Z Zacharskim rozmawialiśmy parokrotnie, ale z Ałganowem nad morzem nie byłem - skwitował Aleksander Kwaśniewski w odpowiedzi na piątkowy wywiad "Dziennika" z Marianem Zacharskim. Najsłynniejszy polski agent miał usłyszeć o spotkaniu prezydenta z rosyjskim szpiegiem z ust samego Ałganowa. - Ja, w przeciwieństwie do Zacharskiego, nie żyję przeszłością, nie jestem osobą sfrustrowaną faktem, że nie odgrywam żadnej publicznej roli - dodał Kwaśniewski.
Były prezydent przyznał, że rozmawiał z Zacharskim. Zaznaczył jednak, że nigdy nie były to rozmowy służbowe. - Moim zdaniem Zacharski nawet nie kłamie - powiedział Aleksander Kwaśniewski. - On mówi, co mu powiedział Ałganow. Ałganow mógł tak powiedzieć, ja tego nie kwestionuję, mógł powiedzieć co mu się chciało - dodał.
Lech Kaczyński: Podchodzę z dystansem do Zacharskiego
Do rewelacji "Dziennika" odniósł się także prezydent Lech Kaczyński. - Podchodzę z dystansem do tego, co mówi Marian Zacharski. Nie wiem, z kim spędzał wakacje Aleksander Kwaśniewski - oświadczył prezydent, komentując wypowiedź najsłynniejszego polskiego agenta na temat wakacji Kwaśniewskiego z rosyjskim agentem Władimirem Ałganowem.
Prezydent ograniczył się do kilku zdaniowej odpowiedzi. Podkreślił, że Zacharski, który ponownie wywołał ten temat, był jednym z czołowych oficerów polskich służb specjalnych.
Ałganow sam się pochwalił
Zacharski, z którym reporterzy "Dziennika" spotkali się w Berlinie, ujawnia, że szeroko komentowane po artykule w "Życiu" - a nigdy formalnie nie potwierdzone - informacje o wspólnych wakacjach Aleksandra Kwaśniewskiego z Władimirem Ałganowem uzyskał od samego Rosjanina. Kiedy? Podczas swojej wizyty na Majorce w lipcu 1995 r., która miała doprowadzić do zwerbowania Ałganowa, co jednak ostatecznie się nie udało.
Władimir Ałganow opowiadał mi, że wspólnie z małżonką spędził 8 - 10 dni urlopu w ośrodku w Cetniewie wspólnie z Aleksandrem Kwaśniewskim . Nie podawał jednak detali, o czym rozmawiali. Marian Zacharski
Po artykule w "Życiu" prezydent Aleksander Kwaśniewski wytoczył proces autorom artykułu "Wakacje z agentem" - i wygrał go w dwóch instancjach. - Szkoda, że nie mogłem ich bronić - komentuje Zacharski.
- Ałganow sam pochwalił mi się, że wypoczywał tam w towarzystwie Kwaśniewskiego. Opowiadał, że wspólnie z małżonką spędził w ośrodku w Cetniewie 8-10 dni urlopu. Nie podawał jednak detali, o czym rozmawiał z Kwaśniewskim - mówi Zacharski. Ale podkreśla, że ze słów Ałganowa nie wynikało, że panowie się "umówili na wspólny wypoczynek, że w tym samym czasie byli w ośrodku w Cetniewie".
Generał sporządził z rozmowy z Ałganowem na Majorce notatkę i przekazał ją szefowi Urzędu Ochrony Państwa. Co się stało z tą informacją? - Uważałem, że należy ją zweryfikować. Sam chciałem pojechać do Cetniewa i to zrobić. Pochodzę z Wybrzeża, znam tam wiele osób i sądzę, że potrafiłbym ją potwierdzić.
Sam chciałem pojechać do Cetniewa i zweryfikować tę informację. Ale szef UOP odmówił mojej prośbie. Informację sprawdzono oficjalną drogą. Jak poszło pytanie oficjalną drogą, tak przyszła odpowiedź, że nie ma dokumentów, które by potwierdzały wspólny pobyt obu panów w ośrodku wczasowym. Marian Zacharski
Zacharski uderza w Kwaśniewskiego
Nasz najbardziej znany agent chętnie opowiada w rozmowie z dziennikarzami także o innych wątkach "w sprawie Kwaśniewskiego". Ze słów Zacharskiego wynika między innymi, że we własnym mieszkaniu na prośbę Kwaśniewskiego zorganizował jego dyskretne spotkanie z człowiekiem Lecha Wałęsy (nie potwierdza jednak, że był nim Mieczysław Wachowski) w celu zrzucenia ze stanowiska ówczesnego premiera Pawlaka.
- Poprosił mnie o zorganizowanie spotkania na gruncie neutralnym. Tym gruntem był mój dom. Nie uczestniczyłem w rozmowie. Kwaśniewskiemu zależało, aby o spotkaniu nie dowiedział się nikt z jego lewicowych kolegów. Rozmowa była umówiona na późny wieczór. Doszło zresztą do bardzo nerwowej sytuacji. Bo gość przyjechał z ochroną, o czasie, a Kwaśniewski, jak to on, spóźnił się z pół godziny. Taki miał styl, który żartując, często nazywam 'syndromem drewnianego zegarka' - opowiada Zacharski. Co przyniosło spotkanie "face to face"?
- Wypili po drinku i chyba doszli do porozumienia. Wskazywały na to ich doskonałe humory i uśmiechnięte twarze. Zresztą potwierdzeniem moich odczuć była kolejna wizyta u mnie już samego Kwaśniewskiego, który m.in. postanowił zrelacjonować mi przebieg narady koalicjantów SLD i PSL.
Kwaśniewski zrelacjonował mi przebieg narady koalicjantów SLD i PSL. Poinformował mnie, że Waldemar Pawlak zgodził się na złożenie dymisji. Postawił jednak jeden warunek, by to Józef Oleksy, a nie Aleksander Kwaśniewski został jego następcą Marian Zacharski
Wyjechał przez "Olina", czy "Kata"?
Marian Zacharski zdradza też kulisy tego, jak wyglądał jego wyjazd z kraju w 1996 roku i jaki w tym udział miała "afera Olina" i artykuł z "Wprost", w którym napisano, że polskie służby ustalają, kim mogą być agenci o pseudonimach "Kat" i "Minin". I choć w tekście żadne nazwiska nie padły, to po publikacji jeden z posłów publicznie pytał, czy "Kat" to Aleksander Kwaśniewski, a "Minin" Leszek Miller.
- Ówczesny szef UOP Gromosław Czempiński został wtedy pilnie wezwany i brutalnie zrugany przez Aleksandra Kwaśniewskiego [ówczesnego prezydenta - red.]. Rozumiem z tego zachowania tylko tyle, że widocznie z nieznanych mi bliżej powodów treść tego artykułu nie była dla Kwaśniewskiego korzystna - mówi Zacharski.
Czy prezydent mógł obawiać się, że po "Olinie" przychodzi kolej na niego?
48 godzin przed moim ostatecznym wyjazdem z Polski wiosną 1996 r. odwiedził mnie w domu Zbigniew Siemiątkowski, ówczesny szef MSW. Jego wizytę odebrałem jako przestrogę: "Może pan robić, co pan chce, ale nie wolno dotknąć panu określonych osób". Marian Zacharski
"Miałem nie tykać pewnych osób"
A jak zachowywali się wówczas najbliżsi współpracownicy byłego prezydenta? Zacharski potwierdza to, co mówił wcześniej w filmie "Szpieg" Bogdana Rymanowskiego: nie stali tylko z boku i grzecznie przyglądali się sprawie.
- 48 godzin przed moim ostatecznym wyjazdem z Polski wiosną 1996 r. odwiedził mnie w domu Zbigniew Siemiątkowski, szef MSW, bliski współpracownik Kwaśniewskiego. Jego wizytę odebrałem jako przestrogę: "Może pan robić, co pan chce, ale nie wolno dotknąć panu określonych osób". Siemiątkowski wspomniał też, że jestem największym zawodem Aleksandra Kwaśniewskiego - mówi Zacharski w rozmowie z reporterami "Dziennika".
Siemiątkowski powiedział mi, że powinienem sobie wyjechać za granicę i pracować dla jakiejś innej dużej służby, tak by moje talenty zostały wykorzystane. Marian Zacharski
Z jego relacji wynika, że spotkanie trwało około półtorej godziny. Siemiątkowski przyniósł ponoć ze sobą szereg oryginalnych tajnych dokumentów. - Z teczki wyjął na przykład kwit opatrzony klauzulą "tajny specjalnego znaczenia" dotyczący pseudonimu "Kat". Była to notatka generała Libery (ówczesnego szefa wywiadu). Siemiątkowski pytał, czy mam coś wspólnego z tym dokumentem. Odpowiedziałem, że z jego tworzeniem nie, ale pośrednio mam z tym coś wspólnego, bo znam kryptonim "Kat". W trakcie rozmowy było jasne, kogo ten pseudonim dotyczy - mówi o przebiegu spotkania z ówczesnym ministrem. Siemiątkowski miał też wyraźnie dać do rozumienia Zacharskiemu, że grupa oficerów, która zajmowała się sprawą "Olina", jest śledzona i podsłuchiwana.
- W pewnym momencie minister powiedział, że jestem utalentowany, ale działam za szeroko i polska służba jest dla mnie za mała. Dodał, że powinienem sobie wyjechać za granicę i pracować dla jakiejś innej dużej służby, tak by moje talenty zostały wykorzystane.
Rozpatrywane były wobec mnie trzy scenariusze. Pierwszy, żeby mnie natychmiast aresztować. Drugi, żeby wysłać na daleką placówkę typu Australia. Trzeci był taki, żebym spieprzał czym prędzej. Wygrała trzecia opcja. Marian Zacharski
"Bali się, że mam za dobrą pamięć"
Zdecydował się na wyjazd. Dostał zapewnienie, że po złożeniu rezygnacji z służby będzie mógł jeszcze tego samego dnia opuścić terytorium Polski, ale do końca obawiał się, że dane mu słowo może zostać złamane.
- Miałem przecieki ze strony obozu lewicowego, że rozpatrywane są wobec mnie trzy scenariusze. Pierwszy, żeby mnie natychmiast aresztować. Drugi, żeby wysłać na daleką placówkę typu Australia. Trzeci był taki, żebym spieprzał czym prędzej. Wygrała trzecia opcja. Aresztowanie uznano za zbyt niebezpieczne, bo doszłoby do moich przesłuchań. Wiedzą panowie, jak ktoś zostaje zapędzony do narożnika, to musi się bronić. A ja nigdy nie miałem problemów z pamięcią - podkreśla Marian Zacharski.
Źródło: TVN24, "Dziennik", PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN/TVN24