Sąd Okręgowy w Poznaniu - po jednej rozprawie - wydał wyrok w procesie Przemysława H., oskarżonego o zabójstwo na Wildzie. Mężczyzna miał zabić swojego kolegę, uderzając go siekierą w głowę. Potem przez około miesiąc mieszkał z jego ciałem. Sąd skazał H. na 10 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Proces ruszył w środę rano. Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał wyrok po zaledwie jednej rozprawie. Jak powiedziała PAP Katarzyna Błaszczak z biura prasowego poznańskiego sądu okręgowego, ten uznał winę Przemysława H. i skazał go na karę 10 lat pozbawienia wolności. Rozstrzygnięcie nie jest prawomocne.
Do zdarzenia doszło pod koniec 2020 roku. Ciało 44-letniego Roberta K. znaleziono w mieszkaniu na poznańskiej Wildzie. Jego zwłoki był już w stanie znacznego rozkładu.
Prokuratura oskarżyła o zabójstwo jego kolegę - Przemysława H. Mężczyzna przyznał się do winy. Mężczyźni - jak ustalili śledczy - znali się od 2018 roku. Jak mówił H., poznali się w parku, razem pili piwo. Robert K. miał potem poprosić oskarżonego o to, by mógł się u niego zatrzymać na kilka dni, zanim sobie "czegoś nie znajdzie". Potem - według relacji oskarżonego - miało dochodzić do awantur między mężczyznami. Przemysław H. podkreślał, że był zastraszany i terroryzowany przez Roberta K.
Miał grozić mu siekierą
Proces Przemysława H. ruszył w środę przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. 59-latek przyznał się do dokonania zabójstwa, ale podkreślił, że zbrodni dokonał w obronie własnej. - Stało się to bardzo szybko, nawet nie wiem, kiedy i jak. Robert przyszedł do mnie pijany, jakby pod wpływem narkotyków, groził, że mnie zabije - wyjaśniał mężczyzna.
I dodawał, że wpuścił znajomego do domu, bo ten groził, że rozwali mu drzwi. Robert K. miał trzymać w ręku siekierę. - Machał mi tą siekierą przed głową. Jak go wpuściłem, to go nie poznawałem, był jakiś nerwowy, pod wpływem jakichś środków. Nie wiedziałem, co się dzieje, a on machał mi tą siekierą przed głową, zamierzał się na mnie - mówił w sądzie oskarżony. Jak tłumaczył, próbował wtedy wyjść z mieszkania. - Robert nie pozwolił mi wyjść, kazał mi wejść do pokoju i siąść na fotelu, cały czas wymachując tą siekierą. Między tymi atakami zrobił sobie przerwę, żeby się napić piwa i zapalić papierosa. Ja byłem bardzo zdenerwowany i wtedy chwyciłem tę siekierę i go uderzyłem. Uderzyłem go w głowę, ale jakby chciał się na mnie rzucić i z tych nerwów uderzyłem go jeszcze raz - relacjonował H. przed sądem. Dodał: - Nie pamiętam, czy uderzyłem go obuchem, czy ostrzem, to były takie nerwy. Potem on się osunął, uderzył jeszcze głową o ścianę i upadł. Ja wyszedłem z domu, było ciemno. On się nie ruszał.
Oskarżony: od śmierci K. do zatrzymania przez policję mogły minąć trzy tygodnie
Gdy wrócił, stwierdził, że jego kolega nie żyje. Ciało kolegi - jak opisywał - zaciągnął do łazienki, a siekierę zawinął w zakrwawioną kołdrę i wyrzucił do kosza na śmieci. Później nie korzystał z łazienki, mył się w kuchni. Jak powiedział w sądzie, od tego zdarzenia do jego zatrzymania przez policję mogły minąć trzy tygodnie. - Przykro mi, że to się stało, bardzo tego żałuję - powiedział w sądzie oskarżony. Przeprosił także rodzinę Roberta K., jego siostry były wtedy obecne na sali rozpraw.
Siostra ofiary: przeklinam dzień, w którym poznał oskarżonego
Siostra Roberta K. powiedziała w sądzie, że ostatni raz brata widziała w dniu zbrodni. Jak mówiła, przyszedł tego dnia do domu, nie był pijany. - Mój brat miał rodzinę, miał ojca, który go kochał, miał siostry. To nieprawda, że nie miał gdzie się podziać. Przeklinam dzień, w którym poznał oskarżonego - mówiła kobieta.
Jak dodała, wiedziała, że mieszkał u Przemysława H. - Ten pan bywał też u nas w domu. Ojciec dawał bratu jakieś pieniądze, z tego, co wiem to Robert wynajmował tam pokój. Dostawał też jedzenie - tłumaczyła.
Twierdziła też, że jej brat nie brał narkotyków. - Jedyne, co brał, to tabletki przeciwbólowe na migrenę, bo miał ciężkie migreny. To była połowa listopada. Przyszedł wtedy do ojca po tę nieszczęsną siekierę. Powiedział ojcu, że musi porąbać stare meble. I tego dnia był trzeźwy – relacjonowała siostra zabitego mężczyzny. Następnego dnia telefon K. nie był już aktywny. Kiedy mężczyzna nie odwiedził rodziny w święta, zgłoszono jego zaginięcie. Kobieta przyznała, że ojciec utrzymywał jej brata. Dodała, że brat miał problem alkoholowy, rodzina miała rozważać umieszczenie go w specjalnym ośrodku, aby mu pomóc.
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań