brakuje.
Przepych. Bajka.
W Polsce jesienią i zimą trenować nie ma gdzie, o krytych kortach można tylko pomarzyć. Związek tenisowy wysyła zatem Jędrzejowską tam, gdzie pogoda grać pozwala przez 12 miesięcy. Trafia na Riwierę.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam