- Wczoraj, z wielką powagą, kilka tysięcy ludzi z całej Polski upomniało się o kolegów z "Ceglarza" - mówił w TVN24 Janusz Śniadek, szef "Solidarności" komentując piątkową demonstrację w Poznaniu. - Skończył się w Polsce czasy, że zakłady będą umierały w ciszy - dodał związkowiec.
- Obecnie w skali kraju do zwolnienia są setki tysięcy osób, a cały czas się to bagatelizuje. To, to co działo w Poznaniu nazywa się zadymą, a nie mówi się o realnym problemie - o lękach i niepokojach tysięcy ludzi - mówił w "Poranku" w TVN24 Janusz Śniadek odnosząc się do bitwy z policją, w którą na chwilę zamieniła się demonstracja. Według niego jest to wina mediów, że nagłaśniają tylko sprawę bijatyki, nie mówiąc nic o problemach zwalnianych pracowników.
Pokażą, co jest ważne
Śniadek podkreślił, że cierpliwość związków w stosunku do bierności rządu się skończyła. - Premier Tusk obiecywał w styczniu, że obrona miejsc pracy będzie priorytetem tego rządu. I nie wywiązuje się z tego. My od dwóch lata domagamy się dialogu z rządem, ale poza kawą i ciasteczkami, na którą jesteśmy zapraszani, nic się nie dzieje - mówił przewodniczący. Według niego piątkowa demonstracja zwróciła uwagę na problem ludzi bezrobotnych. - Skończył się w Polsce czas, że zakłady będą umierały w ciszy - powiedział Śniadek.
Bójka w Poznaniu
W piątek ponad dwa tysiące osób demonstrowało w Poznaniu w obronie miejsc pracy zwalnianych z Zakładów im. Hipolita Cegielskiego, który w związku z upadkiem stoczni nie ma zamówień. Kolegów z Poznania przyjechali wspierać m. in. stoczniowcy i górnicy. Była tam też grupka anarchistów, która pod urzędem wojewódzkim, tuż przed planowanym zakończeniem, demonstracji wdała się w bójkę z policją. Mimo tego protestującym udało złożyć, na ręce wojewody wielkopolskiego, petycję do premiera Donalda Tuska.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24