"Wielki plan pracy dla Polaków". PiS chce 3 mln nowych etatów

"Odbudować przemysł, zwalczyć bezrobocie"
"Odbudować przemysł, zwalczyć bezrobocie"
Źródło: tvn24

- Odbudowa polskiego przemysłu to jeden z warunków zwalczenia straszliwej społecznej plagi, jaką jest bezrobocie - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas zorganizowanej na warszawskim Ursusie debaty ekspertów na temat pracy dla Polaków. Uczestnicy spotkania zgodnie uznali, że państwo powinno aktywnie wspierać tworzenie nowych etatów.

To już trzecia zorganizowana przez PiS dyskusja: wcześniej odbyły się debaty o gospodarce i ochronie zdrowia.

Prezes PiS wyraził nadzieję, że debata o pracy przyczyni się do powstania "wielkiego planu pracy dla Polaków", który będzie realizowany w przyszłości. Jak mówił, potrzeba aktywności - ze strony państwa - która nie będzie zastępowała inicjatywy gospodarczej społeczeństwa i przedsiębiorców.

Zdaniem Kaczyńskiego problem bezrobocia może być rozwiązywany. - Nie jest niemożliwa sytuacja, w której w Polsce bezrobocie jest niskie, sytuacja, w której do Polski wracają ludzie pracujący za granicą - dzisiaj bardzo często poniżej swoich kwalifikacji - podkreślił.

Jak przekonywał Kaczyński, zjawiska takie jak masowa emigracja mogą być cofnięte - powołał się na przykład Hiszpanii. - Tylko, że w tym kierunku trzeba działać. Nie można przyjąć koncepcji, która sprowadza się do twierdzenia, iż państwo nie ma w tych sprawach w gruncie rzeczy nic do zaproponowania i że to jest sytuacja wynikająca z istoty systemu rynkowego - mówił prezes PiS.

PiS chce 3 milionów miejsc pracy- Gdyby sprawę postawić najskrajniej, jak można, to w Polsce dzisiaj brakuje 5 milionów miejsc pracy - 2 miliony bezrobotnych, 2 miliony zagranicą, około miliona ludzi zbędnych na wsi - wyliczał Kaczyński. Przyznał jednocześnie, że "jakiś poziom bezrobocia - choć możliwie najniższy - jest prawdopodobnie nie do uniknięcia".- Sądzę, że gdybyśmy zdołali stworzyć w Polsce 3 miliony miejsc pracy, to sytuację można by uznać za opanowaną - dodał.

"Rząd jest bezradny"

Kandydat PiS na premiera rządu technicznego prof. Piotr Gliński ocenił, że mamy kryzys i fatalną sytuację na rynku pracy, a rząd jest w zasadzie bezradny.

Jego zdaniem, w kwestii pracy powinien powstać "pakt społeczny czy pakt obywatelski, a więc obejmujący przedstawicieli państwa, pracodawców, pracobiorców, ale także szersze instytucje obywatelskie".

Dodał, że pakt ten powinien zostać zawarty "na czas kryzysu, a także (...) w dłuższej perspektywie". Gliński podkreślił też, że polskie bezrobocie to nie tylko problem ekonomiczny, ale też problem wykluczenia społecznego i kulturowego, o czym - jego zdaniem - polskie elity polityczne, a szczególnie obecny rząd zapominają.

- Głęboka zmiana społeczno-kulturowa powinna być podstawą polskiej polityki pracy. Musimy zmieniać mentalność, system wartości, poziom aspiracji Polaków i wydobyć tysiące Polaków ze strefy wykluczenia społecznego i kulturowego, aby móc rozwiązać problem wzrostu gospodarczego i bezrobocia. Bez tego nie ruszymy Polski do przodu - mówił Gliński.Jego zdaniem niedocenianym obszarem reformy polskiej pracy jest sektor organizacji pozarządowych, czyli tzw. trzeci sektor.

Jak mówił, w krajach zachodnich w sektorze tym pracuje ok. 6-10 proc. siły roboczej, w Holandii to jest 14 proc, w Polsce od lat tylko ok. 1 proc. - Jest to więc wielka niewykorzystana rezerwa miejsc pracy, którą państwo polskie wciąż zaniedbuje - powiedział Gliński.

Na bezrobocie - interwencjonizm

Z kolei posłanka PiS Józefa Hrynkiewicz przekonywała, że niewykorzystane zasoby pracy w Polsce to 5 mln obywateli zdolnych do pracy. - Możemy powiedzieć, że państwo samo z siebie nie tworzy miejsc pracy, ale niewątpliwie państwo tworzy warunki, aby te miejsca pracy powstawały - powiedziała Hrynkiewicz.

Przytoczyła też dane, z których wynika, że w przemyśle pracuje 15 proc. zatrudnionych Polaków. Strategia rozwoju gospodarczego jest według niej potrzebna także po to, by wiedzieć, jak kształcić kadry pod potrzeby rynku pracy.

Zdaniem prof. Grażyny Ancyparowicz państwo wycofuje się z gospodarki i jeśli nadal będzie to robić, to żaden pracodawca "pracownikowi nie da nic poza tym, co musi dać". - Jeśli nawet będziemy mieli legalne zatrudnienie, to ono będzie wyglądało tak, że ludzie będą zatrudnieni na najniższą krajową (...) i nie liczmy na to, że jakikolwiek pracodawca postąpi cokolwiek na rzecz pracownika, jeżeli nie wymusi na nim tego rynek - mówiła.Według profesor, konkurencję na rynku pracy może stworzyć tylko państwo. - Nie bójmy się interwencjonizmu. Państwo musi przejąć na siebie ciężar tworzenia miejsc pracy. I wokół tych dużych, państwowych przedsiębiorstw dopiero zaczną się tworzyć inne, mniejsze - tłumaczyła.W jej ocenie, nawet najlepiej zorganizowany polski kapitał nie da rady konkurować "z korporacjami, które tutaj weszły po to, żeby niszczyć nasz przemysł, po to, żeby stworzyć przestrzeń zbytu dla swoich produktów, a Polaków zmieniać w niewolników".

- Interwencjonizm jest potrzebny (...) W wielu gałęziach gospodarki mamy do czynienia z nieuzasadnioną redukcją etatów - zgodziła się prof. Ewa Leś z Instytutu Polityki Społecznej. Dodała, że często zdarza się, że ktoś odchodzi z danej firmy, ale na to miejsce nie przyjmuje się nowej osoby, tylko jej obowiązkami obarcza się pozostałych pracowników.Zdaniem profesor, w Polsce występuje także ogromna nadetatyzacja na stanowiskach dyrektorskich i menedżerskich. Dodała, że zarządzający często zmieniają branże, a ich powołania nie mają merytorycznego uzasadnienia.Podczas debaty zwracano także uwagę, że w Polsce są obszary utrwalonego bezrobocia. - Musimy się zastanowić, jak takie tereny masowego, utrwalonego bezrobocia pobudzać do rozwoju, jak je ratować przed wyludnieniem i degradacją - mówiła Hrynkiewicz.

"Walczyć o pokolenie, które nie wyjechało"

Prof. Witold Modzelewski zwracał z kolei uwagę, że młodzi ludzie nie znajdują w Polsce zatrudnienia, dlatego wyjeżdżają, co z kolei przyczynia się do wyludniania. - Wiele państw (...) przeżywa ten sam problem, przy czym my startujemy z bardzo złego punktu i nigdy chyba publicznie nie zastanawialiśmy się co z tym robić - mówił.Wyraził pogląd, że deregulacja nie jest dobrym sposobem na uwolnienie potencjału rynku pracy. - Ciągle jesteśmy takimi niepoprawnymi liberałami, a musimy przestać nimi być - powiedział Modzelewski. Jego zdaniem nie da się skonstruować jednego programu walki z bezrobociem, który odpowie na potrzeby wszystkich pozostających bez pracy.Zdaniem Modzelewskiego należy się skupić na ludziach młodych. - Musimy walczyć o pokolenie, które jeszcze nie wyjechało. Ci ludzie uciekają, wyjeżdżają i nie chcą wrócić - mówił ekspert. - Musimy adresować program do ludzi, których chcemy przekonać. W ten program ktoś musi uwierzyć. To pokolenie 25- i 28-latków - dodał.

Za propozycje PiS zapłaciliby pracodawcy?

Prezes Atlantic SA Wojciech Morawski podkreślił z kolei, że "największym skarbem w przedsiębiorstwie jest właśnie pracownik, nie pracodawca", którego rolą jest to, aby pracownik czuł się usatysfakcjonowany zarówno wynagrodzeniem, jak i warunkami, które zostaną mu stworzone.

Zaznaczył, że największym problemem na rynku pracy jest odkładanie zatrudniania ludzi młodych, tuż po szkole. W jego ocenie, dzieje się tak głównie dlatego, że polskie szkoły przygotowują dobrze jedynie teoretycznie. Jak dodał, dobrym pomysłem byłoby powstanie programu wsparcia przedsiębiorców zatrudniających pracowników bez doświadczenia zawodowego.Zbigniew Żurek z Business Centre Club przekonywał natomiast, że należy zwiększać konkurencyjność firm. Sama wola stworzenia nowego miejsca pracy nie wystarczy - podkreślał. Jego zdaniem propozycje PiS zawarte w Narodowym Programie Zatrudnienia zapłacić mieliby pracodawcy i "to wcale nie mało". Koszty pracy - w jego ocenie - mogłyby zwiększyć się o kolejne 2,5 proc. i "o tyle firmy tracą na konkurencyjności". - Państwo proponują podrożenie kosztów pracy w zamian za szlachetne wyrównanie szansy - mówił.

Narodowy plan

Narodowy Program Zatrudnienia to jeden z punktów programu ekonomicznego PiS pt. "Alternatywa", który przewiduje m.in. połączenie PIT i CIT w jednej ustawie oraz nową ustawę o VAT.Program zakłada również m.in. stworzenie katalogu "gmin zdegradowanych ekonomicznie", który byłby przygotowywany przez Radę Ministrów. Przedsiębiorcy, którzy prowadziliby działalność w tych gminach na podstawie programu, mogliby liczyć na znaczące wsparcie finansowe ze strony budżetu państwa.Z kolei przedsiębiorcy, którzy tworzyliby nowe miejsca pracy, mogliby liczyć na to, że za takie miejsca pracy płaciliby tylko 50 proc. składki zdrowotnej i emerytalnej, a także mogliby liczyć na zwroty podatkowe.

Autor: jk/mon//tr/bgr / Źródło: PAP, TVN24

Czytaj także: