Bez tylnych łap, zainfekowane i pełzające po metalowej kracie - w takim stanie znaleziono dwa małe lisy na jednej z ferm pod Kościanem. - Właściciel mówił, że to naturalne. Odebraliśmy mu je w trybie natychmiastowym i próbujemy leczyć - informują inspektorzy ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Jaś i Małgosia - bo tak nazwali małe lisy ich nowi opiekunowie - to prawdopodobnie rodzeństwo. Należą do gatunku srebrnych. Na fermie przebywały z ponad setką innych lisów. - Po wejściu widzi się równe rzędy ciasno poukładanych, metalowych klatek. W środku każdej jest miska z wodą i dziwną, mięsną papką. Zwierzaki mają też do dyspozycji drewnianą budkę, która ma im zastępować norę - opowiada Barbara Karbowiak ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Małe kaleki w małych klatkach
Inspektorzy za pierwszym razem weszli na fermę za pozwoleniem właściciela. Chcieli zbadać, czy wszystkie futrzaki przebywają w odpowiednich warunkach. Okazało się, że nie do końca. Zobaczyli dwa szczeniaki pełzające po podłodze metalowej klatki. Samiec nie miał tylnej lewej łapki, samiczka obu.
- Inne skaczą, a te muszą pełzać. Je to po prostu boli. Zadecydowaliśmy o zorganizowaniu odebrania zwierząt. Czym prędzej zabraliśmy je do weterynarza, który potwierdził, że dalsze przebywanie w tym miejscu byłoby dla lisiątek po prostu niekończącym się cierpieniem. Według niego nie były wcześniej leczone - relacjonuje Karbowiak.
Z infekcją, gorączką i kaszlem
Zwierzaki zostały dokładnie przebadane, zważone i zmierzone. Lekarz wykonał im też zdjęcia rentgenowskie, na których widać małe, kostne kikuty. - Istnieje możliwość, że tylne łapy odgryzła im ich własna matka. Zwierzaki trzymane w stresogennym otoczeniu często się okaleczają, dochodzi do różnych, patologicznych zachowań - mówi Karbowiak. Weterynarz stwierdził też u lisków infekcję w ranach po odgryzieniu, gorączkę i kaszel. Zalecił antybiotyk.
"Poruszają się całkiem sprawnie"
Aktualnie Jaś i Małgosia przebywają w domu jednego z wolontariuszy. Stan zdrowia lisów poprawia się, bo warunki mają luksusowe. I jak na nocne zwierzaki przystało, najlepszą zabawę rozpoczynają dopiero po zmierzchu. - Dokazują w ciemnościach, a w ciągu dnia dostają zastrzyki i wylegują się na poduszkach. Mimo braku łapek poruszanie się wychodzi im całkiem sprawnie - przyznaje Karbowiak. Zdarza się nawet, że czmychają w krzaki i trzeba je łapać.
Utrata łap "się zdarza"
Z właścicielem fermy inspektorzy mieli kontakt dwa tygodnie przed interwencją. Wtedy łapy lisków były "tylko" złamane. Kierownik miał wtedy powiedzieć inspektorom, że jeśli zależy im na kalekich lisach, mogą po nie wrócić w grudniu. - Dobrze wiedział, że w listopadzie jest sezon uboju. Chciał nas spławić. O tych szczeniakach powiedział: "to naturalne". Sugerował, że tak się po prostu zdarza - dodaje inspektorka.
Tu film członków stowarzyszenia, który przedstawia innego lisa z podobnej hodowli. Do niego nie udało się jeszcze dotrzeć inspektorom:
Stowarzyszenie zaraz po przygarnięciu zwierzaków skierowało do wójta Kościana prośbę o odebranie ich właścicielowi. On sam może również zrzec się praw do posiadania lisków. Do decyzji wójta szczeniaki pozostaną pod opieką inspektorów.
Autor: ww / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/otwarteklatki