Według prokuratury torturowali i zabili mężczyznę, po czym zawarli pakt milczenia, dopuszczając się aktu kanibalizmu. Nigdy nie udało się jednak znaleźć szczątków ofiary ani ustalić, kim była. Właśnie zapadł wyrok w tej sprawie.
Główny oskarżony w sprawie, Robert M., usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności za kierowanie zabójstwem nieustalonego mężczyzny. Miał on nakazać obcięcie głowy i pakt milczenia, potwierdzony aktem kanibalizmu. Sąd za najważniejsze uznał dowody z podsłuchów i zeznania w toku śledztwa jednego z oskarżonych - Rafała O.
Pozostali trzej oskarżeni, zdaniem sądu, byli tylko świadkami zabójstwa. W polskim prawie nie ma paragrafu dotyczącego kanibalizmu, a sprawa zbezczeszczenia zwłok się przedawniła (następuje to po 15 latach - red.). Sąd umorzył postępowanie w ich przypadku.
"(...) oskarżeni Sylwester B., Rafał O. i Janusz S. w nieustalonym okresie od lipca do października 2002 r. w okolicy jeziora Osiek w pobliżu miejscowości Ługi, działając wspólnie i w porozumieniu z Robertem M. oraz ustaloną osobą (chodzi o Zbigniewa B. - PAP) znieważyli zwłoki nieustalonego pokrzywdzonego w ten sposób, że po rozczłonkowaniu i upieczeniu części ciała dokonali ich częściowej konsumpcji".
Uzasadnienie
Uzasadniając wyrok, sędzia Banaś wskazał, że dowody pozwoliły ustalić m.in. to, że Robert M., gdy spotkał przed barem w Łasku mężczyznę, z którym miał zatarg o pieniądze, uderzył go, a następnie zaprowadził do samochodu Zbigniewa B., do którego wsiedli również pozostali oskarżeni (do lokalu przyjechali razem). W trakcie jazdy nad jezioro Osiek M. miał uderzyć nieznanego mężczyznę i wtedy właśnie – według ustaleń sądu – zaplanował zabicie go, o czym powiedział Zbigniewowi B. – ten zatem wiedział później, co oznacza polecenie "wiesz, co masz robić" wydane mu nad jeziorem.
- Zbigniew B. usiadł na mężczyźnie i poderżnął mu gardło, po czym odciął mu głowę... – mówił sędzia Banaś.
Jak wskazał, Rafał O. zaczął głośno protestować, ale uciszył go Robert M. grożąc, że skończy tak, jak mężczyzna. Kawałki ciała ofiary miały zostać upieczone na ognisku i zjedzone przez mężczyzn. Ciało zabitego mężczyzny Robert M. i Zbigniew B. mieli zapakować wraz z kamieniem do folii, wypłynąć na jezioro pontonem, który przywieźli ze sobą, i wrzucić je do wody.
Sędzia Banaś wskazał, że Rafał O. był przesłuchiwany wielokrotnie. - Wypada podkreślić, że aż sześciokrotnie opisał przebieg zdarzenia w taki sposób, że w żadnym razie nie można uznać, że je wymyślił – wskazał.
Jak dodał, zdaniem sądu było to dla mężczyzny "traumatyczne przeżycie", ukrywane przez 15 lat. Działania policji doprowadziły do tego, że zaczął o nim opowiadać. Sędzia zaznaczył, że O. nie robił tego tylko w ramach wyjaśnień podczas postępowania, ale też "kilkadziesiąt razy w ramach swobodnych rozmów w domu" ze współmieszkańcem i sąsiadem – nie wiedział o tym, że rozmowy są nagrywane.
Sędzia Banaś przyznał, że biegli rozpoznali u Rafała O. lekkie upośledzenie umysłowe i zespół zależności alkoholowej oraz zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym, ale stwierdzili również, że z ich badań nie wynika, by luki w pamięci oskarżonego były wypełnione fałszywymi wspomnieniami ani że miałby skłonności do konfabulacji.
Przewodniczący składu sędziowskiego wskazał też, że Rafał O. przed sądem nie zaprzeczył wcześniejszym relacjom, a "po prostu się do nich nie ustosunkował".
Zdanie odrębne
Zdanie odrębne złożył sędzia Grzegorz Kasicki. Wyjaśnił, że różnice w ustaleniach faktycznych i ocenie są niewielkie, natomiast "konsekwencje tych różnic są poważne". Podkreślił, że materiał dowodowy jest kompletny i nic więcej nie da się z niego wydobyć, chyba że Robert M. zdecydowałby się na złożenie wyjaśnień, a w ocenie sędziego zna nazwisko ofiary.
Zaznaczył jednak, że nie ma podstaw do wskazania, w którym momencie doszło do porozumienia między Robertem M. a Zbigniewem B. co do zabójstwa nieznanego mężczyzny ani czy w ogóle do tego doszło. Sędzia Kasicki podał też w wątpliwość złożoną po 15 latach relację "człowieka, który był pijany i który, jak wiemy, jest upośledzony w stopniu lekkim – posiada dysfunkcję" Rafała O. Wskazał, że nie wiadomo, czy zdanie "wiesz, co masz robić" skierowane do Zbigniewa B. nie zostało przekręcone. Dodał też, że wyjaśnienia Rafała O. m.in. dotyczące wydarzeń przy barze "U Józka" były niespójne.
- Materiał po 15 latach jest tak skromny, że nie możemy na jego podstawie budować pewnych stwierdzeń. Pokuszę się o stwierdzenie, że ustalenia sądu są bardzo prawdopodobne. Ja nie mam pewności. Uważam wersję, którą przedstawił pan sędzia za bardzo prawdopodobną, ale nie mam stuprocentowej pewności, że tak jest – mówił sędzia Kasicki.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca Roberta M. adw. Monika Widacka zapowiedziała złożenie apelacji. W rozmowie z dziennikarzami po ogłoszeniu wyroku podkreśliła różnice zdań u dwóch sędziów, dodając, że w jej ocenie uzasadnienie było lakoniczne, "oparte wyłącznie na zeznaniach jednej osoby", a sam wyrok był "kuriozalny".
Prokuratura przekonana o winie
13 września przed szczecińskim sądem zakończył się proces czterech mężczyzn, którzy według aktu oskarżenia mieli znęcać się nad człowiekiem o nieustalonych personaliach, a potem zabić go i dopuścić się aktu kanibalizmu. Sędzia wtedy po mowach końcowych ogłosił, że wyrok zapadnie 27 września.
Prokurator udowodniał winę oskarżonych. "W nieustalonym bliżej dniu w okresie od lipca do października 2002 roku w okolicy miejscowości Łasko oraz Strzelce Krajeńskie, działając wspólnie i w porozumieniu po uprzednim pobiciu i pozbawieniu wolności ze szczególnym udręczeniem, działając ze szczególnym okrucieństwem i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie zabili poprzez dekapitację mężczyznę o nieustalonych danych personalnych, a następnie dopuścili się aktu kanibalizmu" – czytamy w akcie oskarżenia.
Śledczy mieli trudne zadanie, ponieważ brakowało dowodów. Nigdy nie udało się ustalić personaliów domniemanej ofiary, ani odnaleźć jej szczątków, które rzekomo miały zostać utopione w jednym z jezior w okolicy Łaska. Nie pomagał fakt, że do zbrodni miało dojść prawie 20 lat temu. W tym czasie zmarł między innymi właściciel baru, z którego miała zostać porwana ofiara.
W trakcie mów końcowych Hubert Kołtuniak z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie przekonywał w sądzie, że to Robert M. miał być inicjatorem zabójstwa. Zażądał dla niego dożywotniego pozbawienia wolności. Dla Janusza Sz. oraz Sylwestra B. wniósł o 25 lat pozbawienia wolności, a dla Rafała O., który jako jedyny w pewnym momencie śledztwa przyznał, że do zbrodni doszło, 14 lat pozbawienia wolności.
Wszyscy mężczyźni prowadzili normalne życie do czasu aresztowań jesienią 2017 roku. Robert M. – spawacz – założył rodzinę i pracował za granicą. Podobnie jak pozostali oskarżeni nigdy nie był notowany.
Obrońcy: niewinni
Jan Widacki, obrońca Roberta M., wniósł o uniewinnienie swojego klienta. Podobnie postąpili adwokaci pozostałych oskarżonych. Według nich zabójstwo i akt kanibalizmu nigdy nie miały miejsca.
Rafał O. w trakcie przesłuchań tuż po zatrzymaniu przyznał, że do zbrodni doszło. Jednak jak przekonuje obrona pozostałych mężczyzn, te zeznania pozbawione były szczegółów i sprzeczne. Nie potrafił wskazać miejsca ani daty zdarzenia. W trakcie procesu mężczyzna wycofał się ze swoich zeznań.
Jak pierwotnie zeznał O., zabić miał nieżyjący już piąty członek grupy Zbigniew B. Zmarł on na zawał niedługo przed zatrzymaniami w tej sprawie.
To B. także pierwszy miał po alkoholu opowiadać publicznie o tym, co zaszło. B. i Rafał O. często pili razem pod sklepem w Kołkach. O. mieszka w sąsiedniej miejscowości.
Według tej opowieści ofiara miała zostać porwana z nieistniejącego już baru w miejscowości Łasko. Powodem była sprzeczka Roberta M. z tym mężczyzną. Potem porywacze mieli pić alkohol i torturować uprowadzonego mężczyznę, aż wreszcie Robert M. miał kazać Zbigniewowi B. zabić ofiarę. Ten nożem miał uciąć ofierze głowę.
Po zabójstwie M. miał zmusić pozostałych mężczyzn do zawarcia paktu milczenia, który przypieczętować mieli aktem kanibalizmu. Szczątki miały zostać zatopione w jeziorze. Nigdy nie udało się ich odnaleźć.
Źródło: TVN24 Szczecin/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock