Paweł Wnuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Słupsku poinformował o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie użycia miotacza gazu podczas zabezpieczania wizyty prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego w Inowrocławiu w czerwcu tego roku. Zdaniem prokuratorów, policjanci nie złamali przepisów. Prezydent Inowrocławia: to decyzja polityczna.
Nie będzie śledztwa w sprawie użycia gazu wobec przeciwników Prawa i Sprawiedliwości w Inowrocławiu. Według Prokuratury Okręgowej w Słupsku policjanci działali w granicach prawa w szczególności na podstawie ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej oraz nie popełnili przestępstwa.
- Po przeprowadzeniu czynności sprawdzających została podjęta decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa. Prokurator nie stwierdził znamion czynu zabronionego. Funkcjonariusze działali w granicach prawa – stwierdził Paweł Wnuk z Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET 24: Użycie gazu podczas manifestacji "zwykłym odruchem"? To sprzeczne z ustawą i policyjnym szkoleniem
Oburzony, ale nie zaskoczony
Badany był również wątek zamknięcia przez funkcjonariuszy policji miejskiego parkingu na czas spotkania. Tu również nie stwierdzono nieprawidłowości.
Decyzja nie jest prawomocna. Strony mogą złożyć zażalenie na decyzję prokuratury.
Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia, który składał w czerwcu zawiadomienie o możliwości popełnienia przez funkcjonariuszy przestępstwa, nie ma wątpliwości, że "decyzja prokuratury była polityczna". – Jestem oburzony, ale nie zaskoczony. Prokuratura nie jest niezależna – skomentował nam. Już zapowiedział zażalenie na tę decyzję.
Gazem w protestujących
Do sytuacji doszło w niedzielę 26 czerwca w trakcie spotkania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z sympatykami jego partii w Inowrocławiu. W okolicach sali, gdzie odbywała się konferencja, zgromadziła się grupa skandujących osób. Kiedy szef Prawa i Sprawiedliwości wchodził na spotkanie i wychodził z niego protestujący wykrzykiwali krytyczne wobec szefa PiS hasła.
Kamera TVN24 zarejestrowała jak policja używa gazu wobec protestujących.
Na nagraniach widać między innymi, jak dwóch mężczyzn stoi bezpośrednio przed policjantami - jeden z tych mężczyzn kłóci się z nimi, zwracając się do zamaskowanego policjanta w ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Mężczyzna używa wulgaryzmów. Funkcjonariusz odpycha go i towarzyszącego mu drugiego mężczyznę, po czym używa wobec tłumu gazu łzawiącego. Już po użyciu gazu przez policjanta słychać komunikat wypowiedziany przez jednego z funkcjonariuszy: "Wykonywać polecenia, bo użyjemy środków przymusu".
Jednego z mężczyzn później skuto kajdankami i zatrzymano. Jak opowiadał "Gazecie Wyborczej" miano używać wobec niego przemocy, mimo że stosował się do poleceń funkcjonariuszy.
"Wyglądało to dramatycznie"
Wielu ekspertów, którzy komentowali tę sprawę – w tym Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca prawa z Uniwersytetu Warszawskiego, stwierdziło, że nie było powodów użycia środków przymusu bezpośredniego.
- Moim zdaniem to wyglądało bardzo źle, a nawet dramatycznie niezgodnie z przepisami – ocenił Kładoczny. - Nie mieliśmy do czynienia z agresją, poza agresją słowną oczywiście, ze strony ludzi przeciwko funkcjonariuszom. Nie wyglądało nawet na to, żeby miało dojść do jakichś rękoczynów. Przeciwnie, jak widać z materiału TVN24, to policjanci odpychali. Niewykonanie natychmiast polecenia spowodowało, jak widzieliśmy, uderzenie gazem pieprzowym. Zupełnie niepotrzebne. Policjanci muszą być przygotowani na to, że nie wszyscy ich lubią – oceniał.
Jego zdaniem wobec zwłaszcza jednego z funkcjonariuszy, który użył gazu, powinny zostać wyciągnięte konsekwencje.
Oświadczenie i kontroskarżenie
W poniedziałek 27 czerwca po południu oświadczenie wydała kujawsko-pomorska policja. Jak podkreślono, "podczas zabezpieczenia w Inowrocławiu policjanci wydawali polecenia i ostrzeżenia o użyciu siły fizycznej oraz miotacza gazu".
"Pomimo wielokrotnie powtarzanych, jasnych i zrozumiałych poleceń wydawanych wobec osób, które podchodziły do kordonu funkcjonariuszy, aby te odsunęły się na bezpieczną odległość, osoby te nie reagowały, stawiając bierny opór, podchodząc coraz bliżej. Policjant, oceniając na miejscu sytuację, zastosował gradację używanych środków przymusu od siły fizycznej, która nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, do użycia ręcznego miotacza gazu" - czytamy w komunikacie.
Policja złożyła także zawiadomienie o znieważeniu funkcjonariusza. Postępowanie w tej sprawie wciąż się toczy.
Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24