W noc sylwestrową, chwilę przed północą, załoga karetki interweniowała w centrum Poznania. Partner pacjentki, którą ratownicy badali w ambulansie, zaczął uderzać pięściami w szybę i kopał w drzwi boczne samochodu. W międzyczasie - jak relacjonuje rzecznik pogotowia ratunkowego - osoby postronne wrzuciły pod karetkę kilka petard i racę dymną.
Zespół ratownictwa medycznego został zadysponowany w sylwestra - około godziny 23.30 na ulicę Wrocławską - z powodu omdlenia kobiety. Tamtejszy deptak należy do najbardziej imprezowych obszarów Poznania. Do zdarzenia doszło więc w dużym skupisku osób świętujących nadchodzący Nowy Rok.
Rzecznik pogotowia: uderzał pięściami w karoserię i szyby ambulansu
Z uwagi na strzelające fajerwerki, tłumy i ogólny rozgardiasz konieczne było przeprowadzenie badania pacjentki wewnątrz ambulansu. Pogotowie przekazuje, że mężczyzna podający się za partnera pacjentki od początku znacznie utrudniał pracę ratownikom. Próbował usilnie dostać się do wnętrza karetki, gdzie zabrana została kobieta. W końcu miał wpaść w szał.
- Ratownicy wzięli dziewczynę do ambulansu, chcieli dokonać badań. W tym momencie mężczyzna, który był razem z tą kobietą, chcąc wejść do środka samochodu, rozpoczął dość mocno uderzać pięściami i w karoserię, i w szyby naszego ambulansu - opowiada Jakub Wakuluk, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.
Petardy i raca pod samochodem. Wezwano straż pożarną
Ratownicy ocenili, że mężczyzna sprawiał wrażenie osoby nietrzeźwej. Wcześniej informowali go, że ambulans nigdzie nie odjeżdża, a oni sami potrzebują czasu na podjęcie decyzji co do formy pomocy. Po wyżyciu się na drzwiach karetki, na chwilę przed przyjazdem na miejsce policyjnego patrolu, agresor oddalił się.
- Dodatkowo, w trakcie działań ZRM, wybiła północ. Pod karetkę zostały wrzucone petardy i race dymne. W międzyczasie osoby postronne będące na ulicy wrzuciły kilka petard, które eksplodowały pod autem, co było wyraźnie odczuwalne z wnętrza. Ktoś również wrzucił racę dymną pod auto, w wyniku czego środek ambulansu uległ zadymieniu. Silny zapach spalenizny oraz gęste zadymienie zmusiły do powiadomienia również straży pożarnej, w obawie przed pożarem - dodaje Wakuluk.
Ostatecznie - jak podaje pogotowie - kobieta odmówiła pomocy i sama opuściła karetkę. Tłok na zewnątrz, zadymienie oraz dynamika zdarzenia sprawiły, że sprawca uszkodzenia ambulansu zniknął. Skończyło się na wgnieceniu w drzwiach bocznych pojazdu i zniszczonym oklejeniu.
Zwróciliśmy się do poznańskiej policji z pytaniem, czy funkcjonariusze zajęli się bądź zajmą tą sprawą. Czekamy na odpowiedź.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań/WSPR w Poznaniu