Do wyborów został jeszcze nieco ponad tydzień, ale Henryk Świderski o wygraną walczyć już nie musi. - Wyszło bez wyborów, bo zabrakło przeciwnika. I tak zostałem na drugą kadencję - mówi kandydat na radnego w Bakałarzewie.
210 kandydatów na radnych z 14 polskich gmin już teraz może być pewnych kolejnej kadencji. Nie mają konkurencji. Ale to nie oznacza, że w ich miejscowościach wyborów nie będzie.
- Odbędą się, ponieważ kandydaci zostali zgłoszeni i terytorialna komisja wyborcza musi przygotować protokół z wyborów. Dopiero wtedy te osoby, które zostały zgłoszone jako kandydaci na radnych, mogą czuć się w pełni radnymi - wyjaśnia Anna Godzwon, była rzeczniczka Państwowej Komisji Wyborczej.
Sytuacja ta dotyczy gmin, w których liczba zgłoszonych kandydatów do rad jest równa liczbie mandatów, o które chcą walczyć. Zgodnie z kodeksem wyborczym w takiej sytuacji głosowania się nie przeprowadza. Za wybranych na radnych komisja uznaje zarejestrowanych kandydatów.
"Rywalizacja, w której wsi robić asfalt"
- Wydaję stosowne obwieszczenie, w którym informuję wyborców, że w danym okręgu zarejestrował się tylko jeden kandydat i on z mocy kodeksu wyborczego traktowany jest jako radny - dodaje Tomasz Szczepański, dyrektor delegatury Krajowego Biura Wyborczego we Wrocławiu.
Przy okazji często zdarza się i tak, że w gminach zarejestrowani kandydaci reprezentują tylko jeden komitet wyborczy. - To nawet w komitecie własnym są różne zdania, bo jest rywalizacja, w której wsi robić asfalt. Tu jest zawsze spór - mówi Tomasz Naruszewicz, wójt gminy Bakałarzewo (woj. podlaskie).
Najczęściej te komitety wyborcze nie są związane z jakąkolwiek partią, a jedynie z lokalnymi działaczami.
- W małych gminach to się zdarza bardzo często, że jest aktywne tylko jakieś jedno środowisko - stwierdza Godzwon.
Natomiast to, że kontrkandydatów na wójta czy skupionych wokół niego radnych nie ma, lokalni działacze tłumaczą tak samo - mocną pozycją dotychczasowych władz. Tak jest właśnie w Bakałarzewie.
Prowadzą kampanię mimo pewnej wygranej
- W tych wyborach zostałem sam i radni z mojego komitetu także sami - mówi wójt Naruszewicz.
To, że skład rady w niektórych gminach jest znany już przed dniem wyborów, a wyborcy są z nich zadowoleni wcale nie oznacza, że kampanii tam nie ma.
- Szykujemy ulotki, plakaty, informacje o dokonaniach rady gminy obecnej kadencji i co planujemy w ciągu następnej kadencji zrobić - mówi Andrzej Urbanek, kandydat na radnego gminy Suszec (woj. śląskie).
Jak podkreślają kandydaci, z obietnicami trzeba jednak ostrożnie. - To byłoby nieuczciwe powiedzieć, że ja zrobię to i tamto, a nie będzie na to dotacji. I co ja wtedy zrobię? Skąd ja mam wiedzieć, czy mi Unia da pieniądze, czy rząd? Tego nikt nie wie - dodaje wójt gminy Bakałarzewo.
To z tych przedwyborczych obietnic zostaną rozliczeni przy kolejnych wyborach. Oczywiście, jeśli w ich gminach będą one konieczne.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24