W trakcie ubiegłorocznej demonstracji w ramach Międzynarodowego Strajku Kobiet, żona prezydenta Poznania komentując sytuację w kraju, powiedziała "jestem wk***iona". W poniedziałek poznańska policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie Joanny Jaśkowiak za użycie niecenzuralnych słów w miejscu publicznym.
- Wniosek do sądu został skierowany w dniu dzisiejszym. Pani Jaśkowiak twierdzi, że tych słów użyła świadomie i z premedytacją, więc nie mamy innego wyjścia – poinformował Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Słowa na strajku
- Chcę powiedzieć "nie" pewnym rzeczom. Od czasu gdy panuje nam dobra zmiana, budzą się we mnie różne uczucia i tymi uczuciami chciałabym się dzisiaj przede wszystkim z kobietami podzielić. Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość i ostatecznie brakuje mi słów i chyba tylko jedno, mało cenzuralne: wk**w. Jestem wk**wiona - mówiła wówczas do zgromadzonych kobiet Joanna Jaśkowiak.
Zgromadzenie było częścią Międzynarodowego Strajku Kobiet, zorganizowanego w kilkudziesięciu miastach Polski i za granicą. Jaśkowiak, wraz z około dwoma tysiącami zgromadzonych wówczas na placu Wolności, domagała się m.in. respektowania praw kobiet, w tym swobodnego dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, in vitro i badań prenatalnych, a także zachowywania standardów opieki okołoporodowej.
Anonimowe zgłoszenie
Po tych słowach, anonimowa osoba zgłosiła sprawę policji.
W styczniu Jaśkowiak została wezwana na komisariat i przesłuchana "w charakterze osoby, co do której istnieje uzasadniona podstawa do skierowania wniosku w sprawie o wykroczenie z art. 141 kodeksu wykroczeń", czyli artykułu, który mówi: że "kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1,5 tys. zł albo karze nagany".
Przed wejściem do budynku komisariatu zgromadziło się wtedy kilkadziesiąt osób, które chciały wyrazić solidarność z Jaśkowiak i okazać jej wsparcie. Mieli ze sobą transparenty m.in. "Partio Kaczyńskiego! Nie ośmieszajcie nam policji!", "Zostawcie Joannę".
Zebrani podkreślali, że są rozgoryczeni tą sytuacją, a działania policji nazwali represjami. Jak mówili, ich zdaniem odpowiedzialność za swoje słowa powinni przede wszystkim ponosić politycy i posłowie, którzy potrafią obrażać Polaków nawet w Sejmie nazywając ich "drugim sortem", czy "zdrajcami".
"Nie ma się czego wypierać"
Po wyjściu z przesłuchania, Jaśkowiak powiedziała mediom i zebranym, że "policja otrzymała zawiadomienie, w związku z tym musi podjąć odpowiednie kroki i trudno jest mieć do nich z tego tytułu jakiekolwiek zastrzeżenia".
- Wypierać się nie ma czego, zresztą nie ma powodu tak naprawdę, żeby się wypierać – nie wstydzę się tego, co powiedziałam. (...) Wyraziłam swoje uczucia i myślę, że wyraziłam również uczucia innych osób – podkreśliła Jaśkowiak, dodając, że otrzymała wiele wyrazów wsparcia.
10 tysięcy złotych za wezwanie
Kilka dni później wezwanie do stawienia się na komisariacie wystawiła na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Liczyła, że za taki "fant" fundacja zyska kilkaset złotych. Wezwanie wylicytowano za znacznie wyższą sumę - 10 tysięcy złotych.
Na początku lutego Joanna Jaśkowiak ogłosiła swój start w wyborach do rady miasta Poznania z ramienia komitetu wyborczego "Koalicja Prawo do Miasta". Jej mąż jest członkiem Platformy Obywatelskiej.
Autor: FC / Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Joanna Jaśkowiak, TVN 24