Prokuratura chciała dożywocia, obrona uniewinnienia. Sąd zdecydował inaczej. W środę zapadł wyrok w sprawie Wojciecha W. oskarżonego o zabójstwo właściciela komisu samochodowego. Chodzi o sprawę sprzed 24 lat, którą udało się rozwiązać dzięki funkcjonariuszom z Archiwum X. Mężczyzna ma spędzić w więzieniu 15 lat. Wyrok nie jest prawomocny. Strony rozważają apelację.
Sześć miesięcy - tyle trwał proces w sprawie 54-letniego Wojciecha W. To on - według śledczych - miał zabić właściciela komisu samochodowego w sierpniu 2000 roku. Podczas pierwszej rozprawy mężczyzna nie przyznał się dokonania zbrodni i odmówił składania wyjaśnień.
W środę 4 grudnia Sąd Okręgowy w Poznaniu ogłosił wyrok. Wojciech W. został skazany na 15 lat więzienia.
"Sam chciał powiedzieć jak było, aby mieć z tym spokój"
Sędzia Daniel Jurkiewicz podkreślił w uzasadnieniu orzeczenia, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy pozwolił na przypisanie oskarżonemu sprawstwa i winy. Dodał, że wskazywały na to opinie biegłych, a także zeznania świadków, którzy m.in. potwierdzali romans oskarżonego z partnerką zamordowanego Sławomira S. (kobieta została później żoną Wojciecha W.) oraz świadków, którzy wskazywali na konflikt między mężczyznami. Sędzia podkreślił także, że sąd uznał za wiarygodne i najbliższe prawdy pierwsze wyjaśnienia Wojciecha W., w których przyznał się on do uderzenia pokrzywdzonego siekierą w głowę.
- Wyjaśnienia te nie zostały uzyskane z naruszeniem prawa do obrony oskarżonego. Sam bowiem zdecydował się na ich składanie, obrońca był zawiadomiony, miał także początkowo stawić się obrońca substytucyjny, na którego czekano, ale go nie było. Wyjaśnienia zostały złożone przed prokuratorem, nikt go nie zmuszał, wręcz przeciwnie – oskarżony stwierdził, iż sam chciał powiedzieć, jak było, aby mieć z tym spokój – powiedział sędzia. - Potem te wyjaśnienia zmieniał, dyskredytował policjantów prowadzących czynności z jego udziałem, następnie wskazywał na Horsta R., jako sprawcę, czemu sąd nie daje wiary (…). W ocenie sądu pierwotne wyjaśnienia składane na gorąco są najbliższe prawdy - dodał. Odnosząc się do wymiaru kary orzeczonej wobec oskarżonego, sąd uznał, że kara 15 lat pozbawienia wolności jest karą sprawiedliwą. Wskazał, że zarówno kara 25 lat więzienia, jak i kara dożywotniego pozbawienia wolności "zastrzeżone są dla sytuacji, w których występuje nadzwyczajne nagromadzenie okoliczności obciążających sprawcę. W ocenie sądu ich wymierzenie oskarżonemu byłoby rażąco surowe".
Wydając wyrok sąd zasądził także na rzecz matki zabitego mężczyzny – oskarżycielki posiłkowej - 100 tys. zł nawiązki. Wyrok nie jest prawomocny.
Rozważą apelację
Przypomnijmy, że prokuratura domagała się dla oskarżonego kary dożywocia. Podczas ostatniej rozprawy 21 listopada pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej poparł wniosek prokuratury.
Z kolei obrońca Wojciecha W. wnosił o uniewinnienie oskarżonego, wskazując m.in., że wersja przyjęta przez prokuraturę w akcie oskarżenia nie wytrzymuje konfrontacji z materiałem dowodowym.
Po ogłoszeniu orzeczenia 4 grudnia strony zapowiedziały złożenie do sądu wniosku o pisemne uzasadnienie wyroku. Poinformowały także, że kwestia ewentualnej apelacji będzie rozważana.
Obrona chciała wyłączenia sędziego ze składu
W uzasadnieniu sędzia Jurkiewicz odniósł się także do podnoszonego przez obrońcę oskarżonego zarzutu dotyczącego składu sądu i podkreślił, że "dwukrotnie był przeprowadzany test bezstronności sędziego i za każdym razem nie zakwestionowano tej bezstronności". Jeszcze przed rozpoczęciem przewodu sądowego obrońca oskarżonego adwokat Marek Siudowski składał wniosek o wyłączenie ze składu sędziowskiego sędziego przewodniczącego, sędziego Daniela Jurkiewicza. Jak tłumaczył, "zgodnie z uchwałą SN za każdym razem, kiedy istnieje niebezpieczeństwo, że w składzie organu orzeka osoba, która została powołana na stanowisko przy udziale tzw. neo-KRS, które zgodnie z orzecznictwem sądów europejskich, jak i SN polskiego, nie jest ciałem umocowanym konstytucyjnie, w każdej takiej sytuacji istnieje procedura sprawdzenia, czy sędzia, który orzeka w składzie nie jest sędzią powołanym wadliwie – i taki wniosek złożyłem - tłumaczył wówczas mediom obrońca oskarżonego.
"Nie natrafiono na nic, co mogłoby go obciążyć"
Do zbrodni doszło w nocy 31 sierpnia 2000 r. przy ul. 28 czerwca 1956 r. w Poznaniu. Sprawy zabójstwa 25-letniego właściciela komisu samochodowego początkowo nie udało się rozwiązać. Utknęła w martwym punkcie i pozostała nierozwiązana. Do czasu, bo po latach wrócili do niej poznańscy eksperci z Archiwum X wraz z prokuratorami z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Śledczy informowali, że zatrzymanie w 2023 r. 54-letniego obecnie Wojciecha W. było możliwe dzięki ponownej analizie śladów, ujawnieniu nowych dowodów i wykorzystaniu nowoczesnych technik kryminalistycznych.
- Eksperci z policyjnego Archiwum X przeanalizowali po raz kolejny tę sprawę. Uznali, że są pewne możliwości powrotu do sprawy. Podzielili się swoimi spostrzeżeniami z prokuratorami z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Śledztwo ruszyło na nowo - informował młodszy inspektor Andrzej Borowiak, oficer prasowy wielkopolskiej policji. - Z zebranych informacji wynikało, że najbardziej podejrzewaną osobą o udział w tej sprawie był trzydziestoletni wówczas Wojciech W. Na kilka miesięcy przed zabójstwem zamieszkał w domu właściciela komisu. Pomagał mu w remoncie domu oraz podczas różnych prac na terenie komisu. Przesłuchiwany tuż po zabójstwie, przedstawił alibi i został zwolniony. Nie natrafiono na nic, co mogłoby go jednoznacznie obciążyć - dodał.
Funkcjonariusze z archiwum X dotarli także do wcześniej nieustalonych osób, mających istotną wiedzę. Po zebraniu ponownie tych materiałów dowodowych, po konsultacjach z Prokuraturą Okręgową w Poznaniu, zapadła decyzja o zatrzymaniu Wojciecha W.
Poczekał aż ofiara zasnęła, wtedy zadał ciosy siekierą
Według ustaleń śledztwa 30-letni wówczas Wojciech W. wszedł na teren komisu pokrzywdzonego. Ukrył się tam i czekał na jego przyjazd. Gdy ofiara przybyła do biura, udał się za nią i gdy spała, zadał jej kilka ciosów siekierą w głowę. Śledczy ustalili, że Wojciech W., zacierając ślady zbrodni, miał podpalić gazety i uciec. Dym wydobywający się z pomieszczeń biurowych komisu zaalarmował mieszkańca pobliskiej kamienicy. Wezwani na pomoc strażacy ugasili ogień i znaleźli nieprzytomnego pokrzywdzonego. Ciężko ranny trafił do szpitala, gdzie zmarł kilka dni później, nie odzyskawszy przytomności. Śledczy ustalili, że przyczyną zgonu 25-lata były rozległe obrażenia czaszkowo–mózgowe. Podczas pierwszego przesłuchania Wojciech W. oświadczył jedynie, że uderzył pokrzywdzonego siekierą w głowę. Podczas kolejnych wyjaśnień nie przyznał się do popełnienia zarzucanej mu zbrodni.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP