Rodzinie z Wierzchowni pod Głogowem sąd odebrał najmłodsze dziecko. Choć rodzice bardzo je kochają, są biedni i do niedawna mieli bardzo trudną sytuacją mieszkaniową. Czy uda się przekonać sąd do zmiany decyzji?
Magorzata Bartczak i Karol Laska do niedawna mieszkali razem dziećmi w domu w Wierzchowni pod Głogowem. Siedem osób w jednym, 16-metrowym pokoju.
Drugą część domu zajmuje matka Małgorzaty. Kobieta jest jednak skonfliktowana z rodziną. Mówi, że nie jest jej żal wnuków mieszkających razem w jednym pokoju.
"Ciśniemy się, ale dajemy radę"
Sprawą warunków mieszkaniowych rodziny zainteresował się sąd, gdy w 2011 roku nowo narodzone dziecko trafiło po kilku dniach do szpitala z powodu wyziębienia. Rodzinie przydzielono kuratora, który miał nad nią czuwać. Mimo to, przed ubiegłymi Świętami próbowano odebrać im dzieci. - Nie po to wychowywałam je przez tyle lat, żeby je teraz oddać - żali się Małgorzata Bartczak. - Ciśniemy się, bo ciśniemy, ale sobie jakoś radę dajemy - dodaje.
Podobnie uważa miejscowy pastor. - Może to ludzie trochę nieudaczni, ale rodzice bardzo kochają swoje dzieci - mówi.
Jest nowe mieszkanie. Zwrócą im synka?
Może to ludzie trochę nieudaczni, ale rodzice bardzo kochają swoje dzieci. Pastor miejscowego kościoła
Rodzinę w obronę wzięła też gmina. Wójt, Artur Jurkowski, zwrócił się o przydział nowego mieszkania. Lokal udało się znaleźć i wyremontować. Zanim jednak rodzina mogła przeprowadzić się na nowe miejsce, narodził się kolejny syn - Radek. Zamiast do domu, trafił do pogotowia opiekuńczego. Taką decyzję podjął sąd. Pozbawił też rodziców praw rodzicielskich.
- Powiedzieli, że nie ma nawet gdzie łóżeczka wstawić - mówi Małgorzata Bartczak. Sąd broni się, że w mieszkaniu nie było warunków. - Podczas wizyty kuratora stwierdziliśmy, że w tym pomieszczeniu jest bardzo zimno. Oprócz tego dziecko nie miało zapewnionej żadnej wyprawki - mówi Jarosław Halikowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Legnicy.
Teraz rodzina mieszka już w większym mieszkaniu, ale najmłodszego synka musi odwiedzać w placówce opiekuńczej, 50 km od miejsca zamieszkania. Czy poprawa warunków wystarczy, by przekonać sąd, żeby zwrócił dziecko?
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24