Włodawa. Zastępca komendanta policji demolował drzwi zamkniętej restauracji, patrolowi posłał "wiązankę"

Policja (zdjęcie ilustracyjne)
Policjanci mieli ukraść koks w Dąbrowie Górniczej
Zastępca komendanta policji z Włodawy, po pijaku, demolował drzwi do restauracji. - Został już wydalony ze służby - oficjalnie odpowiada Komenda Główna Policji.

Według naszych informacji, zastępca komendanta powiatowego policji we Włodawie (woj. lubelskie) młodszy inspektor Dariusz Godlewski w ostatni weekend wziął udział w imprezie towarzyskiej. Bawił się wraz z innymi policjantami.

Walka z drzwiami, "częstowanie wiązanką"

- Wyszedł sam. Załoga jednego z patrolujących miasto radiowozów zauważyła pijanego mężczyznę. Zatrzymali się, pytając czy nie potrzebuje pomocy. Poczęstował ich wiązanką - mówi tvn24.pl funkcjonariusz lubelskiej policji.

Kilkanaście minut później młodszy inspektor próbował się dostać do zamkniętej już włoskiej restauracji. Kamery monitoringu zarejestrowały, jak demoluje zamknięte drzwi. Gdy ostatecznie dotarł do hotelu, w którym miał wynajęty pokój, próbował jeszcze wtargnąć do pokoju jednego z gości. Na miejsce zostali wezwani policjanci.

Pan młodszy inspektor został w trybie natychmiastowym zwolniony ze służby. Prokuratura będzie oceniać, czy jego zachowanie nie nosiło znamion przestępstwa.
usłyszeliśmy oficjalnie w Komendzie Głównej Policji

Młodszy inspektor Godlewski założył policyjny mundur w 1997 roku. Od połowy ubiegłego roku pełnił funkcję zastępcy komendanta powiatowego policji we Włodawie, gdzie nadzorował pracę pionu operacyjnego.

Seria wpadek

- Zła passa polskiej policji ma swoje przyczyny, to nie wyłącznie seria przypadków. Ryba psuje się od głowy i czas już na dymisję ministra Mariusza Kamińskiego, który osobiście nadzoruje policję - uważa poseł Marek Biernacki, który pracuje w komisji spraw wewnętrznych i administracji.

Według naszego rozmówcy, ta "passa" to wypadek komendanta głównego policji generała Jarosława Szymczyka, który zdetonował granatnik obok swojego gabinetu.

Następnie dwóch policjantów z podwarszawskiego Pruszkowa wzięło do radiowozu dwie młode dziewczyny. Po chwili szaleńczej jazdy z włączonymi "kogutami" rozbili się na drzewie, a pasażerkom nie udzielili pomocy.

Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziły działania, a raczej brak działań, patrolu policji, który zajmował się trzema hiszpańskimi nurkami. Służby morskie zostały wezwane do pomocy im w niedzielę w nocy, gdy na Bałtyku panowały ciężkie warunki. Mężczyźni oświadczyli policjantom, że zajmowali się poławianiem bursztynu i zostali wypuszczeni - policjanci mieli nawet źle spisać telefon do jednego z mężczyzn.

Sprzęt znaleziony przy nurkach
Sprzęt znaleziony przy nurkach
Źródło: Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa

W zgodnej opinii ekspertów policjanci nie wzięli pod uwagę, że mężczyźni nurkowali w pobliżu strategicznie ważnej infrastruktury. Swoje działania ograniczyli do minimum, choć w kraju panuje podniesiony poziom zagrożenia w związku z wojną na Ukrainie.

ZIR

Czytaj także: