Wobec 18-latka, który zmarł w komisariacie policji w Poznaniu, nie użyto paralizatora, a do jego śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie - takie są wstępne wyniki sekcji zwłok. Chłopak miał być agresywny wobec matki, która wezwała policję. Na komisariacie zaczął tracić przytomność i mimo reanimacji zmarł. Sprawę wyjaśnia teraz prokuratura.
Postępowanie w sprawie śmierci 18-latka w komisariacie Wilda przy ul. Taborowej wszczęła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu
O wstępnych wynikach sekcji zwłok prokuratura poinformowała w czwartek po południu. - Biegli nie stwierdzili obrażeń świadczących, by do śmierci mężczyzny przyczyniły się osoby trzecie. Nie stwierdzono żadnych obrażeń, które świadczyłyby o użyciu paralizatora lub podobnego urządzenia. Ostateczną opinię otrzymamy po przeprowadzeniu badań dodatkowych: toksykologicznych i histopatologicznych - powiedział tvn24.pl Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Prokurator poinformował, że na ciele mężczyzny stwierdzono "drobne sińce świadczące o użyciu kajdanek i tego rodzaju środków przymusu, o których wiemy, że były używane wobec tego mężczyzny".
Postępowanie prowadzone przez prokuraturę dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci.
Zaczął tracić przytomność
Mężczyzna został przywieziony na komisariat w środę po interwencji domowej.
- Około godziny 13 otrzymaliśmy zgłoszenie od kobiety, która twierdziła, że jej syn jest agresywny. Z jej relacji można było wywnioskować, że młody mężczyzna może być pod wpływem narkotyków. Policjanci, którzy pojechali na miejsce, już na klatce schodowej natknęli się na niego. Szarpał się z matką i bił ją - mówi mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
18-latek został obezwładniony, ale konieczna była pomoc drugiego patrolu. Według policji, z uwagi na to, że mężczyzna był agresywny został skuty kajdankami, również w okolicach nóg. Następnie przewieziono go radiowozem do komisariatu. Podczas sporządzania dokumentacji, policjanci zauważyli, że zatrzymany traci przytomność. Wtedy funkcjonariusze mieli rozkuć kajdanki i udzielić zatrzymanemu pomocy.
- Funkcjonariusze zaczęli reanimację i wezwali pogotowie. Mimo że ratownicy przez 45 minut próbowali przywrócić czynności życiowe, mężczyzna zmarł - mówi Borowiak.
W związku z tym zdarzeniem komendant wojewódzki policji nakazał, by oficerowie wydziału kontroli zajęli się tą sprawą. Wezwano również prokuratora. - Mogę jeszcze tylko powiedzieć, że w późniejszych rozmowach z członkami rodziny 18-latka pojawiły się informacje dotyczące jego kłopotów z sercem. Miał też zażywać substancje psychoaktywne. Ale to na pewno będzie jeszcze weryfikowane. My oczywiście wyłączamy się z tego postępowania - dodaje Borowiak.
Do sprawy skierowano dwóch prokuratorów, którzy prowadzili czynności w komisariacie do godziny 1 w nocy.
- Były to standardowe czynności, czyli oględziny miejsca zdarzenia oraz radiowozu, którym przewieziono mężczyznę.. Zabezpieczono dokumentację, nagranie z radiowozu oraz dwa tasery z nagraniami. Zostaną one przekazane biegłemu, który oceni czy zostały one użyte, a jeśli tak to w jaki sposób. Prokuratorzy osobiście przesłuchali też świadków zdarzenia - mówił tvn24.pl Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Rzecznik wielkopolskiej policji zapewnia, że podczas interwencji policjanci nie użyli paralizatorów.
Interweniowali już w tym domu
Jak podaje policja, w ciągu ostatnich pięciu lat funkcjonariusze podejmowali interwencje w domu 18-latka. Dotyczyły one jego agresywnego zachowania oraz niszczenia wyposażenia. - Za każdym razem był on pouczany, a jego matkę informowaliśmy o możliwości złożenia zawiadomienia dotyczącego chociażby przemocy domowej. Kobieta nigdy tego nie zrobiła - tłumaczy rzecznik.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Źródło: TVN24 , PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock