Ktoś się podszył pod Srebrną i ministra Jacka Sasina. Wielkopolska drukarnia otrzymała zlecenie druku czterech tysięcy kart wyborczych. Widniały na nim nazwa spółki i nazwisko szefa resortu aktywów państwowych. – Złożyliśmy w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa kradzieży tożsamości – poinformował nas reprezentujący drukarnię prawnik Konrad Grudysz.
Firma Drukomat.pl przyjmuje zamówienia online. Zlecenie druku kart wyborczych – zgodnych z wzorem, który od 1 maja jest dostępny w internecie – przyszło do drukarni w tym tygodniu. Opłacono je przelewem BLIK. Jako zleceniodawca widniała na rachunku spółka Srebrna sp. z o.o. Odbiorcą był minister Jacek Sasin. W Drukomacie uznano, że ktoś się podszywa pod Srebrną i szefa resortu aktywów państwowych.
- Karty wydrukowaliśmy, ale ich nie wysłaliśmy do wskazanego w zamówieniu odbiorcy. Postanowiliśmy skonsultować sprawę z prawnikami – mówi tvn24.pl jeden z menedżerów drukarni.
Zawiadomienie w prokuraturze
Ostatecznie firma zdecydowała się złożyć zawiadomienie do prokuratury rejonowej w Pile. – Dotyczy możliwego złamania dwóch przepisów Kodeksu karnego: artykułu 190a paragraf drugi, czyli kradzieży tożsamości. Dodatkowo wskazaliśmy artykuł 248 punkt 2 Kodeksu karnego, który mówi o przestępstwie przeciwko wyborom – wyjaśnia Konrad Grudysz.
Zapytaliśmy w Ministerstwie Aktywów Państwowych, czy minister Jacek Sasin rzeczywiście miał otrzymać kilka tysięcy kart wyborczych.
To jakiś absurd, nawet nie będę tego komentował
Zwróciliśmy się również z pytaniem do Srebrnej. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi ze spółki.
Podwykonawca-podwykonawcy
Wzór karty wyborczej, który otrzymała do powielenia firma, był identyczny z tym, który ujawnił 1 maja na konferencji prasowej w Krakowie kandydat na prezydenta RP, Stanisław Żółtek. Jak informowaliśmy w tvn24.pl, wyciekł on od jednego z podwykonawców Poczty Polskiej. A dokładnie od podwykonawcy-podwykonawcy tej instytucji.
- Do konfekcjonowania pakietów wyborczych poczta wynajęła zewnętrzne podmioty. Te zaś wynajęły kolejne, by wyrobić się z zadaniem. I u podwykonawcy-podwykonawcy z Wieliczki nastąpił wyciek – wyjaśniają tvn24.pl urzędnicy zaangażowani w przygotowanie wyborów, które miały się odbyć w ten weekend.
Sprawą wycieku zajęła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która, według nieoficjalnych informacji tvn24.pl, namierzyła konkretnego pracownika. Wkrótce po ujawnieniu wzoru karty wyborczej przez kandydata Żółtka, zaczął on krążyć po internecie. Wydrukowane karty rozrzucano m.in. w Głogowie, trafiły one także do skrzynek pocztowych mieszkańców Szczecina.
Niewidzialne zabezpieczenia
Wzór karty wyborczej został opracowany w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, która na mocy decyzji premiera miała się zająć drukiem kart. Nie był on konsultowany z Państwową Komisją Wyborczą.
PWPW, która wytwarza banknoty, nie była w stanie wykonać tego zadania i – wbrew decyzji szefa rządu - zleciła druk prywatnej drukarni Samindruk z Brodnicy. Jak się dowiedzieliśmy, rola PWPW ograniczyła się do nadzoru nad produkcją kart, do organizacji transportu z drukarni do Poczty Polskiej oraz jej podwykonawców.
Z naszych informacji wynika również, że karty posiadają zabezpieczenia. - Tyle że nikt poza fachowcami z PWPW nie jest w stanie odróżnić oryginalnej karty od podrobionej – mówił tvn24.pl urzędnik resortu spraw wewnętrznych.
Źródło: tvn24.pl