Podejrzenie koronawirusa, kilkadziesiąt godzin czekania na diagnozę, ostatecznie próbka daje wynik negatywny. Pojawia się ulga, ale niesmak pozostaje. Przykład pacjentki z Krotoszyna pokazuje, że etapy diagnozy SARS-CoV-2 w Polsce zabierają bardzo dużo czasu. - Bardzo często musimy wykonać kolejne badania tej samej próbki bądź poprosić o przysłanie kolejnej próbki, wtedy czas się wydłuża - tłumaczy rzecznik ministra zdrowia.
Pani Anna trafiła do Szpitala Powiatowego imienia Marcelego Nenckiego w Krotoszynie po tym, jak skierował ją tam lekarz rodzinny. Objawy zgadzały się z tymi, o których informuje ministerstwo i media w przekazach dotyczących koronawirusa: gorączka 38,6 stopni Celsjusza, trudności z oddychaniem, ból mięśni, kaszel. Nie zgadzało się jedno: data wizyty na terenie, na którym wirus zbiera obecnie największe żniwo w Europie.
Ministerstwo Zdrowia ustaliło, że podczas wywiadu z pacjentem, u którego podejrzewa się zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2, który wywołuje chorobę COVID-19, lekarz powinien wypytać, kiedy ten odwiedził azjatyckie kraje uznane za obecne centrum epidemii lub Włochy. Jeśli podróż nastąpiła w przeciągu ostatnich 14 dni, istnieje ryzyko zarażenia. Jeśli nie – nie kwalifikuje się go jako potencjalnie zakażonego.
Według ministerstwa nie musieli jej badać, woleli jednak to zrobić
Pani Anna była tym drugim przykładem pacjenta, bo była we Włoszech trzy tygodnie temu. Ale, jak mówi, przekazała lekarzom, że w międzyczasie odwiedziła też Stany Zjednoczone, gdzie miała styczność z ludźmi różnych narodowości. Krotoszyński szpital doszedł więc do wniosku, że zbada ją na obecność SARS-CoV-2. – Dodatkowo stan pacjentki, pewnego rodzaju klimat społeczny wokół zagrożenia koronawirusem też był czynnikiem – wyjaśniał rzecznik szpitala Sławomir Pałasz.
Trzy najbliższe szpitale zakaźne, do których pani Anna miałaby trafić (bo w Krotoszynie nie ma oddziału zakaźnego), nie chciały jednak przyjąć pacjentki, tłumacząc, że jeszcze nie ma ku temu przesłanek. Została więc w szpitalu w Krotoszynie i cierpliwie czekała na wyniki w izolatce. Wymaz pobrano jej w środę. Do warszawskiego laboratorium dotarł w czwartek rano. Minął czwartek, piątek, w sobotę pani Anna była już na tyle zaniepokojona, że opublikowała film wytykający "absurdy w procedurach", i w którym narzeka na czas oczekiwania na diagnozę. W międzyczasie w Krotoszynie wykluczono u niej grypę.
Czasem jedna próbka nie wystarczy
- Lekarz kontaktował się z (Państwowym - red.) Zakładem Higieny po kilkanaście razy dziennie. Dzwonił tam i otrzymał informację, że badania są w trakcie wykonywania – twierdzi rzecznik szpitala w Krotoszynie Sławomir Pałasz. Wyniki ostatecznie wykluczyły obecność koronawirusa, ale dotarły do szpitala dopiero w sobotę wieczorem, po opublikowaniu przez kobietę filmu na Facebooku. Dlaczego tak późno?
Rzecznik ministra zdrowia Wojciech Andrusiewicz wyjaśniał, że na wyniki standardowo czeka się tylko 18 godzin, ale zdarzają się wyjątki.
- Bardzo często trzeba wykonać kolejne badania tej samej próbki bądź poprosić o przysłanie kolejnej próbki, wtedy czas się wydłuża. Tak było w tym konkretnym przypadku – powiedział. Zastrzegł jednak, że nie było to jakąkolwiek winą Państwowego Zakładu Higieny, a laboratorium działa całodobowo.
- Córka pozostaje obecnie w szpitalu, bo jeszcze nie wszystkie dolegliwości jej minęły - przekazał ojciec 26-latki, pan Grzegorz Morawski. Dodał, że martwi się stanem zdrowia córki.
Laboratorium sprawdza, szkoły muszą poczekać
Przypadek pani Anny nie jest odosobniony. Informację o podobnie długim oczekiwaniu na wyniki otrzymaliśmy w poniedziałek na Kontakt 24. Pani Małgorzata z Lubina przekazała, że tydzień temu wróciła z córką z północnych Włoch, ta kaszlała, miała duszności. W środę i czwartek lekarze ze szpitala zakaźnego we Wrocławiu pobrali od niej próbki, do końca weekendu nie było informacji zwrotnej z laboratorium. W poniedziałek rano skontaktowaliśmy się ze szpitalem.
- Test wyszedł negatywnie, co oznacza, że pacjentka nie ma wirusa – powiedziała Urszula Małecka, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
Oczekiwania na diagnozę przyczyniły się ostatnio nawet do chwilowego zawieszenia działalności szkoły i przedszkola w Mazańcowicach (pod Bielskiem-Białą). Pracująca tam opiekunka 23 lutego wróciła z Rzymu. Dzień później postanowiła pójść na badania. Wójt gminy postanowił, że dzieci nie powinny przychodzić na zajęcia aż do momentu, w którym będą znane wyniki wymazu kobiety. Nadeszły w czwartek wieczorem - wynik na szczęście był negatywny.
Podobnie rzecz ma się w Kołobrzegu. Szkoła podstawowa nr 6 jest aktualnie zamknięta z powodu podejrzenia koronawirusa u jednej z uczennic. Wyniki mają być znane dopiero w środę lub czwartek. Wszystkie zajęcia zostały do tego czasu odwołane, budynek został już zdezynfekowany.
"Najmniejszy cień wątpliwości" spowalnia prace
O tym, co dzieje się za drzwiami warszawskich laboratoriów i dlaczego badanie próbek wymaga czasu, mówił w sobotę podczas konferencji dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny Grzegorz Juszczyk.
- Jesteśmy ośrodkiem referencyjnym i instytutem naukowym. Jakikolwiek najmniejszy cień wątpliwości w tym procesie jest analizowany, przeprowadzamy ponowne próby, stosujemy różne testy. Aktualnie wdrażamy do stosowania kolejny zestaw testu diagnostycznego – poinformował.
Dodał, że zespół diagnostyczny pracuje praktycznie bez przerw, aktualnie w 12-godzinnych dyżurach. - Również w godzinach nocnych próbki, które docierają do instytutu poddawane są badaniom - wskazał. Podał, że czterech diagnostów naukowców i ekspertów pracuje stale w zespole badawczym.
- Mamy wystarczające zasoby ludzkie, jak i odpowiednią ilość odczynników, jak i gotowych testów, by odpowiadać na zapotrzebowanie – zapewnił.
W poniedziałek Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia przekazał, że pracownicy dwóch warszawskich laboratoriów (jedynych, jakie do tej pory mogły sprawdzać próbki na obecność SARS-CoV-2) wykonały ponad 400 testów, żaden nie potwierdził obecności koronawirusa. Dodał, że w kraju ma w tym tygodniu zostać otwartych więcej podobnych placówek. -Olsztyn i Wrocław już są uruchomione - zapewnił na antenie TVN 24.
"Jak najbardziej należą jej się przeprosiny"
Historię rozżalonej pacjentki z Krotoszyna skomentował w poniedziałek sam Łukasz Szumowski, minister zdrowia, podczas swojego wystąpienia w Sejmie. W jego ocenie stresowi kobiety winny jest personel szpitala.
- Procedury [dotyczące koronawirusa] zostały przekazane wszystkim jednostkom [w dniach – red] 25-27 lutego. Niestety, nie zawsze wszyscy stosują się do tych procedur. Pani Anna z Krotoszyna długo czekała, niestety, i to jest ogromna przykrość, że ta pani była tak potraktowana i miała taki stres związany z nieuzasadnionym podejrzeniem koronawirusa. Nieuzasadnionym, potwierdzam - podkreślił Szumowski.
Dodał, że w szpitalu w Krotoszynie została wdrożona kontrola. Urzędnicy sprawdzą teraz dokładnie okoliczności i szczegóły przyjęcia 26-latki do szpitala.
- Pacjentka nie została objęta opieką od razu, [nie była – red.] leczona, hospitalizowana. To jej się należało, to była przestraszona chora kobieta, która potrzebowała opieki i poczucia bezpieczeństwa. Oczywiście dla niej należą się przeprosiny, jak najbardziej – przyznał.
Koronawirusa w Polsce jeszcze nie ma
Szumowski przekazał też, że obecnie nie mamy pozytywnego wyniku testu na obecność koronawirusa w Polsce. - Hospitalizowanych jest 121 osób, 237 poddano kwarantannie domowej. Ponad 3600 jest objętych nadzorem epidemiologicznym. Na świecie mamy ponad 87 tysięcy zachorowań - wymieniał.
- Zakażenie wygląda różnie. Najczęściej chorują osoby starsze, bardzo rzadko dzieci. W około 80 procentach przypadków pacjenci tę postać infekcji przebywali w sposób łagodny, zapalenie płuc i duszność występowała u około 14 procent przypadków, u 5 procent występowała ciężka niewydolność oddechowa. Ryzyko zgonu związane z infekcją najwyższe było w grupie powyżej 80. roku życia - opisywał minister zdrowia.
Ministerstwo powołało specjalny zespół, który będzie monitorował prawidłowość wszelkich procedur związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych dla osób, które mogą być podejrzane o zarażenie koronawirusem.
NFZ uruchomił w środę całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Źródło: TVN 24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock