"Wiewiórki doniosły, że uważał mnie za ruskiego agenta"

 
"Wiewiórkiu doniosły"
Źródło: TVN24

- Nie zatrudniłem w ministerstwie nikogo po moskiewskich szkołach - oświadczył szef MSZ Radosław Sikorski. Dodał też, że "wiewiórki w Pałacu Prezydenckim" donosiły mu, że prezydent uważał go za "ruskiego agenta".

To odpowiedź na słowa prezydenta, który na początku października zaapelował do szefa polskiej dyplomacji, by odsunął absolwentów Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) od spraw polityki wschodniej. - Panie ministrze, Radku, zrezygnuj z ludzi z MGIMO jako tych, którzy wyznaczają politykę wschodnią, bo to droga donikąd - powiedział wówczas Lech Kaczyński.

- Mam mieszane uczucia w sprawie tej wypowiedzi. Wiewiórki w Pałacu Prezydenckim donosiły mi, że pan prezydent uważał mnie za ruskiego agenta, więc teraz jak uważa moich podwładnych za nielojalnych wobec Rzeczypospolitej, to z takiego osobistego punktu widzenia powinienem być zadowolony - powiedział Sikorski "Kropce nad i".

"Pracowali już u Fotygi"

Zaznaczył, że jest to dla niego sytuacja niekomfortowa, bo jego podwładni zostali "zaatakowani przez głowę państwa", a nie mogą się bronić. Dodał, że w odczuciu społecznym urząd prezydenta przejął "majestat królewski", a - jak mówił - "królowi nie wypada atakować ludzi, którzy nie mogą mu odpowiedzieć".

- Nikogo po moskiewskich szkołach do pracy nie przyjąłem. To są ludzie, którzy w MSZ pracowali także w czasach mojej porzedniczki, na dyrektorskich stanowiskach, zajmując się polityką wschodnią - nawiązał Sikorski do MSZ pod przewodnictwem Anny Fotygi.

Minister w "Kropce nad i" mówił też, kto powinien reprezentować Polskę na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli

Źródło: PAP

Czytaj także: