|

Polska drugą Finlandią. Do czasu. Potem wyprzedzają nas Albania i Uzbekistan

shutterstock_2258001579
shutterstock_2258001579
Źródło: Shutterstock

Polskie 10-latki znalazły się w światowej czołówce badania PIRLS sprawdzającego biegłość w czytaniu. W najnowszej edycji wypadliśmy na równi ze stawianą za edukacyjny wzór Finlandią. Ale oprócz powodów do zadowolenia są też wyzwania: różnice między chłopcami i dziewczynkami są w Polsce jednymi z największych na świecie, a nasze dzieci nieprzesadnie lubią czytanie. I co jeszcze bardziej niepokojące: nie lubią szkoły.

Artykuł dostępny w subskrypcji
TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

- Mamy się czym cieszyć? - pytam na wstępie Joannę Kaźmierczak i Krzysztofa Bulkowskiego z Instytutu Badań Edukacyjnych, którzy w Polsce stoją za realizacją badania PIRLS 2021. Ona jest krajową koordynatorką, on - kierownikiem do spraw przetwarzania danych polskiej odsłony jednego z najważniejszych i największych badań edukacyjnych na świecie.

Chwilę milczą i się uśmiechają: - Mamy.

Międzynarodowe Badanie Postępów Biegłości w Czytaniu (to oficjalna nazwa programu) od 2001 roku sprawdza czytelnicze umiejętności dzieci z całego świata w czwartym roku edukacji (u nas to dzieci około 10. roku życia, czwartoklasiści). Polska bierze w tym badaniu udział regularnie od drugiej edycji w 2006 roku, a badania powtarzane są co pięć lat.

Inicjatorem i organizatorem PIRLS jest Międzynarodowe Stowarzyszenie Mierzenia Osiągnięć Szkolnych (IEA) - niezależne konsorcjum organizacji badawczych i agencji rządowych z prawie 70 krajów członkowskich. 

Najnowsza edycja została przeprowadzona w 2021 roku, wyniki na całym świecie prezentowane są właśnie teraz - 16 maja 2023 roku. Bo PIRLS to ogrom danych i analiz. Przedsięwzięcie jest naprawdę spore - tylko w Polsce udział w badaniu brali uczniowie, rodzice, nauczyciele i dyrektorzy ze 150 szkół.

Badanie zostało przeprowadzone podczas pandemii COVID-19. - Zaczęliśmy wchodzić do szkół 10 maja, tuż po powrocie uczniów z nauczania zdalnego - opowiada Joanna Kaźmierczak.

- A to oznacza, że badaliśmy uczniów, którzy w marcu 2020 roku, w czasie pierwszego lockdownu, byli trzecioklasistami, do końca tamtego roku szkolnego uczyli się zdalnie. W czwartej klasie wrócili na chwilę na nauczanie stacjonarne i wkrótce znów mieli lekcje zdalne i musieli uczyć się w domach - uzupełnia Krzysztof Bulkowski.

I choć z podobnymi kłopotami mierzyli się badacze na całym świecie, to jednak trzeba w tym miejscu pamiętać, że według danych UNESCO Polska była jednym z krajów, gdzie nauczanie zdalne trwało najdłużej.

Kaźmierczak: - Wiedzieliśmy, że to musi odbić się na wynikach.

Bulkowski: - I odbiło się, a mimo wszystko mamy powody do zadowolenia.

02
02.02.2022 | Pogłębienie nierówności i obniżenie jakości kształcenia. Alarmujący raport NIK o zdalnym nauczaniu
Źródło: Katarzyna Górniak | Fakty TVN

Choć wyniki czwartoklasistów są o kilka punktów gorsze niż w badaniu z 2016 roku, to nasi uczniowie znaleźli się na piątym miejscu na świecie, ex aequo ze stawianą za edukacyjny wzór Finlandią. A przed nami nie ma żadnego kraju z UE. 

Jeśli jednak spojrzeć na inną część badania - tę mierzącą nie umiejętności związane z czytaniem, a poczucie przynależności do szkoły - to będziemy musieli odwrócić tabelę. Tu Polska jest antyliderem i zajmuje czwarte miejsce od końca.

Co nam po świetnym czytaniu, skoro dzieci nie lubią szkoły? O to również zapytałam badaczy.

Najlepsi i najsłabsi

Zacznijmy od najlepszych wiadomości. W badaniu wyróżnia się cztery poziomy umiejętności: niski, średni, wysoki oraz zaawansowany.

To ważne, bo jeśli uczeń słabo czyta, może naprawdę nie poradzić sobie z innymi przedmiotami w szkole właśnie przez to
Joanna Kaźmierczak

Zła informacja jest taka, że są dzieci, którym poszło tak słabo, że ich wynik nie łapał się nawet na poziom "niski". Dobra jest zaś taka, że jest ich w Polsce stosunkowo mało - ich odsetek wynosi 2,8 proc. (dla porównania w Finlandii to 3,5 proc.). To nieco więcej niż w 2016 roku, gdy mieliśmy takich uczniów jeszcze mniej, bo zaledwie 2 proc. 

Ale spokojnie. - Ten wzrost naszym zdaniem może być związany z pandemią. Bo zaobserwowano go na całym świecie. W 2016 roku ten wskaźnik wynosił średnio dla wszystkich badanych 4 procent, a dziś to już 6 procent. Tak wtedy, jak i dziś, Polska ma te wyniki wyraźnie poniżej średniej międzynarodowej - zastrzega Bulkowski.

Z pandemią najpewniej związany jest też spadek odsetka uczniów czytających najlepiej. W 2016 roku mieliśmy ich w Polsce aż 20 proc., w 2021 już tylko 14 proc.

- Ale znów widzimy tendencję. W 2016 roku średnia na świecie wynosiła 10 procent, a teraz 7 procent. Polska mimo spadku nadal jest w czołówce - podkreśla Joanna Kaźmierczak.

Badacze nie chcą jednoznacznie rozstrzygać, jaki wpływ na czytelnicze kompetencje czwartoklasitów miała reforma programowa z 2017 roku. Podstawa programowa dla edukacji wczesnoszkolnej nie zmieniła się aż tak znacząco, byśmy mogli mówić o zupełnie nowym sposobie uczenia.

Jak zachęcić młodzież do czytania lektur? Facetka od polaka o Wokulskim jako "stalkerze, który śledzi Izabelę"
Źródło: TVN24

Zmieniła się jednak lista lektur. Przed reformą w edukacji wczesnoszkolnej była całkowicie elastyczna. Od 2017 roku o tym, z jakiej listy książki czytają najmłodsi uczniowie, decyduje Ministerstwo Edukacji i Nauki. W kanonie dla tego etapu edukacji jest dziś 26 pozycji do wyboru - od kultowych "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren po polski bestseller "Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)" Justyny Bednarek.

Nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy o tej zmianie, przypominają, że gdy w szkołach był większy wybór lektur, to w większości placówek i tak był ograniczony do tego, co dało się znaleźć w szkolnej bibliotece. 

Przemysław Czarnek podpisał rozporządzenie o zmianach w liście lektur
Przemysław Czarnek podpisał rozporządzenie o zmianach w liście lektur
Źródło: Ewa Paluszkiewicz | Fakty po południu

A badacze dość zgodnie zauważają: - Jeśli dzięki jakiemuś badaniu będziemy mogli więcej powiedzieć o wpływie reform systemu edukacji na umiejętności uczniów, to pewnie będzie to badanie 15-latków PISA. Wyniki najnowszej edycji ukażą się w grudniu 2023 roku.

Polscy 15-latkowie w czołówce badania PISA (materiał archiwalny)
Źródło: "Fakty" TVN

Tu i teraz wiadomo zaś, że w przypadku 10-latków możemy się cieszyć, bo uczniów najsłabszych mamy bardzo mało, najlepszych więcej niż inni, a wyniki średnie plasują nas w światowej czołówce.

Dziewczynki kontra chłopcy

Ale z badania możemy wyciągnąć też to, co dla polskiej szkoły jest wyzwaniem.

Między chłopcami i dziewczynkami jest 20-punktowa różnica na korzyść tych drugich
Joanna Kaźmierczak

One zdobyły średnio 560 punktów, oni - 540 (w badaniu nie ma limitu punktów). I choć wynik chłopców jest na tle świata dobry, to tak duża różnica między płciami nieco badaczy niepokoi. W poprzedniej edycji różnica ta wyniosła 18 punktów. 

Spójrzmy na innych. Nie ma żadnego kraju, w którym chłopcy czytaliby lepiej niż dziewczęta. Ale w najnowszej edycji jest sześć państw, gdzie wynik obu płci jest taki sam. To Hiszpania, Portugalia, Czechy, Izrael, Malta oraz Włochy.

Kaźmierczak: - Wygląda więc na to, że były takie kraje, które są w stanie jakoś bardziej zachęcić chłopców do czytania. Warto przyjrzeć się, co takiego w ostatnich latach zrobiły.

- Może mieli jakieś narodowe programy czytelnictwa? Może zmienili listę lektur? - zastanawiam się głośno.

Bulkowski: - Nie znamy jednej odpowiedzi, bo pewne jest, że tych czynników może być wiele. Jeśli chcemy zająć się tym obszarem, to warto się tym państwom przyjrzeć. 

Dlaczego chłopcy, którzy czytają słabiej niż dziewczynki, powinni nas zajmować? - Bo czytanie jest umiejętnością ważną na kolejnych etapach edukacji - mówi Bulkowski. - Wiemy już, że dzieci nauczyły się czytać, a teraz powinny to wykorzystać do nabywania innych umiejętności i zdobywania dalszej wiedzy. Jeśli umiejętność czytania jest słabsza, to będzie dla tych dzieci trudniejsze - przypomina.

Możemy się zastanowić, czy lista lektur w klasach 1-3 zachęca do czytania zarówno chłopców, jak i dziewczynki
Możemy się zastanowić, czy lista lektur w klasach 1-3 zachęca do czytania zarówno chłopców, jak i dziewczynki
Źródło: Shutterstock

Kaźmierczak dodaje: - Możemy się więc zastanowić, czy lista lektur w klasach 1-3 zachęca do czytania zarówno chłopców, jak i dziewczynki. Pomyśleć, jak ten dystans zminimalizować w praktyce szkolnej.

W większości państw europejskich różnica między chłopcami a dziewczynkami jest nieco mniejsza niż w Polsce - to między 15 a 18 punktów. My z 20 punktami zamykamy stawkę krajów unijnych. Za nami są kraje takie jak Albania, Kosowo, Brazylia czy Oman.

Potrafią, ale czy lubią?

Badacze nie tylko sprawdzali, jak uczniowie radzili sobie z rozumieniem i analizowaniem tekstów literackich oraz użytkowych (np. broszur, ulotek), ale pytali ich również o postawy wobec czytania.

- Dobrze czy niedobrze? - pyta z uśmiechem Krzysztof Bulkowski, a ja wietrzę podstęp.

Na szczęście badacz sam odpowiada: - Te wyniki mierzące nastawienie do czytania, tak osobno brzmią nawet całkiem nieźle. Problem polega na tym, że jeśli porównamy się z innymi krajami, to wypadamy jednak słabo. W przypadku ogólnego wskaźnika nastawienia do czytania  znajdujemy się w ostatniej dziesiątce. Więc niby uczniowie dość pozytywnie podchodzą do czytania, ale… nie tak pozytywnie, jak uczniowie w innych państwach. I wreszcie nie tak pozytywnie, jak podchodzili uczniowie w Polsce w 2016 roku. Ciekawe jest też to, że w krajach z wyższymi wynikami wskaźnik pozytywnych postaw wobec czytania jest stosunkowo niski - dodaje.

Czwartoklasiści są za to bardzo świadomi swoich umiejętności. Wiedzą, że są dobrymi czytelnikami. 94 proc. dzieci deklaruje: "czytanie jest dla mnie łatwe". Jeśli chodzi o wskaźnik samooceny czytelniczej, jesteśmy w czołówce badanych państw. 

Kaźmierczak: - Samoocena jest ściśle związana z umiejętnościami. I to jest pozytywne, że oni wiedzą, co potrafią. W innych państwach z czołówki obserwujemy podobną korelację.

czarnek 2
Minister Czarnek informuje o większej liczbie lektur, które będą musieli przeczytać uczniowie przystępujący w przyszłym roku do matury
Źródło: "Sygnały Dnia", Polskie Radio

A co ze szkołą?

Nieuchronnie zmierzamy do punktu, który dobrze pamiętam z poprzedniej edycji badania PIRLS 2016. To dlatego, że wciąż słyszę słowa koordynatora tamtej edycji prof. Krzysztofa Konarzewskiego, który mówił mi: - W Polsce dominuje przekonanie, że ważne, żeby młodzi się uczyli, a potem płacili podatki, dawali na tacę i żeby był porządek. Przy takim podejściu społecznym szkoła, która nie daje się lubić, jest w porządku. (...) Dorośli wznoszą oczy do góry: "E tam, nie lubią szkoły, ważne, że oceny mają dobre. Nie lubią, to niech nie lubią". Mnie to porusza, bo moim zdaniem to symptom poważniejszej choroby, czyli oderwania szkoły od życia. Polska szkoła jest przyzwoicie urządzoną wyspą, dobrze zarządzaną, ale dla dzieci ona nie jest istotna. Do szkoły nie idzie się po to, żeby się czegoś dowiedzieć, zobaczyć świat w nowym świetle, żeby łuski człowiekowi spadły z oczu i zaczął myśleć: "Ojej, do tej pory błądziłem!".

Co sprowokowało taki komentarz? Ano fakt, że w PIRLS 2016 okazało się, iż młodzi Polacy wybitnie czytają, ale szkoły nie lubią.

A teraz:

Uff?

Niestety nie. Bo gdy zaczniemy się porównywać, okaże się, że z tą sympatią do szkoły, czy bardziej fachowo "poczuciem przynależności do szkoły", mogłoby być zdecydowanie lepiej.

- Jeśli chodzi o pozytywne nastawienie, jesteśmy na czwartym miejscu od końca - przyznaje Bulkowski. 

Przypomnijmy, mówimy o 10-latkach i takie nastawienie dzieci w tym wieku powinno zapalić u dorosłych czerwoną lampkę alarmową, tym bardziej że wiemy, iż tylko nieco starsze dzieci (w badaniu Fundacji Unaweza pt. "Młode głowy" brały udział dzieci powyżej 11. roku życia) zgłaszają już szereg problemów związanych ze zdrowiem psychicznym i samooceną, z których wiele ma ścisły związek z sytuacją w szkole.

A badające licealistów i niedawnych absolwentów szkół ponadpodstawowych Stowarzyszenie Umarłych Statutów informuje, że 49 proc. ankietowanych uważa, iż w szkole nie mogą być w pełni sobą.

Martyna Wojciechowska: Mówią: nic nie znaczę, nie dam sobie rady i dla nikogo nie jestem ważny. Tak czują się nasze dzieci
Źródło: TVN24

Pewnym zaskoczeniem w przypadku badania PIRLS 2021 może być fakt, że w kwestii poczucia przynależności do szkoły w czołówce są kraje takie jak: Albania, Kosowo, Macedonia, Czarnogóra, Portugalia czy Uzbekistan.

Kaźmierczak: - Można się zastanowić, czy w tamtych kulturach szkoła nie funkcjonuje inaczej w przestrzeni społecznej niż w Polsce. 

To państwa, które edukacyjnie wypadają słabo, ale dla dzieci nierzadko szkoła może być tam miejscem bezpieczniejszym niż dom.

Tymczasem w Polsce, podobnie jak we Francji, Chorwacji czy w Hongkongu, szkoła ewidentnie nie jest do lubienia. 

Bulkowski: - I tu akurat dręczenie w polskiej szkole jest mniej widoczne niż w innych krajach. Tylko, że nadal to jest problem, którego doświadcza jednak nie aż tak mała grupa dzieci.

O podobnej prawidłowości w poprzedniej edycji badania prof. Konarzewski mówił: - W szkole mamy terror oceniania, wszystko jest wymierzone. Gdy system szczegółowo określa zasady, to zaczyna być bardziej ceniony. Jak się mówi człowiekowi: "żyj dobrze, to pójdziesz do nieba", to nie działa tak dobrze, jak: "przeprowadź staruszkę przez pasy, to dostaniesz pięć punktów na drodze do raju". Ludzie zaczynają się wtedy przejmować. I widzimy, że dzieciaki się przejmują ocenami dużo bardziej niż kiedyś ich rodzice. Ich szkoła jest taka jak urząd skarbowy. Wszyscy są w niej osaczeni regulacjami.

Lucyna Kicińska o przemocy rówieśniczej wśród dzieci
Źródło: TVN24

Tymczasem dziś, jak wynika z badania PIRLS 2021, największy problem z dręczeniem mają szkoły w RPA - tam zaledwie 30 proc. dzieci nie ma takiego doświadczenia. Trudna jest też sytuacja uczniów w Belgii, Rosji, Nowej Zelandii, Łotwie.

Badacze przyznają jednak, że na ten wynik mogą mieć wpływ różnice kulturowe, bo dręczenie czy wyśmiewanie i różne ich przejawy w różnych kulturach i państwach mogą być odmiennie definiowane.

Rodzice pomagają

Ciekawym wątkiem jest też ten, że polscy uczniowie lepiej wypadają w umiejętnościach zaawansowanych, np. interpretacji tekstu, niż w tych prostych, np. wyszukiwaniu informacji.

- Można się więc i tu zastanowić nad kontekstem kulturowym. Może u nas rzeczywiście uczy się czytania bardziej na tekstach literackich, gdzie siłą rzeczy częściej dokonuje się interpretacji. Nie jest oczywiście tak, że umiejętności "zaawansowane" są lepsze niż "proste". Potrzebujemy jednych i drugich - przypomina Joanna Kaźmierczak.

Jak je trenować? Teraz badacze opublikują w specjalnych broszurach zadania z badania PIRLS, które nauczyciele, jeśli zechcą, będą mogli wykorzystać w swoich klasach. Chodzi o to, by mogli zobaczyć, na jak różne sposoby badana jest umiejętność czytania i zastanowić się, co jeszcze mogłoby pomóc ich uczniom i uczennicom.

Kaźmierczak: - Nie chodzi o to, by uczyć się pod jakieś testy, ale by nauczyciele mogli zobaczyć, jak praktyczne i przydatne są zadania zastosowane w tym badaniu. I że mogą im pomóc w pracy.

Oprócz nauczycieli trzeba jeszcze brać pod uwagę rolę rodziców. PIRLS to potwierdza. 

Pewnym jest, że wyraźny wpływ na wyniki czwartoklasistów w Polsce ma status socjoekonomiczny, w tym wykształcenie ich rodziców.

- Liczy się też ich pozycja zawodowa, liczba książek w domu. To wszystko koreluje z umiejętnościami czwartoklasistów - przypomina Bulkowski. - Myślę, że to było ważne w przypadku pandemii, bo jednak rodzice tych najmłodszych uczniów musieli się najbardziej zaangażować w nauczanie zdalne. Ci lepiej sytuowani, którym praca zdalna pozwalała jakoś lepiej przypilnować dzieci, mieli narzędzia, by dzieci wspierać, z pewnością mieli wpływ też na to, jak te dzieci opanowały umiejętność czytania - dodaje.

Aż 91 proc. polskich rodziców odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy dostarczyli uczniom dodatkowe książki w czasie nauki zdalnej. To najlepszy wynik w Unii Europejskiej.

Co ciekawe, w Polsce nieistotne są różnice w umiejętnościach uczniów ze względu na miejsce zamieszkania (wieś, małe miasto czy duże miasto).

W badaniu PIRLS 2021 w Polsce udział wzięło 4179 uczniów (253 oddziały ze 150 szkół), 3995 rodziców, 231 nauczycieli języka polskiego, 150 dyrektorów szkół.

Jak pandemia badaczom życie komplikowała

Na koniec zajrzyjmy jeszcze na moment do kuchni badania. 

W jego najnowszej edycji udział wzięło 57 państw i osiem dodatkowych regionów (np. Hongkong czy Tajwan, podobnie Moskwa, choć w badaniu bierze też udział cała Rosja).

Badaczom w jej przeprowadzeniu, jak już wspomniałam, przeszkodziła pandemia. Ale rzecz w tym, że w różnych państwach próbowali sobie z tym poradzić na różne sposoby.

37 państw - w tym Polska - przeprowadziło badania wiosną 2021 roku, w pierwotnym terminie. - Ale 14 państw musiało opóźnić badanie o pół roku, bo nie były w stanie go przeprowadzić w terminie - mówi Bulkowski. I od razu zastrzega: - To ważne, bo badane dzieci były o pół roku starsze.

A w przypadku dzieci w tym wieku, na wczesnym etapie edukacji, pół roku potrafi stanowić naprawdę dużą różnicę. Wśród państw, które się na to zdecydowały, znalazły się m.in. Węgry, Chorwacja, Litwa i Irlandia.

Do tego doszło sześć państw, które przesunęły badanie o cały rok. Ale one po prostu wylosowały nową próbę badawczą i zbadały dzieci w tej samej klasie, co Polacy, czyli w klasie czwartej. Ich próbę - oceniają badacze - można uznać za porównywalną.

Bulkowski: - Ostatecznie konsorcjum publikujące wyniki badania uznało, że wyniki krajów z pierwszej i trzeciej fali są porównywalne i prezentowane razem jako główne rezultaty badania, a 14 państw, które przesunęły badanie o pół roku, znajdują się w dodatkowym zestawieniu.

I tak, choć w badaniu wzięło udział 57 państw i regionów, Polskę należy porównywać z 43.

Jak wypadliśmy na ich tle? Zdobyliśmy średnio 549 punktów i znaleźliśmy się na szóstym, a właściwie na piątym miejscu - ex aequo z Finlandią, bo różnice w naszych wynikach są nieistotne statystycznie.

Kaźmierczak: - Nasz średni wynik w punktach jest nieco gorszy niż w 2016 roku (przed pięcioma laty mieliśmy tych punktów 565).

Bulkowski: - Ale w porównaniu z poprzednią edycją spadek zanotowała większość badanych państw.

Najlepiej wypadły 10-latki z Singapuru, zaraz przed rówieśnikami z Hongkongu. 

- Przypuszczamy, że może mieć to związek z większą motywacją w czasie nauki zdalnej i większym zaawansowaniem technologicznym - mówi Bulkowski.

- Ale mają też mniejszą populację niż 38-milionowa Polska, łatwiej takim systemem oświaty zarządzać - dodaje Kaźmierczak.

Cały raport PIRLS 2021 i materiały dla nauczycieli na pirls.ibe.edu.pl

Czytaj także: