Ebrahim Raisi, twardogłowy ajatollah i urzędnik związany całe życie z irańskim wymiarem sprawiedliwości, wygrał wybory prezydenckie w Iranie. Oskarżany o współodpowiedzialność za mordy sądowe na tysiącach Irańczyków polityk obejmie urząd w sierpniu. Czy jest się czego obawiać?
Dla nikogo, kto śledził kampanię wyborczą w Iranie, wynik wyborów prezydenckich nie powinien być zaskoczeniem. Ebrahim Raisi, faworyt najwyższego przywódcy duchowego, ajatollaha Alego Chamenei był jedynym kandydatem, który miał szansę na wygraną.
Rada Strażników, dwunastoosobowy organ rządowy Islamskiej Republiki Iranu, który interpretuje, kto jest wystarczająco wierzący, wierny konstytucji, Islamskiej Republice i najwyższemu przywódcy, już w przedbiegach odrzuciła aż 592 kandydatów, którzy zgłosili chęć startu w czerwcowych wyborach. Ostatecznie Rada dopuściła do udziału w wyborach jedynie siedmiu kandydatów, ale ci poza Raisim byli bez szans. Z tego powodu do bojkotu wyborów nawoływali zarówno dysydenci, jak i odrzuceni kandydaci, w tym były prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad, który powiedział, że "nie chce brać udziału w tym grzechu".
Rozczarowanie
Do urn nie poszła znaczna części młodego społeczeństwa irańskiego. Frekwencja (49 procent) okazała się najniższa od 1979 roku, gdy doszło do obalenia szachinszacha Mohammada Rezy Pahlawiego. Zresztą i frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2020 roku, która z natury jest niższa niż w wyborach prezydenckich, wyniosła tylko 42 procent i również była najniższa od 40 lat. Wydaje się, że w kraju, gdzie wybory zawsze były rodzajem "wentylu bezpieczeństwa", który dawał społeczeństwu pozorną możliwość wyboru dobrego lub złego policjanta i gdzie frekwencja zazwyczaj była bardzo wysoka, władze dostały czytelny sygnał, że duża rzesza Irańczyków przestała się łudzić. Dla wielu stało się jasne, że Rada Strażników blokuje kandydatów-reformistów, a promuje konserwatystów, którzy przy tak niskiej frekwencji nie mają silnego mandatu w społeczeństwie.
Choć w Islamskiej Republice Iranu to prezydent stoi na czele rządu, faktyczna władza pozostaje w rękach najwyższego przywódcy - Rahbara. To on ma największy wpływ na kreowanie polityki zagranicznej, bezpieczeństwa oraz obronności. Rahbar wypowiada wojnę i ogłasza powszechną mobilizację. Jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, głównodowodzącym zarówno regularnych wojsk, jak i Korpusu Strażników Rewolucji, w tym podlegających tej formacji sił specjalnych Al-Quds, które realizują swoje misje nie tylko w Syrii i Iraku, ale na całym Bliskim Wschodzie i w innych regionach świata. Podejmuje także najważniejsze decyzje personalne w państwie. Może zdymisjonować prezydenta, powołuje osoby na kluczowe stanowiska cywilne i wojskowe, a ponadto jest ostateczną instancją w kwestii interpretacji islamu i jego zgodności, czy też odzwierciedlenia w prawie państwowym. Bez wątpienia to dopiero zmiana najwyższego przywódcy będzie kluczowa tak dla Iranu, jak i dla jego relacji ze światem.
Jednak mimo oczywistej fasadowości systemu i poważnych ograniczeń procesu wyborczego, a także 40 lat, które minęły od rewolucji islamskiej, rzeczywiste wpływy fundamentalistów wśród Irańczyków są nadal duże, a kandydaci środowisk liberalnych mogą się cieszyć poparciem jedynie w wąskich kręgach w niektórych większych miastach. Irańskie społeczeństwo jest młode, większość mieszkańców nie pamięta nawet obalenia dyktatury szacha i dawnego, przedrewolucyjnego życia. Wydaje się, że ważniejsze od spraw religii czy swobód obywatelskich jest dla nich rozwiązanie problemów gospodarczych i socjalnych, co postulują środowiska fundamentalistyczne i co obiecywał w kampanii Raisi.
Kluczowe dla Irańczyków jest zniesienie sankcji nałożonych na ich kraj, a więc powrót do porozumienia nuklearnego z 2015 roku między Teheranem a USA, Rosją, Wielką Brytanią, Francją, Chinami i Niemcami, które dotyczy kontroli irańskiego programu rozwoju energetyki jądrowej. Odkąd prezydent Donald Trump odrzucił porozumienie w 2018 roku, Iran po raz kolejny w ostatnich dekadach pogrążył się w głębokim kryzysie, a reakcją społeczeństwa na marazm, hiperinflację i zapaść ekonomiczną okazało się głębokie rozczarowanie zarówno rządami pragmatyków, jak i Zachodem, w szczególności Trumpem. Szalę goryczy przelały likwidacja dowódcy brygady Al-Quds generała Kasema Solejmaniego, którego 3 stycznia 2020 roku na bagdadzkim lotnisku dosięgły amerykańskie rakiety, a także zestrzelenie przez irańską obronę przeciwlotniczą ukraińskiego samolotu, na którego pokładzie leciało wielu zachodnich obywateli, głównie Kanadyjczyków. Irańczycy mają poczucie, że są osamotnieni, a jednocześnie doskonale wiedzą, że każda forma wystąpień przeciw władzom spotka się z siłowym rozwiązaniem, tak jak to miało miejsce w latach 2009 i 2019. W takiej atmosferze przebiegała kampania wyborcza, po której prezydentem został Ebrahim Raisi.
- Wielu młodych nie głosowało w ogóle. Raisi nie ma poparcia miast, jego elektorat to tereny wiejskie. Rząd kupuje ich głosy dotacjami, ludzie na wsiach boją się nie głosować. Obawiają się, że zostają "odhaczeni" i spotkają ich problemy – tłumaczy Haszem S., doktor socjologii z Uniwersytetu Teherańskiego. - W Teheranie głosowało jakieś 25 procent - to bardzo mało w porównaniu do wcześniejszych wyborów. Oczywiście mamy w kraju kilkanaście milionów młodych ludzi zarejestrowanych jako basidżi (Związek Mobilizacji Uciemiężonych), którzy są od dziecka zindoktrynowani przez propagandę i nadal wierzą w rewolucję, ale 80 procent młodych ludzi jest w kontrze do rządu, w opozycji do władz. Szacuje się, że około 3 miliony Irańczyków wrzuciło do urn pustą kartkę, czyli miejsce pierwsze zajął pan Raisi z 19 milionami głosujących na niego, a drugie miejsce "pan nikt" z 3 milionami zwolenników. To historyczne, bezprecedensowe wydarzenie w Iranie – ocenia socjolog.
Mekka dla ubogich, "irańska Tajlandia", ojczyzna prezydenta
Kim zatem jest nowy prezydent, na którego głosowało 62 procent z niecałej połowy Irańczyków uprawnionych do udziału w wyborach? By to zrozumieć, trzeba prześledzić jego młodość. Wyrósł on - nawet jak na Iran - w niezwykle konserwatywnym środowisku.
Ebrahin Raisi urodził się w 1960 roku w obecnie trzymilionowym Meszhedzie, drugim co do wielkości mieście kraju, położonym w północno-wschodniej ostanie Chorasan-e Razawi, z której wzgórz można dostrzec pustynie Turkmenistanu. Miejsce to dla Irańczyków i szyickich pielgrzymów z całego Bliskiego Wschodu szczególne. Nazwa Meszhed pochodzi od arabskiego "maszhad" i oznacza miejsce męczeństwa. To tu w 823 roku po śmierci VIII imama szyitów Rezy powstało najważniejsze szyickie mauzoleum obok położonych w Iraku Nadżafu i Karbali. Mauzoleum Imama Rezy wraz z przyległymi meczetami to największy kompleks świątynny islamu, który co roku odwiedza 25 milionów szyitów z całego świata.
"Bogaci jeżdżą do Mekki, biedni do Meszhedu" - głosi nieco prześmiewcze powiedzenie, ale prawda jest taka, że Mekkę powinien odwiedzić każdy muzułmanin, a Meszhed jest miejscem świętym wyłącznie dla szyitów. To tu działa od 1200 lat jedna z najstarszych organizacji na świecie, mianowicie Astan Quds Razavi, czyli administrator Sanktuarium Imama Rezy. Organizacja powstała po męczeństwie VIII Imama szyitów. Jest głównym podmiotem gospodarczym Meszhedu. Nie płaci podatków, a ponadto posiada swoje media, uniwersytety, szkoły, biblioteki, szpitale, firmy ubezpieczeniowe, organizacje młodzieżowe, muzea, firmy budowlane, ogromne uprawy rolne i wiele innych interesów, w których zatrudnia w sumie 20 tysięcy osób. Dyrektorem Astan Quds Rezavi jest zawsze ajatollah i należy on do elity decyzyjnej kraju. Ajatollah Chamenei w roku 2016 mianował Raisiego szefem wspomnianej organizacji.
Paradoksalnie Meszhed jest dziś reklamowany w folderach turystycznych dla dolarowych szyickich przybyszów z Iraku jako "irańska Tajlandia". To porównanie turystycznego Disneylandu Azji Południowo-Wschodniej z konserwatywnym reżimem Zatoki Perskiej wydaje się niefortunne, ale dla Irakijczyków, którzy od lat uciekają od okropieństw wojny, Meszhed to oprócz parków wodnych także - co jest tajemnicą poliszynela - usługi prostytutek zakamuflowane pod szyickim "małżeństwem na próbę". Miasto, z którego murów spoglądają na przyjezdnych graffiti przedstawiające irańskich męczenników poległych w wojnie z Irakiem, a także współczesnych, którzy w ramach brygady Al-Quds oddali życie w walkach z tak zwanym Państwem Islamskim w Syrii i Iraku, słynie jednak głównie z konserwatyzmu i religijności. Stąd pochodzi wielu irańskich polityków, w tym najwyższy przywódca Ali Chamenei.
Raisi spędził tu tylko wczesną młodość. Jego ojciec też był duchownym, ale zmarł, gdy Ebrahim miał pięć lat. Piętnastolatek poszedł w jego ślady i wyjechał na studia do seminarium w świętym mieście Kom, które z uwagi na dominującą tu w strojach czerń dziesiątek tysięcy mułłów i pół miliona czadorów Irańczycy nazywają "miastem czarnych wron". Tu z kolei mieści się Mauzoleum siostry VIII imama Rezy - Fatimy, która także zajmuje ważne miejsce w szyickim panteonie świętych.
Cień na karierze Raisiego
Gdy Raisi studiował, nastał koniec epoki szachinszacha, a Kom stało się sercem rewolucji islamskiej. 8 stycznia 1978 roku ulicami miasta przeszła pokojowa demonstracja studentów. Była to reakcja na artykuły w rządowej prasie szkalujące szyickiego przywódcę duchowego Ruhollaha Chomeiniego, który przebywał na emigracji we Francji. Savak, bezpieka szacha, otworzyła ogień do protestujących. Zginęło 70 osób. Protesty rozlały się po całym kraju. Niebawem Chomeini wrócił z wygnania, obalił Pahlaviego i objął ster rewolucji, która trwa do dziś.
Po tych wydarzeniach kariera Raisiego - młodego duchownego, protegowanego Chamenei - błyskawicznie przyspieszyła. - Ten słabo wykształcony facet, bez żadnych stopni naukowych, w wieku 20 lat został zastępcą prokuratora ważnego miasta Karadż, a chwilę później zaczął pełnić tę samą funkcję w Hamadanie. W 1985 roku, jako 25 latek, został zastępcą prokuratora naszej stolicy – wylicza teherański socjolog.
I tu dochodzimy do momentu, który do dziś kładzie się cieniem na karierze nowego prezydenta. W 1988 roku jako prokurator Teheranu Raisi wszedł w skład czteroosobowego tajnego trybunału zwanego "komitetem śmierci", który wydał tysiące wyroków śmierci na osadzonych w więzieniach wrogów politycznych Islamskiej Republiki. Latem 1988 rząd poczuł się zagrożony. Irakijczycy, z którymi od ośmiu lat toczył krwawą wojnę, ruszyli do kolejnej ofensywy i chociaż została ona odparta, to wojska irańskie zostały dodatkowo zaatakowane przez Narodową Armię Wyzwolenia, zbrojne skrzydło Mudżahedinów Ludowych, organizacji irańskiej opozycji. Marsz Mudżahedinów Ludowych na Teheran także został rozbity, ale dał władzom pretekst do rozprawy z wrogami rewolucji. Dekret skazujący na śmierć zdrajców "toczących wojnę przeciw Bogu" wydał sam Ruhollah Chomeini, jednak odpowiedzialność za zgładzenie tysięcy przeciwników reżimu leży na Ebrahimie Raisim. Szacuje się, że w tajnych egzekucjach rozstrzelano od 4 do 5 tysięcy więźniów, choć Mudżahedini Ludowi twierdzą, że zabitych było około 30 tysięcy. Rząd Iranu nigdy nie ujawnił, ile osób zginęło. Jedynie przyszły prezydent kraju Ali Akbar Haszemi Rafsandżani w 1989 roku półgębkiem przyznał, że w więzieniach stracono "mniej niż tysiąc" więźniów politycznych.
- Wiedza o mordach politycznych, w których brał udział Raisi, jest w Iranie dość powszechna – opowiada Awszyn M., dziennikarz z Szirazu. - Ale być może nie robi to na młodych ludziach takiego wrażenia, ponieważ w Iranie niezmiennie od lat każde wystąpienie przeciw władzy jest krwawo pacyfikowane przez basidżów, którzy w latach 2009 i 2019 dopuścili się zabójstw przeciwników reżimu – dodaje dziennikarz.
To, że Ebrahim Raisi objął stanowisko prezydenta zamiast wszczynać śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegających na morderstwach, wymuszonych zaginięciach i torturach, jest ponurym przypomnieniem, że w Iranie panuje bezkarność.- sekretarz generalna Amnesty International Agnes Callamard
Raisi wielokrotnie zaprzeczał, jakoby odgrywał rolę w wydawaniu wyroków śmierci. Przyznał jednak, że były one uzasadnione fatwą, czyli orzeczeniem religijnym wydanym przez Chomeiniego. Parę lat temu do sieci wyciekło nagranie z 1988 roku ze spotkania Raisiego i kilku innych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości z ówczesnym zastępcą Chomeiniego – ajatollahem Husejnem Alim Montazerim. Ten ostatni określił w nagraniu egzekucje jako "największą zbrodnię w historii Islamskiej Republiki". Ajatollah, mimo że był wyznaczony przez Chomeiniego na następcę, rok później stracił stanowisko, a po śmierci Chomeiniego najwyższym przywódcą Iranu został Chamenei, patron Raisiego.
Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów z 18 czerwca sekretarz generalna Amnesty International Agnes Callamard jasno dała do zrozumienia, że nowy prezydent Iranu ponosi odpowiedzialność za zbrodnie przeciw ludzkości. "To, że Ebrahim Raisi objął stanowisko prezydenta zamiast wszczynać śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegających na morderstwach, wymuszonych zaginięciach i torturach, jest ponurym przypomnieniem, że w Iranie panuje bezkarność. W 2018 roku nasza organizacja udokumentowała, że Ebrahim Raisi był członkiem 'komisji śmierci', która w 1988 roku doprowadziła do zaginięcia i pozasądowych, tajnych straceń tysięcy dysydentów politycznych w więzieniach Evin i Gohardasht niedaleko Teheranu. Los ofiar i miejsce złożenia ich ciał są do dziś systematycznie ukrywane przez władze irańskie, co stanowi trwającą zbrodnię przeciwko ludzkości” - powiedziała.
Droga na szczyt
Raisi dalej piął się po szczeblach kariery. Był szefem Państwowej Organizacji Inspekcji i pierwszym zastępcą szefa wymiaru sprawiedliwości, a w 2014 roku został prokuratorem generalnym Iranu. Dwa lata później stał się opiekunem jednej z najważniejszych i najbogatszych irańskich fundacji religijnych - Astan Quds Rezavi, która ma ogromne udziały w budownictwie, rolnictwie, energetyce, telekomunikacji i usługach finansowych.
W 2017 roku Raisi po raz pierwszy postanowił kandydować na prezydenta Iranu. Urzędujący prezydent Hassan Rouhani zapewnił sobie jednak reelekcję, uzyskując 57 procent głosów wobec 38 proc., które zdobył Raisi. Raisi, podobnie jak w ostatniej kampanii, przedstawiał się jako polityk walczący z korupcją, choć Rouhani wytykał mu, że jako szef sądownictwa niewiele w tej sprawie zrobił.
- Ta jego walka z korupcją na pewno może podobać się wielu Irańczykom – ocenia Awszyn M. - W przeciwieństwie do wielu ludzi z establishmentu na pewno nie można o nim powiedzieć, że zgromadził jakieś bogactwo, że jest pazerny jak inni, czy że jego kuzyni mieszkają i studiują w USA i Kanadzie. W kraju, gdzie mamy ciągły kryzys, korupcja, w tym ta na szczytach władzy, stała się ogromnym problemem, a on jest gotowy z nią walczyć, w tej kwestii jest "fighterem". Znam i takich, którzy za plus uznają to, że Raisi nieczęsto wypowiada się na temat obyczajowych bolączek Irańczyków, przymusu noszenia czadoru, nielegalnych imprez itd. Takie "bzdury" nie zaprzątają jego uwagi – dodaje dziennikarz.
Po przegranych wyborach w 2017 roku ajatollah Chamenei mianował Raisiego szefem wymiaru sprawiedliwości. Został również wybrany na wiceprzewodniczącego Zgromadzenia Ekspertów, liczącego 88 osób organu, który odpowiada m.in. za wybór najwyższego przywódcy Iranu. W ostatnim roku został także prokuratorem Specjalnego Sądu Duchownego, który jest odpowiedzialny za ściganie szyickich duchownych i uczonych oskarżonych o niestosowne zachowania.
Będąc szefem wymiaru sprawiedliwości, Raisi wprowadził reformy, dzięki którym spadła liczba skazanych na śmierć i straconych za przestępstwa związane z narkotykami. Mimo to Iran nadal plasuje się - tuż po Chinach - w czołówce krajów wykonywujących najwięcej wyroków śmierci. Władze sądownicze nadal współpracują ze służbami bezpieczeństwa w celu rozprawienia się z dysydentami i ścigają wielu Irańczyków pod zarzutem szpiegostwa.
W 2019 roku ówczesny prezydent USA Donald Trump nałożył na Raisiego sankcje w związku z działaniami wymierzonymi w prawa człowieka, m.in. za udział w "komitecie śmierci" i w brutalnym stłumieniu tzw. zielonej rewolucji, czyli zamieszek, które wybuchły po sfałszowanych wyborach prezydenckich w roku 2009, kiedy ponownie wygrał ultrakonserwatysta Mahmud Ahmadineżad.
Najwyższy przywódca ma o Raisim bardzo dobrą opinię. Wielu przewiduje, że namaści go na swojego następcę. Chamenei najpierw był prezydentem w latach 1981-1989, a następnie po śmierci Chomeiniego zastąpił go na stanowisku najwyższego przywódcy. - Wielu jednak uważa, że prezydentura to pułapka – komentuje doktor socjologii z Uniwersytetu Teherańskiego. - Że prezydenci po odejściu z urzędu są izolowani, spychani na boczny tor, krytykowani, a niektórzy - jak Rafsandżani - zostają zamknięci w areszcie domowym. Ci, którzy tak myślą, uważają, że Raisi został celowo wybrany na prezydenta, aby potem właśnie nie mógł zostać najwyższym przywódcą, ale o tym nie da się przeczytać w mediach – twierdzi Haszem S.
Zmiana?
Co wybór Ebrahima Raisiego oznacza dla jego kraju, Bliskiego Wschodu i świata? Wybór ultrakonserwatysty na prezydenta Iranu może zmienić narrację, ale nie wydaje się, że dojdzie do strategicznych zmian. - Wydaje mi się, że Raisi nie będzie występował przeciw porozumieniu nuklearnemu, bo zdaje sobie sprawę, że sytuacja w Iranie jest na tyle zła, że musimy się wydostać z gospodarczej izolacji, musimy sprzedawać ropę, żeby zakończyć kryzys spowodowany sankcjami, tym bardziej że Biały Dom chce ponownie przystąpić do porozumienia nuklearnego, z którego w 2018 roku wyszedł Trump. Pewnie będzie się starał wynegocjować jak najlepsze warunki dla Iranu – przewiduje Haszem S.
Istotne jest także pytanie, jaką politykę regionalną pod rządami Raisiego będzie prowadził Iran na Bliskim Wschodzie. Według Hadiego Borghaniego, profesora stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Teherańskim, "wraz z odejściem Trumpa i Netanjahu (...) i zwłaszcza z pojawieniem się Bidena, pojawia się wyjątkowa okazja do zniwelowania różnic w regionie, konsolidacji pokoju i bezpieczeństwa oraz odbudowy islamskiej jedności przeciwko Izraelowi". - Kraje regionu skorzystają z tej szansy. Polityka Bidena wobec Bliskiego Wschodu bardzo różni się od polityki Donalda Trumpa. O ile polityka Trumpa działała na korzyść Izraela i na szkodę Iranu i regionu, tak polityka Bidena działa na szkodę Izraela i na korzyść regionu. Trzeba skorzystać z tej wyjątkowej okazji - ocenił Borghani w rozmowie z Iranian Students News Agency.
Zarówno świat, jak i Irańczycy będą teraz bacznie obserwować politykę nowego prezydenta i irańskiego establishmentu, który po latach rządów pragmatyków wybrał ostrzejszy, być może konfrontacyjny kurs. Zasadne wydaje się zatem pytanie, jak irańskie społeczeństwo, zmęczone 40-letnimi rządami ajatollahów, oceniać będzie rządy prezydenta Ebrahima Raisiego przy tak słabym mandacie. Wszystko w rękach... najwyższego przywódcy.
Autorka/Autor: Andrzej Meller
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fatemeh Bahrami/Anadolu Agency/Getty Images