Jerzy Wenderlich powiedział, że odda część swojej premii wtedy, gdy część swojej pensji odda też dziennikarz Radia Zet, z którym rozmawiał nt. nagród. - Nie wiem dlaczego pan rozporządza moimi zarobkami, które z pana pieniędzy wcale nie idą - powiedział dziennikarz. Na co wicemarszałek SLD odparł: - Pan, jak był skąpy, tak pozostaje skąpy i nie chce pan otworzyć swojej kieszeni.
Prezydium Sejmu przyznało sobie premie roczne na łączną kwotę 245 tys. zł. Największą nagrodę otrzymała marszałek Ewa Kopacz (45 tys. zł).
Pozostali wicemarszałkowie - Cezary Grabarczyk z PO, Markek Kuchciński z PiS, Eugeniusz Grzeszczak z PSL, Jerzy Wenderlich z SLD oraz Wanda Nowicka z RP - dostali po 40 tys. zł.
"To z moich podatków idzie na pensję pana marszałka"
W czwartek Wenderlich przez dziennikarzy pytany był o swoją premię i czy uważa ją za słusznie przyznaną. Jacek Czarnecki z Radia Zet wicemarszałka z SLD dopytywał, czy polityk odda swoją premię na jakiś szczytny cel, jak to postanowiła zrobić np. Wanda Nowicka z Ruchu Palikota.
Wenderlich takim pytaniem nie był zachwycony. - Pan część swojego wynagrodzenie, ja część swojego wynagrodzenia i premii i fundujemy jakiś komputer dla domu dziecka - zaproponował.
Dziennikarz na takie warunki przystać nie chciał. - Ponieważ to z moich podatków idzie na pensję pana marszałka, nie wiem dlaczego pan wmarszałek rozporządza moimi zarobkami, które z pana marszałka pieniędzy wcale nie idą - odpowiedział mu.
- Ma pan wolną wolę, ja nie mówię panu "ma pan oddać te pieniądze", nie mówię panu "ma pan się wykazać szlachetnością". Może się pan nie wykazywać szlachetnością. To my, obywatele, rozmawiamy o pieniądzach parlamentarzystów - kontynuował dziennikarz.
Wenderlich z reakcji dziennikarza nie był zadowolony. - Pan, jak był skąpy, tak pozostaje skąpy i nie chce pan otworzyć swojej kieszeni - odparł mu.
Dziennikarz: nie dostaje zarobków z budżetu państwa
Zaskoczenia z wymiany zdań z wicemarszałkiem Wenderlichem Czarnecki nie ukrywa. Zdaniem dziennikarza, polityk SLD pogubił sie w swojej roli.
- Z jednej strony wie, że jest osobą publiczną, nie powinien się dziwić, że dziennikarze podnoszą larum, gdy słyszą jak wysokie premie przyznano wicemarszałkom. Z drugiej strony wywraca trochę kota ogonem, bo proponuje dziennikarzom, którzy go indagują na ten temat, żeby się swoimi pensjami podzielili i wspólnie z marszałkiem kupili komputer dla jakiegoś domu dziecka - wyjaśnił w rozmowie z TVN24. Jak relacjonuje Czarnecki, gdy odmówił Wenderlichowi ten zagroził mu, że jeśli nie ustali z nim zasad podziału, jak sfinasują komputer, to on napisze do szefostwa jego stacji "jak go obrażałem i lżył". - Wydaje mi się to kuriozalne - ocenił dziennikarz.
Autor: nsz/ ola / Źródło: tvn24, radio zet