We wsi nikt nie wierzy, że ksiądz Robert mógł zabrać pieniądze wypracowane przez parafian. Ani policja, ani prokuratura nie prowadzą w tej sprawie żadnego postępowania, ksiądz nie figuruje też wśród osób zaginionych. Co zatem stało się z duchownym? Gdzie podziało się 100 tysięcy złotych?
Jest las we wsi Stare Polaszki. To las "kościelny". Jest i kościół, barokowy. Skrzyknęli się parafianie, zachęcani przez proboszcza: chodźmy do lasu, wytnijmy drzewo, sprzedajmy, będzie na remont ławek w kościele. Pracowali przez kilka miesięcy w czynie społecznym. "Mamy 110 tysięcy złotych!" - oznajmił proboszcz. A potem zniknął. Zniknęły też pieniądze.
Pierwsza informacja o lesie i o księdzu Robercie przyszła na Kontakt 24. Poszedłem jej tropem.
Co tak naprawdę wydarzyło się w parafii w Starych Polaszkach na Pomorzu?
Z ludźmi zawsze był
- To był swojski człowiek. Do rany przyłóż - mówią we wsi o księdzu Robercie. Dla tutejszych wartością jest pracowitość i zaradność. I taki właśnie był ksiądz Robert - w odróżnieniu od innych księży, którzy wysyłani byli przez kurię do wiejskiej parafii.
- Ksiądz Robert zrobił wszystko sam dla siebie: ogrodzenie postawił, trawnik skosił, nie oczekiwał od gospodarzy, że zrobią coś za niego. No i łagodny był taki, naprawdę. Wyprowadzić go z równowagi było wprost nie sposób. Z ludźmi ksiądz Robert zawsze był - opowiadają.
Rozmawiam z jednym, drugim, trzecim mieszkańcem wsi Stare Polaszki, w której stoi zabytkowy kościół pod wezwaniem św. Mikołaja. Wszyscy regularnie chodzą do kościoła, niektórzy mają dzieci, które będą chcieli bierzmować. Dlatego nie zgadzają się na podawanie nazwisk.
- A pan dzieci masz? Na katolika chcesz wychować? Przyjedzie biskup, będzie bierzmował, a jak odmówi? Co pan z dzieckiem zrobisz wtedy? Nie, ja otwarcie na biskupa nie mogę nic powiedzieć. Ale anonimowo, proszę bardzo.
- Co by dzisiaj pani powiedziała biskupowi?
- Biskupowi to bym w oczy napluła z nerwów...
- Żartuje pani. Aż tak?
- Aż tak! My jesteśmy tak wkurzeni, bo nasza ciężka praca... Ja panu powiem, że myśmy więcej nie chcieli, tylko te ławki.
Czyn społeczny
W XIII wieku na te ziemie przybyli cystersi, postawili tu pierwszy, drewniany kościół, otoczyli go ceglanym murem i wybudowali budynki zakonne. Te obiekty jednak nie przetrwały do dzisiaj. "Obecną świątynię ufundował generał, kasztelan chełmiński Stanisław Skórzewski. Wybudowano ją w 1750 roku. Sam kościół jest niewielki, ale posiada okazały ołtarz główny, który wraz z ołtarzami bocznymi tworzy ciekawą kompozycję rzeźbiarsko-architektoniczną. Wyposażenie wnętrza jest oryginalne, barokowo-rokokowe" - czytamy na stronie parafii.
Miejscowi gospodarze potwierdzają z dumą w głosie: - Tak, nasze ławki też są barokowe. Dlatego ich remont wymaga znacznej sumy.
Bo ławki w kościele pw. św. Mikołaja się chybocą. - Gdyby mocniej się oprzeć, można fiknąć kozła do tyłu - słyszę.
Do parafii pod wezwaniem św. Mikołaja, w której do 2023 roku ksiądz Robert był proboszczem, przynależą dwa zabytkowe kościoły: w Starych i Nowych Polaszkach. O ile w jednym do remontu były ławki, to w drugim (w Nowych Polaszkach to obiekt z 1842 roku) wymiany wymagała instalacja elektryczna.
Ksiądz Robert - ówczesny proboszcz - wpadł na pomysł, jak te problemy rozwiązać. To było w 2021 roku. Na skraju wsi Nowe Polaszki znajduje się kościelna działka, przekazana z majątku Skarbu Państwa w 1993 roku w ramach tak zwanych rekompensat za straty, jakie poniósł Kościół w wyniku działań komunistycznego rządu PRL. Działka - jak wynika z księgi wieczystej, liczy 85 hektarów, z czego około ośmiu hektarów to las.
W tym lesie od 30 lat nie prowadzono żadnych działań gospodarczych.
- To był pomysł księdza Roberta, żeby zrobić tak zwaną trzebież [cięcie pielęgnacyjne - red.] i w ten sposób uzyskać drzewo, a następnie sprzedać je i mieć pieniądze na remont ławek w kościele w Starych Polaszkach i na remont instalacji elektrycznej w Nowych Polaszkach - relacjonuje jeden z mieszkańców, który bardzo mocno zaangażował się w prace w lesie. Był z księdzem Robertem w bliskich kontaktach.
Prace ruszyły wczesną wiosną 2022 roku.
Opowiadają osoby, które od początku do końca brały udział w "czynie charytatywnym" w kościelnym lesie (zastrzegły, że chcą pozostać anonimowe):
- Ksiądz dał tylko na paliwo, na łańcuchy, na prowadnice i to wszystko. Za robociznę nie płacił, za wynajem sprzętu nie płacił. Tak było z ludźmi uzgodnione, że przychodzą do pracy za darmo, ale kasa idzie na ławki w kościele.
- Do pracy przychodziliśmy co sobotę. Było nas zawsze mniej więcej od 20 do 40 osób. Mieliśmy sprzęt, który także był użyczony księdzu za darmo. Jeden z nas profesjonalnie zajmował się tego rodzaju działalnością, pod jego kierunkiem pracowaliśmy.
- Jednego razu ksiądz chciał mi pieniądze dać za robotę, ja mówię, że nie chcę, że jak ksiądz mi wciśnie te pieniądze, to ja pójdę w niedzielę do kościoła i na tacę dam. Bo za pieniądze to ja robię od poniedziałku do piątku, a w soboty to ja przychodzę, bo chcę.
- Wiosną pracowaliśmy przez cztery miesiące w każdą sobotę. Potem była przerwa. Latem przyszła wichura i powaliła sporo drzew. Jesienią kończyliśmy robotę, zbieraliśmy też wiatrołomy. Skończyliśmy gdzieś bodajże w listopadzie. Pamiętam, że ciągnęliśmy kłody po ściętej kukurydzy.
- Atmosfera była świetna, z księdzem Robertem było naprawdę fajnie. Zdarzało się, że po pracy piwko się pojawiło...
Wszyscy, z którymi rozmawiam, wspominają ten czas bardzo dobrze, jako inicjatywę łączącą lokalną społeczność, integrującą wokół wspólnego celu.
Pieniądze dla biskupa czy parafii?
Jednak, jak wynika z wypowiedzi niektórych mieszkańców, ksiądz Robert miał spory problem.
- Jednego razu, to było na początku, kiedy dopiero zaczynaliśmy prace w lesie, powiedział mi, że biskup Ryszard Kasyna, gdy się dowiedział o naszej inicjatywie, zapowiedział, że pieniądze ze sprzedaży drewna trafią do kurii w Pelplinie. Ksiądz Robert był zdenerwowany, załamany. Ja mu powiedziałem, że jeśli tak ma być, to ja natychmiast się z tego wycofuję.
- A z jakiej okazji ja mam biskupowi kiesę nabijać? A on nam coś dał? Choćby złotówkę? Raczej zawsze zabierał, niż dawał. A jak moje dziecko było bierzmowane, to co? Trzeba było wyłożyć 200 albo 300 złotych, bo inaczej nie przyjedzie. Więc... No halo! Z jakiej okazji ja mam dawać coś biskupowi?
- Osobiście powiedziałem księdzu Robertowi, że jeśli kasa ma iść do biskupa, to natychmiast mówię "do widzenia", zabieram sprzęt i mnie nie ma.
Ksiądz Robert miał jednak zapewnić, że sprawę załatwi, że pieniądze nie trafią do kurii, tylko zostaną w parafii i będą przeznaczone na remont kościoła.
Prace skończyły się jesienią, parafianie pomogli znaleźć kupca na drzewo. To były tak zwane dłużyce (długie na 10-14 metrów pnie), a także mniejsze pnie na stemple budowlane, reszta zaś "poszła" na biomasę. W sumie to było kilkadziesiąt tirów materiału.
Zimą, już po Nowym Roku, ksiądz Robert ogłosił z ambony, że udało się uzyskać 110 tysięcy złotych.
- Ale była radość! Nie mogliśmy uwierzyć, że aż tyle pieniędzy udało się zdobyć na remont kościołów.
Potwierdzają to świadkowie, którzy byli przy przekazywaniu księdzu pieniędzy ze sprzedaży drzewa - twierdzą, że na własne oczy widzieli plik banknotów (kwota została przekazana proboszczowi w gotówce) i że pośrednicząc w sprzedaży, mieli wiedzę o tym, że ustalona cena za sprzedaż drewna opiewała na kwotę 110 tysięcy złotych.
Jednak kolejne tygodnie i miesiące mijały, a z ławkami w kościele nic się nie działo.
CZYTAJ TEŻ: BŁAGAŁA, ALE W KURII NIKT NIE CHCIAŁ Z NIĄ ROZMAWIAĆ. TERAZ KOŚCIELNĄ ZIEMIĘ UPRAWIAJĄ BRACIA WÓJTA >>>
Znikający ksiądz
Była końcówka lipca, początek sierpnia 2023 roku. Ksiądz Robert w niedzielę, jak zawsze, odprawił mszę, a we wtorek już go nie było na plebanii. Zniknął.
- Nawet się nie pożegnał! Ani słowem nie dał po sobie poznać, że coś takiego planuje. Żadnych sygnałów, nic...
Dzisiaj parafianie - w tym również osoby, które wtedy były z księdzem w najbardziej zażyłych relacjach - nie mają pojęcia, co się z nim dzieje. Gdy dzwoni się na jego numer telefonu, słychać komunikat o nowym numerze na plebanię.
Próbowali skontaktować się ze swoim ulubionym proboszczem, zapytać, co się stało, dlaczego ich zostawił z dnia na dzień, bez słowa pożegnania.
- Tak jakby zatarł po sobie wszystkie ślady. Nie ma go w mediach społecznościowych, księża, którzy byli jego przyjaciółmi, wszyscy twierdzą, że nie mają pojęcia, co się z nim dzieje. Nikt nie ma do niego nowego numeru telefonu.
"Podobno odszedł ze stanu duchownego" - słyszę wiele razy, zarówno od parafian, jak i od duchownych, którzy wcześniej mieli kontakt z księdzem Robertem. Ale nikt nie jest w stanie tej informacji potwierdzić, wszyscy tylko powtarzają jakieś plotki, domysły.
Na stronie internetowej diecezji pelplińskiej, w spisie duchownych, przy nazwisku księdza Roberta widnieje adnotacja "aktualnie brak nominacji". Nie ma też danych kontaktowych do niego (do innych księży w diecezji są podane numery telefonów).
Przez kilka tygodni próbowaliśmy odnaleźć księdza Roberta, dzwoniąc do duchownych, którzy mieli w przeszłości z nim styczność. Bez skutku - albo księża nie chcieli z nami rozmawiać, albo - jak twierdzili - nie wiedzą, co się dzieje z księdzem Robertem.
Faktem jest, że zniknął nie tylko sam ksiądz Robert, ale też pieniądze wypracowane przez parafian na remont ławek w kościele.
We wsi nikt nie wierzy, że ksiądz Robert ("taki wspaniały ksiądz!") mógł zabrać pieniądze i zniknąć:
- Nigdy w to nie uwierzę!
- Gdyby chciał te pieniądze zabrać dla siebie, nie informowałby z ambony, ile ich jest.
- Pieniądze otrzymał zimą, a zniknął dopiero w sierpniu. Po co ksiądz Robert miałby tyle czekać, gdyby chciał te pieniądze sobie przywłaszczyć?
Tajemnicą poliszynela jest, że ksiądz Robert wszedł w ostry spór z biskupem - wieś huczy od plotek, że ponoć poszło o pieniądze wypracowane w czynie społecznym przez parafian. Miał sprzeciwić się hierarsze, nie chciał przekazać 110 tysięcy do kurii - tak twierdzą wszyscy moi rozmówcy, mieszkańcy wsi Stare i Nowe Polaszki. Są o tym przekonani, choć - jak twierdzą - żaden z nich nie rozmawiał o tym otwarcie z samym księdzem Robertem.
Tak czy inaczej, ich zdaniem ksiądz w końcu został zmuszony do odejścia z parafii, miał więc zapowiedzieć, że odchodzi również z kapłaństwa. To pierwsza wersja. Według drugiej, ksiądz Robert pozostał kapłanem, ale odszedł z diecezji pelplińskiej, nie chcąc mieć już za przełożonego biskupa z Pelplina Ryszarda Kasyny. We wsi mówi się też o tym, że biskup (albo dziekan) nie pozwolił proboszczowi pożegnać się z parafianami i dlatego ksiądz Robert zniknął tak nagle.
Niektórzy twierdzą - ponoć ksiądz Robert miał się komuś z tego zwierzyć, że do awantury doszło między nim a księdzem Ryszardem Konefałem, dziekanem ze Skarszew (diecezja podzielona jest na dekanaty, które z kolei obejmują poszczególne parafie, bezpośrednim zwierzchnikiem proboszcza jest więc właśnie dziekan).
W sierpniu ubiegłego roku na plebanię do Starych Polaszek przyszedł nowy proboszcz - ksiądz Marek Kaleta. On także jest lubiany, złego słowa parafianie o nim nie dadzą powiedzieć. Ale gdy pytają o księdza Roberta i o pieniądze ze sprzedaży drewna, nowy proboszcz rozkłada ręce, twierdząc, że nic na ten temat nie wie, a kiedy obejmował parafię, to pieniędzy ze sprzedaży drzewa już na koncie nie było.
Nowy proboszcz potwierdza to również w rozmowie z nami.
"Nakręcanie"
W sierpniu ubiegłego roku, krótko po zniknięciu księdza Roberta, do Starych Polaszek przybył dziekan ze Skarszew, ksiądz Ryszard Konefał.
Spotkanie, które odbyło się z związku z przejęciem obowiązków przez nowego proboszcza, relacjonuje jeden z jego uczestników:
- Pytaliśmy dziekana o to, gdzie są pieniądze i co się stało z księdzem Robertem, dlaczego tak nagle i bez pożegnania nas opuścił. Ale ksiądz dziekan nie odpowiedział na te pytania, stwierdził, że nic nie wie.
Dzwonię do dziekana Ryszarda Konefała.
- Chciałem porozmawiać o sytuacji we wsi Stare Polaszki… - zaczynam rozmowę.
Ksiądz dziekan stwierdza, że nie ma na ten temat żadnej wiedzy.
- Chodzi o pieniądze z wycinki lasu... - nie daję za wygraną.
Duchowny odpowiada, że wydaje mu się, iż tego lasu parafianie za bardzo nie wycięli. Stwierdza, że nie ma o czym rozmawiać, tym bardziej że, jak powtarza, nie zna tematu.
- Ksiądz był na miejscu zaraz po tym, jak odszedł ksiądz Robert i przyszedł nowy ksiądz, i rozmawialiście. I członkowie rady parafialnej pytali księdza o to, co się stało z tymi 110 tysiącami złotych - przypominam księdzu dziekanowi.
Ten zaś zaprzecza, żeby wówczas padła w rozmowie taka kwota, odsyła do rzecznika prasowego kurii. Stwierdza też, że się w takie rzeczy nie bawi i po raz kolejny zaznacza, że jego wiedza na ten temat jest zerowa. Uważa, że jego zdaniem "nakręcanie różnych rzeczy" nie należy do jego zainteresowań, bo zajmuje się duszpasterstwem.
- Sądzi ksiądz, że to jest nakręcanie? - pytam.
Dziekan odpowiada, że nie wie i wskazuje, że jeśli okaże się, że w tej sprawie są winni, to powinni ponieść karę. Jego zdaniem temat trzeba sprawdzić.
Na koniec rozmowy pytam, co się dzieje z księdzem Robertem, czy jest jeszcze kapłanem.
Ksiądz Ryszard Konefał odmawia odpowiedzi na to pytanie, zaznacza, że nie pomoże mi w dotarciu do księdza Roberta i uprzejmie kończy rozmowę, życząc wszystkiego dobrego.
CZYTAJ TEŻ: GMINNA SPÓŁKA WYBUDOWAŁA WODOCIĄG DO REZYDENCJI BISKUPA. KTO ZAPŁACIŁ? GMINNA SPÓŁKA NIE WIE >>>
Kuria milczy
Wysłałem także pytania do rzecznika kurii w Pelplinie księdza Ireneusza Smaglińskiego. Przedstawiłem dwie tezy. Pierwsza: że powodem odwołania ks. Roberta był fakt, iż nie chciał przekazać pochodzących z wycinki 110 tysięcy złotych do kurii, to spowodowało spór między nim a biskupem, co w efekcie było przyczyną jego odwołania z funkcji proboszcza. Druga: że ks. Robert przywłaszczył sobie pieniądze uzyskane z wycinki lasu, a następnie "zniknął".
"Jeśli tak, proszę o wskazanie, do której jednostki policji/prokuratury sprawę zgłoszono" - napisałem. Poprosiłem o komentarz do powyższych twierdzeń.
Ponadto zadałem też następujące pytania:
- Dlaczego ks. Robert został odwołany z funkcji proboszcza?
- Czy prawdą jest, że w wyniku realizacji wycinki lasu uzyskano 110 tysięcy złotych?
- Gdzie owe pieniądze (mam na myśli kwotę uzyskaną z wycinki lasu) obecnie się znajdują (na koncie parafii, kurii)?
- Dlaczego uzyskane z wycinki pieniądze nie zostały dotychczas spożytkowane na remont ławek w kościele?
- Czy ks. Robert został przeniesiony do innej parafii, czy obecnie pełni funkcje kapłańskie, jeśli tak, to gdzie?
- Czy ks. Robert porzucił stan duchowny? Jeśli tak, to kiedy?
Odpowiedzi jednak nie otrzymałem.
Sprawdziłem, czy organy ścigania prowadzą jakieś postępowanie w sprawie przywłaszczenia pieniędzy parafialnych lub przeciwko księdzu Robertowi.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku i z Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku zaprzeczyły.
Na listach osób zaginionych, publikowanych przez policję i Fundację Itaka, nie widnieje nikt o nazwisku i imieniu byłego proboszcza ze Starych Polaszek.
Siostra księdza odsyła do kurii
W poszukiwaniu księdza Roberta dotarłem też do jego najbliższej rodziny, która - jak ustaliłem - wyprowadziła się z Pelplina (rodzinne miasto księdza) i mieszka teraz w innym województwie. Rozmawiałem z jego siostrą, która jest siostrą zakonną. Poprosiłem ją o numer telefonu do duchownego. Odmówiła. Zapytałem, czy jej brat jest w kapłaństwie i czy przebywa w Polsce. Również odmówiła i odesłała do kurii w Pelplinie.
W sekretariacie kurii dowiedziałem się, że (w odróżnieniu od innych księży w diecezji) nie wiadomo, czy i gdzie pełni posługę kapłańską ksiądz Robert i że jedyną osobą, która może mieć takie informacje, jest ksiądz Adam Kałduński, kanclerz. Jednak nie ma go akurat w kurii.
Oficjalne pytania do ks. Adama Kałduńskiego (przytaczam je powyżej) o to między innymi, czy ksiądz Robert nadal jest kapłanem i - jeśli tak, gdzie pełni posługę kapłańską, wysłałem do kurii 16 kwietnia. Do dzisiaj, czyli od blisko miesiąca, nie otrzymałem odpowiedzi.
***
Obecny proboszcz Marek Kaleta poinformował, że pieniądze na remont obydwu kościołów zostały zabezpieczone z rządowych dotacji i inwestycje zostaną zrealizowane. To jednak nie wyjaśnia, gdzie podziały się środki uzyskane z wycinki zrealizowanej w czynie społecznym przez parafian.
Dlaczego ks. Robert został odwołany z funkcji proboszcza?
Czy prawdą jest, że w wyniku realizacji wycinki lasu uzyskano 110 tysięcy złotych?
Gdzie owe pieniądze (mam na myśli kwotę uzyskaną z wycinki lasu) obecnie się znajdują (na koncie parafii, kurii)?
Dlaczego uzyskane z wycinki pieniądze nie zostały dotychczas spożytkowane na remont ławek w kościele?
Czy ks. Robert został przeniesiony do innej parafii, czy obecnie pełni funkcje kapłańskie, jeśli tak, to gdzie?
Czy ks. Robert porzucił stan duchowny? Jeśli tak, to kiedy?
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Słomczyński