W poznańskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa w ponownym procesie w sprawie śmierci Ewy Tylman. Ostatnio do aktu oskarżenia dołączono nowy dowód: przesyłkę z listem i dwa telefony. Jak podaje "Głos Wielkopolski", sąd chce wiedzieć, do kogo należą numery dostarczonych telefonów.
Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 r., a po kilku miesiącach z Warty wyłowiono jej ciało. Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zarzucane mu przez prokuraturę zabójstwo z zamiarem ewentualnym jest zagrożone karą do 25 lat więzienia lub dożywociem.
Pierwszy proces trwał 843 dni, przesłuchano 75 świadków, a na sali sądowej doszło do kilku zwrotów akcji. Oskarżony odpowiadał na pytania zza pancernej szyby, a salę sądową na pierwszych rozprawach wypełniały po brzegi tłumy zainteresowanych sprawą. Było ich tak wielu, że sąd rozdawał wejściówki. Prokuratura chciała, by Adam Z. odpowiedział za zabójstwo Ewy Tylman i domagała się 15 lat więzienia. Rodzina szła o krok dalej - chciała maksymalnej możliwej kary (w przypadku zabójstwa to dożywocie).
Obrona przekonywała, że Adam Z. nie dopuścił się zarzucanego czynu - ani w postaci zabójstwa, ani nieudzielenia pomocy - i wnosiła o uniewinnienie. Również Z. cały czas podkreślał, że jest niewinny. A po dwóch i pół roku do tego przychylił się sąd. Adam Z. został uniewinniony. W styczniu 2020 roku wyrok został uchylony, a sprawa przekazana do ponownego rozpoznania.
Przesyłka z listem i telefonami
Ponowny proces ruszył 18 marca. Podczas drugiej rozprawy, która odbyła się w maju, sędzia Katarzyna Obst poinformowała, że do akt sprawy został dołączony nowy dowód. To przesyłka z listem i dwa telefony komórkowe. Otrzymało je biuro detektywistyczne, które przesłało je do komisariatu w Łodzi.
Nadawca przedstawił się jako "Wojtek Afera". "Przedmiotowa przesyłka, jako polecona za potwierdzeniem odbioru, została odebrana zgodnie z miejscem adresowym. We wskazanej przesyłce w dużej kopercie bąbelkowej znajdowały się dwa telefony komórkowe oraz kartka formatu A4 z treścią" - informowało biuro detektywistyczne. W liście nadawca napisał: "Przesłałem je pod adres waszej agencji, dane na kopercie są nieprawdziwe z powodu bezpieczeństwa, gdyż nie chce skończyć jak Ewa Tylman".
Treść tego listu przeczytała na poprzedniej rozprawie sędzia. Dodała, że według informacji przekazanej sądowi telefony nie były uruchamiane w biurze detektywistycznym, a od razu przekazane policji, która przesłała dowód do sądu. - W związku z powyższym, wydane zostanie - po ustaleniu danych odpowiedniego biegłego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu - postanowienie o tym, aby oba telefony zostały przez uprawnioną do tego osobę otwarte, sprawdzone, a wszelka treść, która w tych telefonach jest zawarta, żeby została wydrukowana, żeby zostały stworzone stenogramy. Tak, by można było stwierdzić, czy jakiekolwiek informacje, które w ramach tych telefonów są zawarte – jeżeli w ogóle takowe są – możliwe były do skontrolowania i to w taki sposób, by nie było zarzutu jakiejś ingerencji w treści, które ewentualnie są w tych telefonach umieszczone - powiedziała wówczas sędzia.
Do kogo należały telefony?
Zgodnie z wyznaczonym terminem, 5 sierpnia o godzinie 9.30 odbyła się kolejna rozprawa. A na niej sędzia Katarzyna Obst odniosła się do dostarczonych w maju dowodów. Jak podaje "Głos Wielkopolski", sędzia uwzględniła wniosek oskarżyciela posiłkowego oraz prokuratora. To oznacza, że sąd zwróci się do operatorów komórkowych o ujawnienie danych osobowych i adresowych użytkowników telefonów komórkowych, w których mogą znajdować się treści dotyczące śmierci Ewy Tylman.
Pełnomocnik rodziny Tylmanów wskazał, że wspomniane dowody mogą rzucić nowe światło na całą sprawę. - Czy ten dowód nas doprowadzi gdzieś dalej? Nie wiem, jestem sceptyczny. Jednak trudno zbagatelizować tę informację, która obciąża kogoś i jest prowadzona w sprawie - powiedział pełnomocnik w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim".
Sprawa została odroczona do października.
W sądzie od 2017 roku
Pierwszy proces Adama Z. toczył się przed poznańskim sądem okręgowym od stycznia 2017 roku. Według prokuratury 23 listopada 2015 roku Adam Z. miał zepchnąć Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucić do wody. Zarzucane mu przez prokuraturę zabójstwo z zamiarem ewentualnym jest zagrożone karą do 25 lat więzienia lub dożywociem. Oskarżony nie przyznał się podczas procesu do zarzucanego mu czynu.
W sumie odbyło się 18 rozpraw, podczas których przesłuchano 75 świadków. Wśród nich byli przedstawiciele rodzin Ewy Tylman i Adama Z. oraz ich znajomi. W tym uczestnicy feralnej imprezy, z której relacje przedstawiło 12 osób. Przesłuchano też więźniów, których Adam Z. miał poznać w areszcie, a także jednego ze strażników.
Na świadków wzywano osoby, których Adam Z. i Ewa Tylman nie znali, ale przypadkowo natknęli się na nie. To m.in. "czarna postać" - mężczyzna, który szedł za parą ulicą Mostową i mógł widzieć, co stało się nad rzeką, ale długo nie można było ustalić jego tożsamości. Czy "nocny łowca" - dostawca ryb, który w Poznaniu bywał dwa razy w tygodniu i przy okazji podwoził do domów kobiety wracające z imprez, a 23 listopada nad ranem przejeżdżał przez most św. Rocha. Był też przypadkowy mężczyzna, do którego oskarżony miał zadzwonić, myląc numer, czy kobieta, która znalazła dowód osobisty Ewy Tylman, i jej koleżanka.
Źródło: TVN24, Głos Wielkopolski
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24