Rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej zaapelował na antenie TVN24 o montowanie czujek tlenku węgla i dymu w mieszkaniach. Starszy brygadier Karol Kierzkowski jest przekonany, że dzięki takiemu urządzeniu, udało się uratować około 20 osób z kamienicy w Poznaniu, w której doszło do wybuchu. - Moim zdaniem te osoby mogłyby nie przeżyć. Ta czujka była na trzecim piętrze tego budynku i obudziła mieszkańców jednego z mieszkań i później wszyscy zostali ewakuowani - mówił strażak. Dodał, że zakup czujki "to jest mała inwestycja w duże bezpieczeństwo".
Gościem porannego programu "Wstajesz i Wiesz" w TVN24 był rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej starszy brygadier Karol Kierzkowski. Przyniósł do studia czujkę dymu i czadu. Jak mówił, podobne urządzenie uratowało życie kilkunastu osób, które przebywały w kamienicy w Poznaniu, w której doszło do wybuchu.
Czytaj też: Wybuch w kamienicy w Poznaniu. "W tygodniu dochodziło tam do małych pożarów, które gaszono piaskiem"
"Mała inwestycja w duże bezpieczeństwo"
Karol Kierzkowski w rozmowie z Radosławem Mrozem, mówił, że czujka podobna do prezentowanej w studiu uratowała życie 20 osób. - Moim zdaniem te osoby mogłyby nie przeżyć gdyby nie było tego sygnału, jaki ona wydaje. Ta czujka była na trzecim piętrze tego budynku i obudziła mieszkańców jednego z mieszkań, wszyscy zostali ewakuowani i dosłownie kilkanaście minut później doszło do wybuchu - powiedział rzecznik. - Mogło być tak, że nie zdążylibyśmy ewakuować tych ludzi, bo pożar w piwnicy to jedna z najniebezpieczniejszych sytuacji jeżeli chodzi o pożary - bo dym unosi się przecież do góry klatką schodową, kanałami wentylacyjnymi i wszystkie mieszkania byłyby już zadymione, być może te osoby straciłyby przytomność i trzeba by było je wynosić i mogłoby być też tak, że byłoby wtedy więcej strażaków w momencie wybuchu - więc czujka uratowała życie co najmniej 20 osób - dodał Kierzkowski.
- To jest mała inwestycja w duże bezpieczeństwo - to jest około 50-60 złotych za taką czujkę, która ratuje życie, która jest niezbędna, żebyśmy mieli wysoki poziom bezpieczeństwa w naszych domach - podsumował strażak.
Domy to nie magazyny
- Ta historia pewne wyglądałaby inaczej gdyby nie było składowanych substancji niebezpiecznych w budynku. To jest bardzo ważne, to jest apel komendanta głównego, nas wszystkich o to, żebyśmy zwrócili uwagę na bezpieczeństwo w domach. Domy, budynki mieszkalne to nie są magazyny paliw, magazyny materiałów wybuchowych, cieczy palnych - tu powinniśmy mieć takie przedmioty użytku codziennego - niestety spotykamy się, że na poddaszach, piwnicach są składowane na przykład benzyna, olej, rozpuszczalniki. Dbajmy też o instalacje techniczne - czyli wentylacja, przewody kominowe, instalacja gazowa, nie składujmy też butli gazowych w dużych ilościach - przepisy mówią o dwóch maksymalnie - przypomniał Kierzkowski. - Bezpieczeństwo w domu jest ważne i to, co chcielibyśmy wprowadzić, to żeby czujki tlenku węgla i dymu znalazły się w naszych domach. W statystykach, jakie prowadzimy - na 18 tysięcy pożarów w budynkach mieszkalnych, które w tym roku mieliśmy, półtora tysiąca zdarzeń było wykrytych przez takie urządzenia, w sumie niewielka ilość, ale chcemy, żeby to było więcej niż połowa, lub sto procent wykrywalności pożarów przez takie czujki - podkreślił.
Strażacy nie są niezatapialni
Rzecznik Komendanta Głównego odniósł się też do tragedii w Poznaniu, w której zginęło dwóch doświadczonych strażaków. - Jesteśmy przygotowani na takie akcje, ale to jest też wielkie ryzyko, ślubujemy nawet z narażeniem życia bronić dobytku, bronić życia ludzkiego. Niestety takie sytuacje się zdarzają, że coś wybuchnie, że jest taka sytuacja nieoczekiwana, to jest wpisane w ten zawód. Strażacy nie są niezatapialni, też odnosimy obrażenia, rany podczas pożarów, oczywiście staramy się, żeby było ich jak najmniej, ale ta sytuacja z Poznania zaskoczyła wszystkich, nawet strażacy z 30-letnim stażem mówią, że jeszcze tak trudnej sytuacji po wybuchu nie było - komentował na antenie TVN24 rzecznik.
- Cały czas jesteśmy myślami z rodzinami, strażakami, z kolegami, którzy stracili swoich bliskich, wspaniałych strażaków, bo to jest bardzo trudne - widziałem po oczach, po tym jak chcieli uratować tych strażaków, to było fenomenalne, myśmy nawet musieli kolegów stopować i mówić "poczekajcie, nie możemy sobie pozwolić, żebyście znowu znaleźli się w tej niebezpiecznej i trudnej sytuacji, bo budynek może się zawalić". Musieliśmy wprowadzić nowych strażaków, którzy nie byli tak bardzo emocjonalnie związani. Jak trudna jest to sytuacja, pokazuje to, że jeszcze ośmiu psychologów PSP pracuje na miejscu z rodzinami, ze strażakami. Myślę, że te najcięższe dni są dopiero przed nami, ale staramy się już myśleć, jak pomóc rodzinom, jak je wspierać, jak wyjść z tej sytuacji - podsumował Karol Kierzkowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24