Likwidacja dzikiego stada krów z Deszczna (woj. lubuskie) to ostateczność. Obrońcy praw zwierząt chcą je ratować. Jak? Proponują, by przekazać krowy osobom, które zapewnią im właściwy byt. Chętnych nie brakuje. Propozycje pomocy wpływają też na skrzynkę Kontakt24. Czy wyrok śmierci dla krów uda się zmienić na dożywocie w bezpiecznym miejscu?
Czterdzieści osiem godzin - tyle czasu obrońcy praw zwierząt z różnych organizacji potrzebowali, by znaleźć nowe domy dla 170 krów z gminy Deszczno (woj. lubuskie).
Chodzi o zdziczałe stado, które od lat chodzi samopas. Zwierzęta mają właściciela, ale ten nie zadbał o to, by je zarejestrować i przebadać. I tak krowy i byki chodziły samopas i rozmnażały się bez żadnej kontroli.
- W moim odczuciu to sytuacja kuriozalna. W postępowaniu dotyczącym niehumanitarnego traktowania zwierząt, środkiem do rozwiązania tej sytuacji ma być zabicie zwierząt. To absurd. Moim zdaniem wybrano środki nieadekwatne do potrzeb. Uważam, że ta sprawa wymaga wznowienia postępowania - powiedziała Faktom TVN mecenas Karolina Kuszlewicz, rzeczniczka ds. zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.
I jak twierdzi, jest szansa, by stado jeszcze uratować.
- Trzeba tylko doprowadzić do cofnięcia albo zmiany decyzji powiatowego lekarza weterynarii. Są dwa aspekty, które dają do tego podstawę. Po pierwsze, pokazujemy że jest alternatywa, bo zwierzęta mogą znaleźć dom w bezpiecznym miejscu u osób, które zapewnią właściwe warunki. Wcześniej takim rozwiązaniem nie dysponowano. Drugi aspekt to wady wyroku sądu karnego - tłumaczy Kuszlewicz.
A chętnych nie brakuje. W poszukiwania nowego domu dla zwierząt zaangażowało się wiele organizacji. Stowarzyszenie Arka dla Zwierząt zebrało i zweryfikowało ponad sto zgłoszeń. Według ich wyliczeń chętnych do przygarnięcia krów jest tak dużo, że miejsca wystarczyłoby nawet dla 500 zwierząt.
Kolejne propozycje pomocy wpływają też na skrzynkę Kontakt24.
- Mamy z mężem gospodarstwo rolne w województwie kujawsko-pomorskim. Posiadamy też bydło. Długo rozmawialiśmy i uznaliśmy, że możemy uratować 20 krów. Taką ilość bez problemu możemy przyjąć - mówi pani Oliwia.
Czterdzieści krów może też przyjąć pan Kamil - nasz czytelnik z województwa mazowieckiego.
- Te zwierzęta powinny mieć szansę żyć. Co one są winne, że ktoś nie dopełnił formalności? Mam miejsce i mogę przygarnąć 40 krów. Zostaną przebadane i zgłoszone - mówi pan Kamil.
- Cieszę się, że jest w społeczeństwie taka wrażliwość, żeby ratować to stado dzikich krów. Niestety do tej pory rzadko poświęcano uwagę zwierzętom hodowlanym - mówi Ewa Gebert, prezes OTOZ Animals.
Zamienić wyrok śmierci na dożywocie
Polskie Towarzystwo Etyczne wystąpiło do Głównego Inspektoratu Weterynarii o wstrzymanie wykonania decyzji o likwidacji stada.
- Czuję, że jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia. Wkrótce spotkamy się z Głównym Inspektorem Weterynarii, żeby wspólnie omówić ewentualne warunki oddania zwierząt pod opiekę -
Czy wyrok śmierci dla krów uda się zmienić na dożywocie w bezpiecznym miejscu?
To okaże się na początku przyszłego tygodnia, czyli po spotkaniu obrońców praw zwierząt z Głównym Inspektorem Weterynarii.
Tymczasem dziś przed Lubuskim Urzędem Wojewódzkim w Gorzowie odbył się pokojowy protest pod hasłem "Ratujmy krowy znad Warty".
Osoby walczące o to, aby nie zabijać stada krów, pojawiły się przed urzędem z transparentami. Wszyscy podkreślają, że nie wolno skazywać bezbronnych i niewinnych zwierząt na rzeź, by w ten sposób rozwiązać problem powstały przez ludzkie zaniedbania. Podkreślają również, że domagają się od wojewody lubuskiego wstrzymania realizacji decyzji o zabiciu tych zwierząt oraz współpracy z fundacjami gotowymi znaleźć dla nich nowe miejsce pobytu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: tvn24/Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24