Jezioro Rudno, na granicy województw wielkopolskiego i lubuskiego, kiedyś miejsce wypoczynku, dziś przez nielegalnie odprowadzane ścieki zamienia się w śmierdzące bajoro. Zamiast czystej wody, w zbiorniku pływają sinice i śnięte ryby. Zamiera tam życie.
Pod koniec sierpnia kilku mieszkańców Kolska (Lubuskie) zauważyło cysterny wylewające nieznaną zawartość na stosy słomy leżące na polu. Pierwsza o pojemności 25 tys. litrów, druga, większa, mieszcząca 40 tys. litrów. Na miejsce natychmiast wezwano policję, przedstawicieli władz gminy oraz pracowników Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Jeden z kierowców zdążył odjechać, drugiego zatrzymano. Pobrano próbki z cysterny i wstępnie potwierdzono, że na pole wylewali nieczystości.
To nieczystości organiczne
- Te toksyczne ścieki są prawdopodobnie pochodzenia przemysłowego. Kilka dni po ich wylaniu, drzewa w okolicy zaczęły usychać, a w jeziorze oddalonym o pół kilometra, zobaczyliśmy śnięte ryby. Teraz są tam zielone sinice i takie w niebieskim kolorze, z brzegu robi się galareta. Jakaś cuchnąca maź się z tego robi, w tym lęgną się muchy. Wygląda to opłakanie, ale jak na razie nie ma jeszcze żadnych ekspertyz, co do stopnia skażenia - mówi Marek Sikora, radny gminy Kolsko i członek stowarzyszenia EKOjesionka, które postawiło sobie za cel ochronę środowiska, a w szczególności na terenach, które właśnie zostały skażone.
Kto może być za to odpowiedzialny? Winowajców jest wielu, ale mieszkańcy wskazują głównie na znajdującą się w pobliżu firmę drobiarską. Co więcej, na jednej z cystern, widniała jej nazwa. WIOŚ zbadał pobrane próbki, które także uwiarygadniają te podejrzenia. Okazało się, że nieczystości są pochodzenia organicznego.
- Jeżeli mówimy o zdarzeniu związanym z wylewaniem z cystern ścieków wyniki są drastyczne. Przebadane przez nas parametry, wielokrotnie przekraczają normy ścieków, które dopływają do oczyszczalni. Jedna próbka został pobrana z cysterny, a druga z tej gleby, która została zanieczyszczona - mówi inspektor wojewódzka Małgorzata Szablowska.
"Kiedyś zbieraliśmy raki"
Przez zanieczyszczenie jeziora cierpi cała lokalna społeczność. Mieszkańcy się wyprowadzają, a pola namiotowe pustoszeją. Wartość pobliskich nieruchomości spadła o około 30 procent.
- Pamiętam jak z córką zbierałem raki z jeziora, które są przecież wyznacznikiem czystej wody. Teraz ich nie ma. Ptaki, które masowo zasiedlały okolice jeziora zniknęły. I ten smród. Jest taki, że nie da się wytrzymać - dodaje Jarosław Treder, mieszkaniec okolicy.
Na razie sprawą zajmuje się policja, zawiadomienie trafiło też do prokuratury. Od przyłapania na wylewaniu nieczystości jednego z mężczyzn minęły już ponad dwa tygodnie.
Potrzeba będzie lat, aby jezioro odzyskało równowagę biologiczną, a woda się oczyściła.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań