Rząd PiS wykorzystał państwowy System Przeciwdziałania Dezinformacji do kontrolowania przekazu opozycji. Zespół w instytucie NASK, który miał przeciwdziałać dezinformacji, śledził wpisy opozycji oraz dziennikarzy i informował o tym kancelarię ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego - podaje OKO.press. "Coś niebywałego - w kampanii wyborczej miałem problem z obsługą fan page’a" - napisał na platformie X europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza odnosząc się do tych doniesień.
Jak opisuje w środowej publikacji OKO.press, w Systemie Przeciwdziałania Dezinformacji, który został stworzony przez państwowy instytut badawczy Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) na przełomie 2022 i 2023 roku, "znajduje się ogromna liczba tweetów opozycyjnych polityków, osób związanych z ówczesną opozycją oraz dziennikarzy demokratycznych mediów".
Dodaje, że nie było tam wzmianek autorstwa polityków Zjednoczonej Prawicy ani takich, które pochodziłyby z kanałów mediów publicznych czy prawicowych.
Śledzono wpisy opozycji
W nadzorowanej przez kancelarię premiera instytucji, która zajmuje się bezpieczeństwem w internecie, kilka tygodni przed wybuchem wojny w Ukrainie powstał Dział Przeciwdziałania Dezinformacji, który miał "tropić dezinformację związaną m.in. ze szczepieniami, wojną w Ukrainie i kwestiami ekonomicznymi". Jednak, jak pisze OKO.press, z informacji zachowanych w sieciowym systemie wynika, że "w dużym stopniu zajmował się zbieraniem danych o aktywności opozycji na platformie X".
Portal zaznacza, że "19 milionów złotych rządowej dotacji, przekazanej NASK-owi już po wybuchu wojny na – jak mówią oficjalne dokumenty – 'monitoring treści dezinformacyjnych i fake newsów w mediach społecznościowych oraz na narzędzia niezbędne do monitoringu' – wydano, przynajmniej częściowo, na stworzenie systemu, który można nazwać Systemem Śledzenia Opozycji".
OKO.press wskazuje, że sprawdzano niektóre narracje dotyczące wojny i migrantów ukraińskich w Polsce, ale "przynajmniej na cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi tematy te stanowiły wyraźną mniejszość w zgłoszeniach, przekazywanych przez NASK do KPRM".
"Skoordynowany system komunikacji rządowej"
Według OKO.press to był "skoordynowany system komunikacji rządowej" nadzorowany przez Centrum Informacyjne rządu i połączony ze wszystkimi ministerstwami, a jego celem miało być zarządzanie wizerunkiem rządu.
W CIR do jego obsługi, jak pisze OKO.press została powołana oddzielna jednostka - Wydział Koordynacji Komunikacji Rządowej. Miał on zostać zlikwidowany dwa tygodnie temu.
Portal opisuje, że codzienny monitoring sieci w tej skoordynowanej komunikacji realizował właśnie Dział Przeciwdziałania Dezinformacji NASK, a system, który obsługiwał nazwano Systemem Przeciwdziałania Dezinformacji. Portal dodaje jednak, że z rzeczywistym zapobieganiem temu zagrożeniu miał niewiele wspólnego.
OKO.press wskazuje, że ze zgłoszeń zachowanych w systemie wynika, że "chodziło o to, by na bieżąco informować KPRM i ministerstwa o tematach, które stawały się popularne w mediach społecznościowych, a mogły być problematyczne dla rządu".
Według portalu oceniano "potencjał dezinformacyjny" oraz możliwość eskalacji wpisów polityków opozycji, ich sympatyków oraz dziennikarzy demokratycznych mediów. "Jeśli uznano, że są wysokie, natychmiast alarmowano CIR" - pisze OKO.press. Wydział Koordynacji Komunikacji Rządowej miał decydować, co zrobić z problematycznymi tematami.
Jak podaje portal analizowano na przykład, co kto napisał o zatrzymaniu posłanki PO Kingi Gajewskiej, o reportażu "Faktów" TVN dotyczącym pani Joanny z Krakowa czy o białoruskich helikopterach nad Polską. Jak wskazuje, "cytowano Donalda Tuska, Krzysztofa Brejzę, Dariusza Jońskiego, Romana Giertycha, dziennikarzy: Bartosza Wielińskiego, Biankę Mikołajewską, Grzegorza Rzeczkowskiego, a także konta "przejawiające antypatię wobec obozu władzy".
NASK alarmował CIR w sprawie białoruskich śmigłowców nad Polską
Jako przykład portal opisuje między innymi sprawę białoruskich śmigłowców nad Polską. Jak czytamy, po opublikowaniu przez mieszkankę Białowieży na Facebooku zdjęcia białoruskich helikopterów, "NASK zaalarmował CIR: 'Obserwujemy narrację sugerującą jakoby białoruskie śmigłowce naruszyły przestrzeń powietrzną Polski. Dowodem ma być m.in. zdjęcie mające przedstawiać rzekomy moment ich przelotu nad terytorium Polski. Pojawił się również hashtag #DziurawaGranica".
Instytut po pierwszych oficjalnych informacjach miał przekazać kolejny komunikat: "Obserwujemy narrację, jakoby polska granica nie była bezpieczna w obliczu zagrożenia ze strony sił białoruskich, a rząd kłamał".
OKO.press pisze, że jako źródła "rzekomych" treści wskazano między innymi: dziennikarza śledczego "Newsweeka", adwokata Romana Giertycha, który wówczas jeszcze nie by posłem, rzecznika prasowego PO Jana Grabca, czy zastępcę redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Bartosza Wielińskiego.
Według OKO.press, sprawa została oznaczona na czerwono i została przekazana do MON rekomendując resortowi reakcję.
Portal zauważa, że dezinformacja, z definicji, to świadome rozpowszechnianie fałszywych treści, tymczasem informacja o białoruskich helikopterach nad Polską była prawdziwa.
"Gdyby więc chcieć raportować to zdarzenie jako dezinformację, należałoby wskazać, kto z przedstawicieli rządu zaprzeczał faktom. Tymczasem, jak jednoznacznie wynika z elektronicznych zapisów systemu w NASK, zajmowano się wpisami na Twitterze trafnie komentującymi zdarzenie. Ale już nie fałszem w komunikacji rządu" - zaznacza OKO.press.
NASK o "narracji" Brejzy
OKO.press opisuje też sprawę węgla sprowadzanego z Rosji do Polski. Jak pisze, "narrację" według NAK miał rozpowszechniać ówczesny senator Krzysztof Brejza (KO).
Dział Przeciwdziałania Dezinformacji miał wskazać, że narracja pojawiła się "na bazie artykułu Gazety Wyborczej (…), według której kazachski węgiel wydobywają firmy z rosyjskim wkładem i oligarchą w tle".
Według OKO.press wpisy Brejzy oznaczono jako posiadające wysoki potencjał eskalacji i przekazano do kancelarii premiera.
Portal podkreśla, że tak samo, jak w poprzednich przypadkach, Dział Przeciwdziałania Dezinformacji NASK nie weryfikował, czy informacje zawarte w artykule i we wpisach są prawdziwe.
Portal przypomniał, że kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" napisała, że Dział Przeciwdziałania Dezinformacji NASK zajmował się monitorowaniem tematów niekorzystnych dla rządu, na co zareagował na platformie X Janusz Cieszyński, w 2023 roku minister cyfryzacji w rządzie Morawieckiego.
Napisał między innymi, że działalność zespołu "opierała się na monitorowaniu treści 'trendujących' w sieci. Oprócz tego analitycy otrzymywali z Centrum Informacyjnego Rządu informacje o tematach, które pojawiły się w codziennym przeglądzie prasy. Następnie zespół badał, czy wokół tematu nie pojawiały się wątki dezinformacyjne, a jeśli takowe były – przygotowywany był raport problemowy opisujący ten temat”.
OKO.press zaznacza, że Cieszyński nie wspomniał w swoim wpisie np. o stałym, 24-godzinnym dostępie KPRM do monitoringu NASK.
Brejza: coś niebywałego
Do doniesień OKO.press odniósł się na platformie X Krzysztof Brejza, obecnie europoseł KO. "Coś niebywałego - w kampanii wyborczej miałem problem z obsługą fan page’a, pamiętasz Dorota Brejza info o możliwej blokadzie rządowej strony, nie traktowaliśmy tego poważnie, myśleliśmy, że to problem techniczny.." - napisał.
"Informacja o możliwej rządowej blokadzie nałożonej na fan page dotarła do nas we wrześniu 23 od techników fb, którzy nie potrafili rozwiązać problemu z umieszczaniem treści w kampanii wyborczej" - dodał.
Źródło: OKO.press, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Turczyk/PAP