Przez lata recenzował futbolową rzeczywistość, później jego cięty język dosięgnął też i świata polityki. Teraz Krzysztof Stanowski sam zdecydował się wziąć udział w wyborczym meczu, chociaż jego wynik - jak twierdzi - nie ma dla niego znaczenia. Pozostaje więc pytanie o cel takiego happeningu.
- Krzysztof Stanowski przez lata zajmował się głównie sportem, a w ostatnich latach komentuje przede wszystkim bieżące sprawy społeczno-polityczne.
- Chociaż jest jednym z kandydatów na prezydenta, to otwarcie apeluje, aby na niego nie głosować.
- Eksperci, z którymi rozmawiamy, wskazują, że za tym happeningiem mogą stać prywatne interesy Stanowskiego, w tym kwestie finansowe.
Podczas debaty prezydenckiej w Końskich, która odbyła się 11 kwietnia, Krzysztof Stanowski zadał Maciejowi Maciakowi proste, chociaż nietypowe pytanie – "Kim pan jest?". Nietypowe dlatego, że osoba ubiegająca się o prezydenturę zazwyczaj już wcześniej jest znana szerokiej opinii publicznej i przedstawiać jej raczej nie trzeba. Ale w gruncie rzeczy to samo pytanie można zadać też samemu Stanowskiemu. Bo chociaż to osoba rozpoznawalna, w mediach internetowych pracująca od lat, a w ostatnim czasie zdobywająca coraz szersze zasięgi, to jako kandydat na prezydenta Krzysztof Stanowski dla wielu Polaków jest kimś zagadkowym.
Najpierw wszedł futbol
Urodzony w 1982 roku w Warszawie Krzysztof Stanowski to przede wszystkim wieloletni dziennikarz sportowy. Swoje pierwsze kroki w zawodzie stawiał jeszcze jako nastolatek, zaczynając od stażu w "Przeglądzie Sportowym". Jako dwudziestolatek pojechał do Korei Południowej i Japonii, aby jako korespondent tego dziennika relacjonować odbywające się tam mistrzostwa świata w piłce nożnej. Później był szefem działu piłkarskiego tej gazety, współpracował też z innymi tytułami, a przełomem w jego dziennikarskiej karierze był rok 2008, kiedy założył portal Weszło. Jego znakiem rozpoznawczym stała się wyrazista publicystyka piłkarska – mocne tezy, dosadny język i surowa ocena futbolowej rzeczywistości. Z czasem Stanowski stworzył całą grupę medialną, w której znalazły się też kanał Weszło TV i niedziałające już radio internetowe Weszło FM. Z biegiem lat w przestrzeni medialnej nazwisko Stanowski zaczęło być utożsamiane z tym wszystkim, co kryło się pod hasłem Weszło. W 2018 roku założył nawet klub piłkarski KTS Weszło, grający obecnie w grupie mazowieckiej IV ligi, czyli w piątej lidze piłkarskich rozgrywek nad Wisłą.
Stanowski szybko nawiązywał kontakty z wieloma przedstawicielami środowiska piłkarskiego w Polsce. Bliższe relacje z niektórymi zawodnikami zaowocowały napisaniem biografii kilku z nich - Andrzeja Iwana, Wojciecha Kowalczyka i Grzegorza Szamotulskiego. Na początku 2020 roku Stanowski, razem z innymi dziennikarzami sportowymi – Mateuszem Borkiem, Tomaszem Smokowskim i Michałem Polem – założył Kanał Sportowy w serwisie YouTube. Przez kilka lat święcił on triumfy, szybko zyskując setki tysięcy subskrybentów, będąc jednym z pierwszych tego typu projektów w polskim internecie. Stanowski zyskał popularność, prowadząc wywiady na tym kanale z ludźmi ze świata sportu, kultury, ale także polityki. Odszedł z niego pod koniec 2023 roku, a od lutego 2024 ruszył ze swoim nowym projektem medialnym – Kanałem Zero. Ten kanał nie skupia się już na tematyce sportowej, a wiele formatów poświęconych jest krajowej polityce i sprawom międzynarodowym.
Jeżeli mielibyśmy doszukiwać się miejsca, gdzie Stanowski tematycznie zszedł z piłkarskiego boiska i zaczął pukać do drzwi politycznych gabinetów, to byłyby to właśnie jego długie rozmowy w kanałach internetowych, gdzie często punktował zapraszanych gości. Te wywiady odbijały się szerokim echem, pozycjonując go jako recenzenta już nie sportowej, ale politycznej rzeczywistości.
"Chwyt marketingowy" i "medialna fasada"
Kiedy w styczniu Stanowski ogłosił, że będzie kandydować w wyborach prezydenckich, wiele osób zaczęło zastanawiać się, na ile jest to realna inicjatywa polityczna, a na ile to medialny happening, obliczony na autopromocję i podbicie własnej popularności.
- To jest rzeczywiście pewien rodzaj happeningu, obliczony nie po to – jak mówi sam Stanowski - żeby ośmieszyć absurdy polityki, ale żeby pokazać, że stajemy się coraz bardziej społeczeństwem zorientowanym na celebrytów, a nie na polityków – komentuje w rozmowie z tvn24.pl medioznawczyni z Uniwersytetu SWPS doktor Katarzyna Bąkowicz.
- Stanowski nie jest politykiem i nie jest też człowiekiem, który ma cokolwiek do zaproponowania, nie ma w sobie krztyny dojrzałości politycznej, posiada jedynie pieniądze. Problem polega na tym, że doszliśmy do takiego momentu w Polsce, kiedy o człowieku świadczy stan jego posiadania, a nie jego człowieczeństwo, nie jego zachowanie i nie jego wartości - dodaje.
Zdaniem medioznawczyni Stanowski "tak naprawdę próbuje stać się komikiem tej kampanii wyborczej, ale nawet to mu nie wychodzi". - Ponieważ jego zachowanie podczas spotkania z politykami czy podczas jego komunikowania się w mediach społecznościowych pokazują, że to jest człowiek, który jest tylko i wyłącznie medialną fasadą. On robi sobie bardzo złą robotę, którą deprecjonuje siebie w ogóle jako osobowość medialną – dodaje. I wskazuje, że Stanowski nie ma realnych narzędzi do tego, aby trwale zmienić pewne nawyki klasy politycznej i nie ma żadnej złotej recepty, aby ją "naprawić". - Dla mnie jest PR-ową wydmuszką. On dużo mówi, ale mało robi – ocenia.
O tym, że Stanowski stara się kreować na Stańczyka, patrzącego z boku na cały wyborczy spektakl i obnażającego absurdy polityki, mogą świadczyć niektóre wypowiedzi z debaty w Końskich, jak na przykład ta, gdy mówił: - Jako że wszyscy mogą tu wszystko obiecać, ja też mogę obiecać elektrownię jądrową w co drugiej gminie. Tylko nie w tej, w której państwo mieszkają, tylko w tej drugiej.
Według socjologa Jakuba Bierzyńskiego, prezesa domu mediowego OMD, kandydatura Stanowskiego "to jest głównie chwyt marketingowy". - Robi to po to, żeby rozpropagować swój kanał - po pierwsze dlatego, że jako kandydat na prezydenta budzi zainteresowanie mediów. Po drugie dlatego, że udało mu się doprowadzić do paradoksalnej sytuacji, w której jeden kandydat na prezydenta przepytuje innych kandydatów na prezydenta, korzystając z tego, że ma swoje własne medium. Myślę, że to jest też zamierzona kpina z demokracji i systemu politycznego, skoro sam nawołuje do tego, żeby na niego nie głosować – wylicza socjolog. Rzeczywiście Stanowski wprost mówi o tym, że nie chce, aby oddawano na niego głos. Dał temu wyraz m.in. podczas wspomnianej debaty w Końskich.
- Drodzy państwo, nie bądźcie niewolnikami sondaży, weryfikujcie, na kogo można zagłosować, słuchajcie kandydatów - nie w minutowych wypowiedziach, tylko w dłuższych, a potem oddajcie jak najbardziej świadomy głos, byle nie na mnie – mówił na zakończenie swojego występu podczas debaty.
Stan futbolu i Stan Tymiński
Doktor Bąkowicz wskazuje, że Stanowski poprzez swoją aktywność w prezydenckim wyścigu wpisuje się w pewien specyficzny model kampanii wyborczej, jaki ukształtował się w Polsce w ciągu trzech ostatnich dekad.
- Od momentu, kiedy zaczęliśmy budować w Polsce system demokratyczny w latach 90., wytworzyliśmy sobie pewien archetyp kampanii wyborczej. Pierwowzorem tego archetypu był Stanisław Tymiński, czyli człowiek, który przyjechał znikąd i nagle podbił serca Polaków, i doprowadził do tego, że znalazł się w drugiej turze wyborów prezydenckich w 1990 roku - przypomina.
- Proszę zauważyć, że w każdych kolejnych wyborach prezydenckich pojawia się jakiś rodzaj trochę komicznej postaci, która przychodzi "znikąd", która robi jakiś rodzaj zamieszania w tym dyskursie i potem znika. Natomiast ta postać zostaje w jakiś sposób zapamiętana i zaczyna polaryzować opinię publiczną - dodaje.
Bo niewątpliwie Stanowski należy do tych postaci, które budzą skrajne odczucia i raczej mało kto ma do niego stosunek absolutnie neutralny. Działając od lat głównie w sferze internetowej, stale poszerzał grono widzów, którzy nie tylko regularnie go oglądają, ale też w większości utożsamiają się z jego poglądami. I dotyczyło to nawet tych czasów, kiedy Stanowski ograniczał się jedynie do komentowania wydarzeń sportowych.
Po prześledzeniu komentarzy Stanowskiego na konkretne tematy można sądzić, że bliżej jest mu do poglądów prawicowych niż lewicowych, chociaż zapewne on sam w wielu sprawach odparłby, że "to zależy".
"Bardzo specyficzny miks"
A czym konkretnie Stanowski przekonać może do siebie w tych wyborach?
Doktor Bąkowicz wskazuje tu na "efekt świeżości". - Ktoś, kto nie pochodzi z klasy politycznej, w związku z tym nie jest przez nią ukształtowany czy zmanierowany. Po drugie, jest człowiekiem, który dobrze wygląda, który potrafi świetnie mówić, a więc pod kątem PR-owym on się po prostu potrafi dobrze sprzedać. A pamiętajmy, że politycy nie zawsze umieją się dobrze zaprezentować – zauważa.
- Do tego wszystkiego jeszcze jest bezczelny, co imponuje ludziom. Stanowski jest głosem tych, którzy albo boją się wypowiadać, albo nie mają możliwości się wypowiadać. To są ludzie, którym takie postacie jak Stanowski imponują – mówi dalej medioznawczyni.
Jakub Bierzyński dodaje, że Stanowski "kreuje się na osobę o dużym dystansie". - W związku z tym próbuje budować wizerunek obiektywnego uczestnika debaty związanej z wyborami prezydenckimi - wskazuje. Dodaje, że pomogły mu także wywiady z innymi kandydatami na prezydenta, które przeprowadził na swoim kanale. - Więc to jest pomieszanie z jednej strony dobrego dziennikarstwa, z drugiej strony - swoistego politycznego show, z trzeciej zaś - dystansowania się od świata twardej polityki. Powiedziałbym, że to bardzo specyficzny miks, ale - jak widać - ten miks się sprzedaje - ocenia prezes domu mediowego OMD.
"Zwykła pazerność"
I właśnie sprzedaż może być słowem kluczem do zrozumienia, po co właściwie Stanowskiemu stawanie w wyborcze szranki.
Bierzyński przyznaje, że w jego przypadku projekt pod nazwą kandydowanie w wyborach prezydenckich ma też czysto finansowy aspekt, aby zwiększyć wpływy, które generuje jego kanał. - Wywiady z kandydatami w Kanale Zero biją rekordy oglądalności. A to ma bezpośrednie przełożenie na wpływy z reklam, które są tam emitowane i na samą pozycję tego kanału na rynku mediów w Polsce. W związku z tym ten zabieg wydaje się bardzo skuteczny marketingowo i finansowo – ocenia.
Podobnie sytuację ocenia doktor Katarzyna Bąkowicz. – Na pewno jest tu jakiś cel i niestety nie dopatruję się tutaj celu związanego z moralnością i wartościami. Krzysztof Stanowski wydaje się człowiekiem, który nie kieruje się jakimiś wysokimi wartościami, tak też się nie komunikuje, liczą się dla niego tylko i wyłącznie pieniądze. Dlatego uważa, że - mając pieniądze - może nawet drwić z demokracji – twierdzi ekspertka z Uniwersytetu SWPS. Jej zdaniem czynnikiem determinującym działania Stanowskiego jest "zwykła pazerność".
"Niesmaczny eksperyment"
Właściciel Kanału Zero wielokrotnie dawał do zrozumienia lub mówił wprost, że wynik wyborczy jest dla niego absolutnie bez znaczenia. Ale zapewne nie bez znaczenia jest dla niego widownia. Jak więc start w wyborach, nawet czysto prześmiewczy, wpłynie na jego zwolenników?
Doktor Bąkowicz przewiduje, że nastąpi pewne przemieszanie jego widowni. - Nie spodziewam się, żeby w jakikolwiek sposób stabilność jego biznesu miała się zachwiać. Natomiast będzie na pewno część osób, które odejdą od niego, bo ten eksperyment wydaje mi się zwyczajnie niesmaczny - ocenia.
- Ale będzie też część osób, dla których Krzysztof Stanowski stanie się jeszcze ważniejszą postacią i jeszcze większym autorytetem, także ze względu na swoją odwagę. Bo pamiętajmy o tym, że w Polsce klasa polityczna nie jest zbudowana na żmudnej, wypracowanej latami karierze, jak na przykład mamy z tym do czynienia w krajach zachodniej Europy, tylko u nas realizowany jest model, który zapoczątkował Lech Wałęsa. Czyli człowieka z ludu, który nagle dociera na szczyty władzy, trochę w stylu American Dream. Krzysztof Stanowski też jest tego typu postacią - stwierdza.
- Myślę, że jego widownia trochę się podzieli, ale finalnie on na tym biznesowo na pewno nie straci - dodaje.
Również Jakub Bierzyński twierdzi, że po wyborach prezydenckich pozycja Stanowskiego na rynku medialnym zasadniczo się nie zmieni. Wskazuje, że jego kanał może osiągnąć dzięki temu większą oglądalność, a on sam może poprawić rozpoznawalność własnej marki. - On chyba nie ma żadnych większych ambicji politycznych, a zależy mu na komercyjnym zaistnieniu – podsumowuje socjolog.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Art Service