Z niewiadomych przyczyn 71-letni mężczyzna zaatakował nożem jednego z przedszkolaków idących ulicą w Poznaniu. Chłopiec zmarł w szpitalu w czasie operacji. Napastnika udało się zatrzymać m.in. dzięki pracownikom firmy odbierającej śmieci.
Była godzina 10, gdy dzieci opuściły budynek przedszkola w Poznaniu. Szły do urzędu pocztowego, do przejścia miały niespełna pół kilometra. Miały wysłać listy z okazji Dnia Poczty Polskiej, który przypadał kilka dni temu.
Doszły do najbliższego skrzyżowania, gdy na jedno z dzieci rzucił się starszy mężczyzna z nożem. Ranił 5-letniego chłopca w okolice klatki piersiowej.
"Wszyscy byli skupieni na dziecku, a na tym bandziorze nikt"
Świadkowie zdarzenia zareagowali natychmiast - mężczyźnie wyrwano nóż i obezwładniono. W jego zatrzymanie zaangażowani byli pracownik firmy Remondis odbierającej odpady i policjantka po służbie, która akurat znajdowała się w pobliżu.
Na nagraniu ze śmieciarki widać moment, kiedy pracownicy Remondisu biegną w miejsce zdarzenia.
Jak przekazał Grzegorz Konopczyński, brygadzista z Remondisu, gdy ekipa jechała ulicą, pracownicy usłyszeli niepokojące krzyki i płacz. - Dzieci strasznie płakały, przedszkolanki też krzyczały o pomoc, a chłopczyk leżał - powiedział.
Zadał pytanie: co się stało? Usłyszał: dźgnął dziecko nożem.
- Przedszkolanki udzielały pomocy, wszyscy byli skupieni na dziecku, a na tym bandziorze nikt - mówił pan Grzegorz.
Gdy usłyszał, że napastnik biegnie ulicą, natychmiast z kolegami ruszył w jego kierunku. - Gapiów było dużo, nie było tylko bohaterów do zatrzymania. Ludzie mieli jakieś kije czy miotły. Jak on biegł, to wystarczyło mu kij wsadzić między nogi, żeby się wywrócił... Wyszło tak, że to ja zareagowałem i pobiegłem - relacjonował.
Zobaczył kobietę - jak później się okazało - policjantkę, która z napastnikiem negocjowała. - On miał w ręce nóż i ona z nim prowadziła rozmowę. Ja go od tyłu zaszedłem i po prostu go uderzyłem w łydkę. W tym momencie on stracił równowagę, się nachylił i w momencie, w którym się nachylał, uderzyłem go jeszcze kolanem w żebro. Wtedy ten nóż wypuścił, a ja go odtrąciłem - opowiadał Konopczyński.
Razem z kolegami i policjantką obezwładnili mężczyznę. Gdy ten był już unieruchomiony, wrócił do rannego 5-latka.
- Bardziej przejąłem się tym dzieckiem. Tam była reanimacja non stop. Trzymałem kciuki za to dziecko, ale jak widać nie udało się - mówił łamiącym się głosem pan Grzegorz.
Chłopcu pierwszej pomocy udzielali najpierw świadkowie, a następnie załoga dwóch karetek pogotowia. - Gdy był zabierany do szpitala, były u niego oznaki życia - mówił Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Zmarł na bloku operacyjnym. - Dziecko było ratowane przez wiele zespołów pogotowia ratownictwa medycznego mojego szpitala. Dzisiaj naprawdę byli aniołowie, którzy próbowali ze szponów śmierci wyrwać to małe dziecko. Rany były jednak tak poważne, że po prostu nie miało szans. To jest mały chłopczyk, który ma bardzo mało krwi i tak duży uraz, który uszkodził główne naczynia spowodował, że po prostu medycyna jest bezsilna - mówił prof. dr hab. n. med. Przemysław Mańkowski z Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej ze Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu.
71-latek zatrzymany
Mężczyzna podejrzewany o atak to 71-letni Zbysław C. - mieszkaniec jednej z pobliskich kamienic. - Mężczyzna nie był nigdy karany ani notowany - poinformował Borowiak.
Mężczyźnie pomocy musieli udzielić ratownicy - skarżył się na duszności.
- Zatrzymany mężczyzna przebywa w szpitalu HCP w Poznaniu. Jest już po badaniach. Teraz policja czeka na decyzję lekarzy, czy zatrzymany zostanie w szpitalu, czy będzie osadzony w policyjnym areszcie - przekazał rzecznik policji.
- Nie wiadomo, z jakiego powodu ten mężczyzna tak się zachował - powiedział Borowiak przed kamerą TVN24. Dodał, że nie ma informacji, by którekolwiek dziecko z grupy łączyły z 71-latkiem jakieś więzy rodzinne.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Remondis Poznań