To, że dzisiaj wszystkie unijne państwa zgodziły się na kandydaturę Ursuli von der Leyen, świadczy dobrze o wspólnocie, dobrze także o Donaldzie Tusku i liderach Unii Europejskiej - ocenił w "Faktach po Faktach" Marek Migalski, politolog. Zdaniem historyka Zbigniewa Girzyńskiego "jest to i sukces Polski, i sukces Grupy Wyszehradzkiej".
Rada Unii Europejska nominowała do objęcia przewodnictwa w Komisji Europejskiej niemiecką minister obrony Ursulę von der Leyen. Nominacja ta musi zostać zaakceptowana przez Parlament Europejski.
Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk poinformował, że ustalenie liderów unijnych jest też takie, że wiceprzewodniczącymi Komisji Europejskiej mają zostać Frans Timmermans i Margrethe Vestager oraz ktoś z Europy Środkowo-Wschodniej.
"Dobrze się stało, że ten wybór nastąpił w formule konsensusu"
- Bardzo się cieszę, że jest kompromis, bo to jest ważne, że nie doszło do głosowania, przegłosowywania się. Bez względu na to, jaki byłby wynik, źle wróżyłoby to kandydaturze, która by w ten sposób przeszła lub nie - ocenił w "Faktach po Faktach" Zbigniew Girzyński, historyk. Przypomniał, że Ursula von der Leyen - jeżeli jej kandydatura zostanie zaakceptowana przez Parlament Europejski - będzie trzynastą przewodniczącą Komisji Europejskiej i drugą na tym stanowisku osobą z Niemiec.
- O samej nowej przewodniczącej - elekt nie wiemy zbyt wiele. Oczywiście, była istotnym politykiem niemieckim, ale na arenie europejskiej nie była bardzo aktywna, nie licząc jej aktywności jako ministra obrony narodowej - dodał.
Politolog Marek Migalski, powiedział, że "dobrze się stało, że ten wybór nastąpił w formule konsensusu". - To właśnie tego głosowania chciała uniknąć (kanclerz Niemiec -red.) Angela Merkel, bo kandydatura (Fransa - red.) Timmermansa była do przegłosowania przedwczoraj - ocenił.
- To, że dzisiaj wszystkie państwa zgodziły się na tę kandydaturę, świadczy dobrze o wspólnocie, dobrze także o Donaldzie Tusku i liderach Unii Europejskiej, że potrafili doprowadzić do tego kompromisu. Pytanie: jakie były kalkulacje poszczególnych państw, bo to, że Niemcy mogą być zadowoleni z tej kandydatury, to jest oczywiste: ważny polityk niemiecki zostaje najważniejszym politykiem unijnym. Nie można wyobrazić sobie lepszej sytuacji - dodał.
Migalski zastanawiał się także, w jaki sposób polska dyplomacja wytłumaczy swoim wyborcom tę kandydaturę.
- Efektem jest to, że z punktu widzenia wyborcy PiS-u nie dość, że Niemka została szefową Komisji Europejskiej, to ten znienawidzony Timmermans został jej wiceprzewodniczącym. To oznacza, że przez następne pięć lat będzie robił dokładnie to samo, co robi w tej chwili, a nawet z większym zaangażowaniem. Natomiast pani przewodnicząca Komisji będzie kontynuować to, co robiła wcześniej. Przypomnijmy, ona krytykowała rządy Prawa i Sprawiedliwości, mówiła bezpośrednio, że trzeba wspierać opozycję - zauważył Migalski.
Podczas dyskusji w telewizji publicznej ZDF w 2017 roku von der Leyen, reagując na krytyczną ocenę sytuacji w Polsce i na Węgrzech ze strony innych uczestników programu, powiedziała, że chciałaby "wziąć w obronę kraje wschodnioeuropejskie" i apelowała, by "nie rezygnować zbyt szybko". Krytyczne komentarze ze strony części polityków w Polsce wywołało wypowiedziane przez nią później zdanie: - Musimy wspierać ten zdrowy demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce.
Girzyński: Timmermans przegrał spektakularną walkę
Girzyński stwierdził, że o ile von der Leyen w jednym konkretnym przypadku zaangażowała się w ingerencję w wewnętrzne sprawy innego kraju, tak w przypadku Timmermansa "mieliśmy do czynienia z wielokrotnym działaniem nie tylko w stosunku do Polski, ale w stosunku do innych krajów, zwłaszcza Węgier".
- Tutaj trudno byłoby mówić o jakimkolwiek zaufaniu, jeżeli chodzi o tego pana, gdyby został szefem Komisji - powiedział. - To, że będzie wiceprzewodniczącym - był nim do tej pory. To nie wzmacnia jego pozycji, jest troszeczkę na otarcie łez, żeby mu nie było przykro, bo przegrał spektakularną walkę. Tym bardziej, że był bardzo mocno promowany. Myślę, że to jest rzecz istotna. Z tej perspektywy jest to i sukces Polski, i sukces Grupy Wyszehradzkiej, że potrafiła (to przeforsować - red.), nie mając pewności, że wygra w głosowaniu - powiedział.
"Nie można mówić o żadnym zwycięstwie polskiej dyplomacji"
- Grupa Wyszehradzka nie dostała nic oprócz satysfakcji z tego, że pierwszy kandydat, który dał im się we znaki - broniąc standardów europejskich i demokratycznych, bo takie było jego zadanie przez pięć lat - nie został szefem Komisji - stwierdził Migalski.
- Ta układanka - z punktu widzenia polskiej dyplomacji, polskiego rządu i Prawa i Sprawiedliwości - jest układanką, która jest poza ich zasięgiem, i geograficznie, i politycznie. Układają się socjaliści z chadekami i liberałami. I układa się Europa Zachodnia z Europą Środkową, a nawet Europą Wschodnią bez udziału Grupy Wyszehradzkiej, bez udziału Polski. W tym znaczeniu nie można mówić o żadnym zwycięstwie polskiej dyplomacji - podkreślił, dodając, że polscy dyplomaci "stali i przypatrywali się".
- Jeżeli cała siła polskiej dyplomacji - piątego najważniejszego państwa Unii Europejskiej - kończy się na tym, żeby przyblokować kandydata, którego po prostu się nie lubi, a później zgodzić się z tym, że przez następne pięć lat będzie pełnić funkcję, którą pełnił, to znaczy, że albo ambicje tej dyplomacji były bardzo niskie, albo słabe były możliwości realizacji tych ambicji - zaznaczył.
Migalski podkreślił: "z Europą nie jest tak źle jak by się wydawało, zwłaszcza przed wyborami" do Parlamentu Europejskiego.
Autor: tmw//kg / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24