Wszyscy zapamiętają go po tym, jak prowadzony przez kpt. Tadeusza Wronę, wylądował na warszawskim Okęciu bez wysuniętego podwozia. Niewielu jednak zna jego historię.
Ma 15 lat, mieścił 243 pasażerów i latał dla linii lotniczych z Włoch i Wenezueli. Teraz, jak ustalił portal tvn24.pl, ma zostać sprzedany.
Niewielu pamięta, że słynnego boeinga kapitana Wrony ochrzczono w stolicy Wielkopolski. Widnieje na nim nawet herb miasta. Matką chrzestną była prof. Jadwiga Rotnicka, wówczas przewodnicząca rady miasta, obecnie senator. Dziś wspomina maszynę.
"Poznań" pierwszy lot odbył 5 maja 1997 roku. Wówczas leciał jeszcze jako bezimienny. Dopiero miesiąc później trafił do Poznania na swoje chrzciny. Jednak zanim się to stało, nowy samolot we flocie LOT-u zobaczyli przedstawiciele miasta, których zaproszono do fabryki Boeinga.
Boeing na słodko
Chrzest maszyny odbył się dokładnie 29 czerwca 1997 r. na poznańskiej Ławicy.
- Chrzest odbywał się w imieniny miasta. Pamiętam, że to był upalny dzień. Na Ławicy był m.in. świętej pamięci prezydent Wojciech Szczęsny-Kaczmarek, dyrektor portu lotniczego, kapitan samolotu, wojewoda, chyba także prezes Międzynarodowych Targów Poznańskich, poznańscy radni i parlamentarzyści - wspomina Jadwiga Rotnicka.
Samolot, przyozdobiono biało-czerwoną szarfą, po odkryciu której zaprezentowano herb Poznania, umieszczony na dziobie.
Maszynę poświęcił arcybiskup metropolita poznański Juliusz Paetz.
Po przemówieniach przy samolocie przeniesiono się do budynku starego terminalu, gdzie gościom zaserwowano tort w kształcie Boeinga. Odpowiedzialność za jego pokrojenie spadła na prof. Rotnicką. Jak wspomina, trzeba było podzielić go na wiele części, bo gości było naprawdę sporo.
"To moje dziecko"
"Poznań" w przestworzach spisywał się bez zarzutu. Dwukrotnie był nawet wypożyczany do innych krajów, i tak: 2005 roku latał w barwach włoskiej linii Air Italy, a rok później w wenezuelskiej Santa Barbara Airlines. W całej swojej służbie samolot był bezawaryjny.
Aż do 1 listopada 2011 roku. - O tym, że uszkodzony samolot to właśnie „moje dziecko” wiedziałam od samego początku – mówi Rotnicka. – Zadzwonił do mnie pan z obsługi lotniska, który pamiętał, że byłam jego matką chrzestną. Cieszyłam się ogromnie, że kpt. Wrona szczęśliwie wylądował. Można powiedzieć, że to był szczęśliwy samolot. Trochę żal, że już nigdy nie wzbije się w powietrze – przyznaje Rotnicka, z którą rozmawialiśmy przez telefon tuż przed jej wylotem ze Strasburga.
Autor: Filip Czekała//mz / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Miasto Poznań | Maciej Kierzek