Wybory parlamentarne obfitowały w niespodzianki. Były przypadki, kiedy kandydaci z drugiego miejsca na liście osiągali wynik lepszy niż "jedynki" albo do Sejmu dostawali się z ostatniego miejsca, pokonując znanych partyjnych działaczy. Materiał magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
Wynik wyborczy Aleksandry Gajewskiej z Koalicji Obywatelskiej należy uznać za zaskoczenie. Zdobyła 10 228 głosów, a startowała w Warszawie z 40., ostatniego miejsca. Zdobyła piąty wynik na liście, pokonując doświadczonych działaczy i posłów.
- My z tych dalszych miejsc mamy więcej do udowodnienia. Bo ja z czterdziestego miejsca walczyłam, żeby dostać się do Sejmu - powiedziała Aleksandra Gajewska.
Ostatnie miejsce na liście jest atrakcyjne, bo wpada wyborcom w oko, ale bez ciężkiej pracy na pewno nie jest bezwarunkową receptą na sukces.
Aleksandra Gajewska nie jest jedyną osobą, której udało się dostać do Sejmu z ostatniego miejsca na liście. Sztuki tej dokonała także Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która kandydowała z listy Lewicy we Wrocławiu.
Żeby osiągnąć dobry wynik, trzeba wyjść zza biurka, spotykać się z ludźmi, ściskać dłonie i przekonywać.
Sebastian Kaleta z wielkim zaangażowaniem oddał się kampanii bezpośredniej. Na liście PiS w Warszawie był dziewiąty, ale do Sejmu dostał się z trzecim wynikiem. Przeskoczył doświadczonych posłów: Piotra Naimskiego czy Zbigniewa Gryglasa, a nawet wicemarszałek Sejmu Małgorzatę Gosiewską.
- W każdych wyborach mamy jakąś małą sensację. Miło jest być taką sensacją w tych wyborach - powiedział Sebastian Kaleta.
"Są dwa rodzaje lokomotyw: ciągnące i pchające"
Nie mniejszą sensacją była przegrana z własnymi kolegami politycznych mocarzy. Arkadiusz Myrcha, kandydujący z drugiego miejsca w Toruniu, zdeklasował szefa regionu, Tomasza Lenza.
Waldemar Buda, startując z "trójki", pokonał w Łodzi wicepremiera Piotra Glińskiego, a Kacper Płażyński w Gdańsku potroił wynik Jarosława Sellina.
- Miałem nadzieję, że to będzie dobry wynik, ale rzeczywiście nie sądziłem, że aż tak - przyznał Płażyński.
Z kolei Waldemar Buda tłumaczył, że prowadził kampanię wspólnie z Piotrem Glińskim. - Nie ma żadnego problemu, to jest taka naturalna rywalizacja - dodał.
Najlepsze wyniki na listach zazwyczaj powinni robić liderzy - po to są jedynkami. Krzysztof Truskolaski z Koalicji Obywatelskiej też był "dwójką". Swoim wynikiem podwoił wynik "jedynki" - podlaskiego barona Platformy Obywatelskiej Roberta Tyszkiewicza.
- Są dwa rodzaje lokomotyw. Są ciągnące, ale też pchające. I ja byłem tą lokomotywą pchającą - stwierdził Krzysztof Truskolaski.
"Jesteśmy otwarci na nowe środowiska"
Istnieje jednak ryzyko, że ktoś źle ułożył listy i z jakiegoś powodu postawił na niewłaściwych graczy. Adam Szłapka z Koalicji Obywatelskiej po bardzo aktywnej kampanii też uzyskał sensacyjny wynik. Z "trójki" pokonał w Poznaniu znanego partyjnego polityka Rafała Grupińskiego. W Poznaniu z ostatniego miejsca dostał się do Sejmu Franciszek Sterczewski.
Adam Szłapka wyjaśnił, że "z natury tak jest, że ci młodsi, na dorobku, chcą się pokazać, chcą zawalczyć". - Mają może więcej energii - dodał.
I w ten sposób pokonują tego, który listy układał. - To pokazuje, że jesteśmy otwarci na nowe środowiska, na młodych - stwierdził Rafał Grupiński. - To była moja decyzja, mimo że wiedziałem, że ona nieco uderzy we mnie - dodał.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24