Posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w czwartek wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministry zdrowia Izabeli Leszczyny. Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak stwierdził, że wniosek jest "konsekwencją zapaści w służbie zdrowia do jakiej doszło po 10 miesiącach rządów koalicji 13 grudnia".
Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka marszałka Sejmu Szymona Hołowni, potwierdziła w rozmowie z PAP, że wniosek PiS wpłynął do Sejmu.
Podczas porannej konferencji prasowej, przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak powiedział, że wniosek o wotum nieufności wobez Izabeli Leszczyny jest "konsekwencją zapaści w służbie zdrowia". Oceniał, że doszło do niej po 10 miesiącach rządów koalicji oraz obecnej ministry zdrowia.
Błaszczak oznajmił, że Leszczyna "jest niekompetentna i roztrwoniła dorobek z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości związany ze wzmacnianiem polskiej służby zdrowia". - Doprowadziła chociażby do tego, że zamknięta zostanie jedna trzecia wszystkich oddziałów położniczych w polskich szpitalach w województwie mazowieckim - powiedział.
"Minister Leszczyna wykańcza polskiego pacjenta"
Posłanka PiS i była ministra zdrowia Katarzyna Sójka dodała, że Leszczyna jest odpowiedzialna "za lawinowo pogarszającą się sytuację w ochronie zdrowia". Przypomniała, że w środę przed Sejmem protestowali fizjoterapeuci. Na banerach - kontynuowała - mieli napisane, że "minister Leszczyna wykańcza polskiego pacjenta". - Mówią o tym wprost, ponieważ pani minister bezkompromisowo zaproponowała odebranie pacjentom najciężej chorym, pacjentom z niepełnosprawnościami, również pacjentom leżącym fizjoterapię w warunkach domowych - powiedziała Sójka.
Pod koniec października podczas spotkania z premierem Donaldem Tuskiem i minister Leszczyną przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych przekazali, że jeszcze w tym roku w systemie ochrony zdrowia zabraknie około 15 miliardów złotych. O tym budżecie w bieżącym roku od kilku miesięcy mówią nie tylko dyrektorzy szpitali, ale również m.in. samorząd lekarski (wysłał w tej sprawie kilka tygodni temu list do premiera) oraz organizacje zajmujące się ochroną zdrowia. Zwrócili uwagę, że szpitale realizują więcej z tzw. limitowanych świadczeń dla pacjentów, niż zostało to określone w umowach z Narodowym Funduszem Zdrowia. W tym wypadku, nie otrzymują zwrotu za zrealizowane dodatkowe usługi.
CZYTAJ TEŻ: "Można przez łzy zapytać, gdzie tak płacą" >>>
Federacja Pracodawców Polskich (FPP) oceniła ostatnio, że NFZ stracił możliwość finansowania świadczeń na obecnych zasadach. - W przyszłym roku, żeby system funkcjonował tak, jak w tym - co nie jest żadną rewelacją - brakuje 27 miliardów złotych, a w 2026 roku - 41 miliardów - stwierdził ekspert FPP Wojciech Wiśniewski.
Leszczyna: nie da się tej dziury zasypać
Minister Leszczyna mówiła pod koniec września w programie "Jeden na jeden" TVN24, że trudności NFZ biorą się z działań poprzedniego rządu. Ówczesna partia rządząca, jak mówiła, przeniosła finansowanie zadań i działań wartych obecnie 13 miliardów złotych z budżetu państwa do finansowania przez Fundusz. Wskazała też, że koszty NFZ rosną dużo szybciej niż przychody ze składki. Powodem, jak tłumaczyła, jest wprowadzona przez PiS ustawa o minimalnym wynagrodzeniu dla pracowników ochrony zdrowia (zakłada coroczną waloryzację płac red.). - Nie da się tej dziury zasypać - przyznała.
Leszczyna była również dopytywana, czy nie będzie podwyżek w ochronie zdrowia w najbliższym czasie, bo inaczej ten system się nie domknie. Odpowiedziała że "ustawa, która została wprowadzona przez poprzedników, miała w ocenie skutków regulacji i w uzasadnieniu wyraźną informację o tym, że ona powinna obowiązywać trzy lata po to, żeby wyrównać deficyt zarobków w ochronie zdrowia". - Ten deficyt został zdecydowanie wyrównany, natomiast ustawa jest i ona obowiązuje i ja mam obowiązek tę ustawę wykonywać - podkreśliła.
Źródło: PAP, TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24