Policjanci z Pobiedzisk (woj. wielkopolskie) zamiast zabrać półprzytomnego, pijanego 36-latka do izby wytrzeźwień, wywieźli go do lasu. Pozostawiony sam sobie mężczyzna zmarł. Byli już funkcjonariusze usłyszeli wyrok: rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Przed Sądem Rejonowym w Gnieźnie (woj. wielkopolskie) zakończył się proces dwóch byłych już policjantów. To kobieta i mężczyzna, którzy trzy lata temu interweniowali w Pobiedziskach wobec 36-letniego Piotra M. Półprzytomny, pijany mężczyzna leżał na ulicy Poznańskiej. Jak wynika z aktu oskarżenia, policjant i policjantka mieli wywieźć do lasu 36-latka i tam go pozostawić. Mężczyzna zmarł.
Byli policjanci zostali oskarżeni o "niedopełnienie obowiązków służbowych podczas przeprowadzanej interwencji, bezprawne pozbawienie wolności oraz nieumyślne narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także niedopełnienie obowiązków w związku z realizacją nakazu zatrzymania oskarżonego". Karolinie F. i Filipowi S. groziło za zarzucane czyny nawet do 5 lat więzienia.
Oskarżona w trakcie śledztwa przyznała się do popełnionego czynu i złożyła wniosek o dobrowolne poddanie się karze. W sądzie podtrzymała swoje wyjaśnienia. Jej partner z patrolu na sali przeprosił rodzinę zmarłego. On przyznał się tylko do części stawianych zarzutów. Próbował przekonać sąd, że to nietrzeźwy miał ich prosić, by nie odstawiali go do domu, żeby matka nie widziała go w takim stanie. Prokurator w trakcie śledztwa nie dał wiary w te wyjaśnienia. Według wcześniejszych ustaleń, kiedy doszło do zdarzenia, policjantom miała się kończyć tego dnia służba. Najprawdopodobniej funkcjonariusze chcieli jak najszybciej wrócić do domu.
Mowy końcowe rozpoczęły się 11 maja. Prokurator zawnioskowała o 2 lata i 2 miesiące więzienia dla byłego policjanta, a dla jego koleżanki o rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Ponadto wniosła też o nałożenie na oskarżonych zakazu zajmowania stanowisk i wykonywania zawodu związanego z zapewnieniem bezpieczeństwa i porządku publicznego – w przypadku oskarżonej na okres 4 lat, zaś w przypadku Filipa S. – na okres 8 lat. Prokurator podkreśliła, że materiał dowodowy zgromadzony w toku postępowania w pełni potwierdza winę i sprawstwo obojga oskarżonych, co do zarzucanych im aktem oskarżenia czynów.
"Tutaj było oczywiste złamanie procedur"
W piątek sąd wydał wyrok. Nie miał wątpliwości co do tego, że byli już funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawienia i nie dopełnili obowiązków. Oboje usłyszeli taki sam wyrok: rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Otrzymali również 4-letni zakaz sprawowania funkcji w służbach mundurowych.
Funkcjonariusze policji w taki sposób zachować się nie mogli i nie powinni. Tutaj było oczywiste złamanie procedur, które obowiązują funkcjonariuszy w takich sytuacjach, artykuł czterdziesty wprost wskazuje, jakie czynności powinni podjąć w przypadku, kiedy jest jakieś niebezpieczeństwo dla zdrowia osoby nietrzeźwej. To rozwiązanie, które przyjęli, nie wpisuje się w ten model.
Sąd nie podzielił w pełni wszystkich kwestii poruszanych przez prokuraturę. - Sąd stwierdził, że nie ma dowodów na to, by 36-latek był uderzany przez policjanta. Nie można też mówić bezpośrednio o tym, że funkcjonariusze spowodowali zagrożenie utraty zdrowia lub życia w sposób bezpośredni. Ponadto uznano też, że nie ma możliwości skazania byłych funkcjonariuszy za bezprawne pozbawienie wolności, czego domagała się prokuratura. Zdaje się, że sąd wziął za dobrą monetę wyjaśnienia byłego sierżanta, który twierdził, że mężczyzna sam sugerował, by wywieźć go do lasu, bo nie chciał pokazywać się w domu w stanie nietrzeźwości - relacjonuje reporter TVN24, który zajmuje się tą sprawą.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura zamierza złożyć apelację.
Ciało znaleźli nad jeziorem
Do zdarzenia doszło w połowie maja 2018 r. W podpoznańskich Pobiedziskach rodzina zgłosiła zaginięcie 36-latka. Mężczyzna miał wyjść z domu, nie było z nim kontaktu. Sprawę zaczęła badać policja. Dzień później zwłoki mężczyzny znaleziono przy drodze w kompleksie leśnym przy jeziorze Dobre. Śledczy ustalili, że w dniu, kiedy doszło do zdarzenia, funkcjonariusze Komisariatu Policji w Pobiedziskach, Karolina F. i Filip S., pełnili służbę patrolową. "Niedługo przed zakończeniem służby policjanci zostali wezwani na interwencję do nieprzytomnego mężczyzny, który leżał na poboczu przy drodze". - Policjant z trzyletnim stażem służby i policjantka z rokiem służby wzięli półprzytomnego mężczyznę, najprawdopodobniej mocno pijanego, i zamiast wezwać pogotowie czy odwieźć na izbę wytrzeźwień zawieźli go do lasu i tam zostawili. Tam mężczyzna zmarł - tłumaczył wówczas mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
"Pomimo przybycia na miejsce funkcjonariusze nie podjęli żadnych działań mających na celu ustalenie w sposób pewny stanu zdrowia mężczyzny. Nie sprawdzili jego trzeźwości, nie zapewnili mu opieki medycznej oraz nie udokumentowali w notatniku służbowym faktycznego przebiegu przeprowadzonych czynności" – informowała wówczas Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
Prokuratura, która badała tę sprawę, wskazała, że powołani w sprawie biegli z Zakładu Medycyny Sądowej "nie stwierdzili, by śmierć pokrzywdzonego nastąpiła w wyniku bezpośredniego działania oskarżonych funkcjonariuszy". Przyczyną śmierci miał być krwiak w mózgu.
Zaraz po zdarzeniu funkcjonariusze zostali formalnie wydaleni z policji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24