Zdarza się, że nauczyciele wystawiają jedynki, bo ktoś nie otworzył wiadomości z zadaniem w e-dzienniku, albo wpisują nieobecności, bo rodzic nie zalogował dziecka w systemie. Ministerstwo mówi, by nieobecności nie wpisywać, a oceniać głównie za zaangażowanie.
W środę 25 marca w całej Polsce rozpoczęło się obowiązkowe nauczanie zdalne. Od tego momentu nauczyciele mają obowiązek realizowania podstaw programowych. Mogą uczniom robić sprawdziany, a także normalnie wystawiać oceny. Jednak rozporządzenie o nauczaniu na odległość jest bardzo ogólne i daje szkołom dużą swobodę w ustalaniu zasad gry w czasie, gdy nauka przeniosła się z budynków do internetu. To zaś rodzi wątpliwości, a także liczne napięcia na linii uczniowie, nauczyciele i rodzice.
Jak ktoś jest offline, to się martwimy
„Dyrektorze, poinformuj, że w dziennikach lekcyjnych nauczyciele nie wpisują obecności uczniów na zajęciach prowadzonych zdalnie” – czytamy w poradniku przygotowanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Jednak praktyka szkolna wygląda w tej kwestii bardzo różnie. W jednej z podstawówek w Ostrowie Wielkopolskim uczniowie otrzymują „obecność”, jeśli ich rodzic danego dnia zaloguje się w dzienniku elektronicznym (za jego pomocą prowadzone są tam zdalne lekcje). W większości warszawskich liceów nauczyciele zaznaczają w dziennikach wszystkim uczniom – „zwolniony”.
Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO, całkiem zrezygnował z zapisywania obecności uczniów. - Nauczyciele mają monitorować obecność uczniów, ale nie muszą jej odnotowywać – mówi dyrektor. - U nas licealiści dostają zadania głównie przez dziennik elektroniczny, więc jeśli nauczyciele widzą, że się do niego w ogóle nie logują, nie odbierają wiadomości, nie ma ich na lekcjach online, to wychowawca i pedagog razem próbują ustalić, co się z takim uczniem dzieje. Przecież on niekoniecznie wagaruje, może dziać się coś niepokojącego albo może potrzebować pomocy. Jak ktoś jest offline, to się martwimy. Ale póki co, u nas problemów z frekwencją nie widzimy – dodaje Jaroszewski.
- Jeśli chodzi o frekwencję, oczywiście nie wpisuję spóźnień. Obecność wpisuję następnego dnia, bazując na tym, kto był obecny na lekcji zdalnej albo oddał zadanie później. Ale jeśli nieobecni wyślą później albo dadzą znać, że mieli np. problem z internetem, to oczywiście zmieniam nieobecność na obecność – mówi Judyta Rudnicka, anglistka ze szkoły podstawowej nr 103 na warszawskim Mokotowie.
A jak minister za trzy miesiące się obudzi?
Marek, nauczyciel w wiejskiej szkole na Dolnym Śląsku: - Ministerstwo niby stoi na stanowisku, że obecności nie trzeba sprawdzać, ale mając już trochę doświadczenia wiemy, że pewnie za trzy miesiące się obudzą i będą chcieli od nas zestawienia frekwencji. Dlatego zdecydowaliśmy, że w dzienniku elektronicznym dodajemy nową kategorię obecności – NZ, czyli nauczanie zdalne. Jeśli widzę, że uczeń zalogował się na platformę, lub że jest dostępny w konwersacjach klasowych na Facebooku, wtedy ma obecność. Jak nie, to nie wpisujemy mu mimo wszystko nieobecności, tylko zostawiamy puste pole - dodaje.
Nauczyciele w większości zapewniają, że kwestia obecności traktowana jest przez nich elastycznie. Co innego mówią uczniowie.
Na przykład Klara, licealistka z Krakowa, żali się: - Nauczycielka wysłała wiadomość przez e-dziennik, jeden z uczniów podzielił się nią w naszej grupie na Facebooku, więc już do e-dziennika nie wchodziłam. Dostałam nieobecność, bo przez godzinę nie odczytałam wiadomości. Niepojęte!
- Chodzę normalnie do pracy, moje dziecko uczy się w tym czasie zdalnie w domu. Nie wiedziałam, że muszę się gdzieś zalogować w jego imieniu, a okazało się, że tak i ma nieobecność – mówi Magda, farmaceutka z Poznania. – Nie wszyscy pracują zdalnie, dziwię się, że w naszej szkole nikt nie wziął tego pod uwagę, że niektóre dzieci z komputera pod jakimkolwiek nadzorem dorosłych mogą korzystać dopiero popołudniami – dodaje.
A Tomek, maturzysta z Poznania, dorzuca: - Ostatnio spóźniłem się na kartkówkę, bo internet mi nawalił i dostałem jedynkę, mimo że rozwiązałem zadania. Mam więc i nieobecność, i ocenę niedostateczną. Tak chyba nie powinno być, prawda?
Oceniajcie zaangażowanie
MEN w kwestii ocen daje nauczycielom pewne wytyczne, ale tak naprawdę wszystkie decyzje zapadają w szkole.
Dyrektorom ministerstwo radzi: „Zweryfikuj, w porozumieniu nauczycielami, zapisy statutu szkoły w zakresie warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego (jeżeli jest taka potrzeba). Decydując o sposobie oceniania pracy zdalnej uczniów, warto nagradzać ich postawy – pilność i terminowość, jakość prac domowych, zaangażowanie i samodzielność, zdalną pomoc kolegom w nauce”.
A nauczycielom: „Staraj się określać aktywności ucznia, które pozwolą Ci stwierdzić, czy zapoznał się ze wskazanym materiałem, a także dadzą podstawę do oceny jego pracy”. Takimi aktywnościami mogą być m.in. przesłanie plików z tekstami wypracowań, rozwiązaniami zadań, nagranymi wypowiedziami, prezentacjami, ale też wypowiedź ucznia na forum czy jego udział w dyskusjach on-line i rozwiązanie różnorodnych form quizów i testów.
- Moje ocenianie teraz pod pewnymi względami nie różni się od tego, co robiłam do tej pory. Stawiam plusy za pracę na lekcji, piątki za zrobione bezbłędnie karty pracy, nie zadaję prac domowych – mówi Rudnicka i zaraz dodaje: - Zrezygnowałam w ogóle z kartkówek i testów. Ćwiczę wypracowania z ósmymi klasami pod egzamin, ale nie stawiam za nie ocen, tylko piszę informację zwrotną, na ile punktów mogliby liczyć na egzaminie. Nie stawiam minusów albo nieprzygotowań za brak jakiegoś zadania. To nie jest czas na skupianie się na ocenach i na testowanie uczniów – podkreśla.
Podobną strategię przyjęli w szkole Jaroszewskiego: - Nie wystawiamy ocen, chyba, że nauczyciel uzna, iż kogoś powinien szczególnie nagrodzić, to wtedy oczywiście tak. Osobną sprawą są maturzyści, którzy do końca kwietnia powinni mieć wystawione oceny. Oni indywidualnie umawiają się z nauczycielami, np. na zaliczenie jakichś partii materiału – wyjaśnia.
Czasem rodzice i uczniowie proszą o oceny
- Stawiam tylko piątki i szóstki. Nie rozliczam, jak ktoś nic nie przyśle, cieszę się, jak przysyłają. Bądźmy ludźmi – apeluje Kinga Bednarz z Zespołu Szkół Integracyjnych im. Piastów Ślaskich w Legnicy.
- Nie oceniam do świąt. Stawiam plusy za wykonanie zadań. Tylko pozytywne ocenianie i elementy oceniania kształtującego – mówi Ewa Witkowska, anglistka i polonistka z SP nr 1 w Nysie. - W obecnej sytuacji oceny są niemiarodajne, a poza tym powodują dodatkowy stres dla dzieci i ich bliskich. Na co to komu?
W SP nr 1 w Rykach nauczyciele nie wystawiają ocen. – Ale zaczęli na to nalegać sami uczniowie, bo chcą np. poprawić stopnie sprzed przerwy – słyszymy od nauczycieli.
Niekiedy ocen domagają się też rodzice. Aleksandra z Łodzi, mama ósmoklasistki: - Oni po prostu muszą mieć oceny, przecież one będą się potem liczyły przy rekrutacji do liceów. Poza tym dzieci wykonują teraz mnóstwo prac, które można ocenić. Szkoda byłoby ich pracy.
Wielu uczniów i rodziców nie jest przyzwyczajonych do szkół bez stopni. Takie rozwiązanie od lat promuje m.in. Centrum Edukacji Obywatelskiej, które zachęca nauczycieli do przekazywania informacji zwrotnej, uczniów do samooceny, a także do wprowadzenia ocen koleżeńskich, które są szczególnie przydatne teraz, gdy uczniom brakuje interakcji. W CEO zwracają jednak uwagę, że teraz, w sytuacji kryzysowej, odejście od ocen jest dla wielu nauczycieli, którzy wcześniej nie korzystali z metod oceniania kształtującego, bardzo trudne. Dlatego zachęcają do udziału w ich regularnych spotkaniach online na ten temat.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock