Leszek Pękalski, "wampir z Bytowa", jest jedną z największych zagadek polskiej kryminalistyki. Nikt nie wie, ile osób w rzeczywistości zabił. Uchodzi za najbardziej niebezpiecznego, seryjnego mordercę w kraju. Niebawem kończy odsiadywanie kary 25 lat więzienia. Reportaż "Superwizjera".
Kilka miesięcy temu Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł, że kończący karę więzienia mężczyzna wciąż stanowi zagrożenie. To oznacza, że 51-letni dziś Leszek Pękalski nadal będzie izolowany. Z więzienia trafi do placówki pod specjalnym nadzorem, czyli Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Decyzja gdańskiego sądu jest tymczasowa. Pękalski co pół roku będzie badany przez biegłych psychiatrów. Od wyników obserwacji będzie zależało, kiedy wyjedzie na wolność.
"Już skonała. W tej pozycji macałem po nogach"
26 lat temu zamordował 17-letnią Sylwię Rudnik. - Była trawa ugnieciona, a w lesie, zauważyłam, Sylwii but leżał, to wiedziałam, że już coś niedobrego jest, że coś się musiało stać - wspomina Stefania Rudnik, matka dziewczyny. Pękalski podczas wizji lokalnej ze szczegółami opowiadał, jak zabił i gdzie ukrył zwłoki. - Tu uderzyłem. Z kilka uderzeń, cztery, pięć uderzeń mocnych. Już skonała, W tej pozycji macałem po nogach - relacjonował. Dziewczyna zginęła zaledwie kilka kilometrów od domu. Wracała z sąsiedniej wsi, gdzie miała praktyki w miejscowym sklepie. Tam, dzień wcześniej, poznała Pękalskiego. Narzekał, że nie ma pieniędzy. Dziewczyna, przejęta jego losem, przyniosła mu do lasu jedzenie. - Mąż wołał: "chodź, znalazłem Sylwię". Pomyślałam może, że żyje, ale jak podeszłam, to zobaczyłam, że ona pod takim drzewem... Przykryta była gałęzią, miała spódniczkę letnią, naciągniętą na głowę. Ja jej odsłoniłam tę głowę i wołam "Sylwia, Sylwia". Ale za buzię łapię, ona cała zimna była - mówi matka dziewczyny.
"Mówił 'zamorduje cię' takim przytłumionym głosem"
Śmierć 17-latki była zapoczątkowała długie i szokujące śledztwo, podczas którego "wampir z Bytowa" przyznał się do kilkudziesięciu morderstw. Dlaczego więc został skazany tylko za jedno? Prokurator Przemysław Buksa gromadził dowody przeciwko Pękalskiemu. Doskonale pamięta pierwsze przesłuchania, podczas których "wampir" spontanicznie zaczął się chwalić innymi, makabrycznymi zbrodniami, które miał rzekomo na sumieniu. 27-letni wówczas mężczyzna miał już wyrok za gwałt na kobiecie z tej samej wsi. - Jak wariat się zachowywał, cały się trząsł. Mówił "zamorduje cię" takim przytłumionym głosem, mówił, że mnie zabije, ale odszedł - mówi dziennikarzom "Superwizjera" ta kobieta, jego jedyna żyjąca ofiara. To właśnie napaści na tle seksualnym stały się kluczem do poszukiwania innych potencjalnych ofiar. Śledczy nie tylko sprawdzali, czy zbrodnie, o których spontanicznie mówił Pękalski rzeczywiście miały miejsce, ale brali pod lupę także wszystkie niewyjaśnione gwałty i zabójstwa popełnione w Polsce przez 10 lat. - Ja tylko dałem mu mapę do aresztu i powiedziałem: "Leszek, na spokojnie przejrzyj sobie mapę, bo ty jesteś takim podróżnikiem, lubisz geografię, podróżowałeś po Polsce". Później dowiadywałem się w tych miejscowościach, czy były takie zdarzenia, jakie okoliczności były ewentualnie - przypomina sobie prokurator.
Pamiętnik z więzienia
Prokurator i policjanci wytypowali około trzydziestu niewyjaśnionych spraw, które pasowały do relacji Pękalskiego. Rozpoczęła się żmudna weryfikacja dowodów, przesłuchiwanie świadków i trwające prawie dwa lata wizje lokalne w całym kraju. Z przerażających opisów mężczyzny wynika, że mordować i gwałcić miał przypadkowo napotkane osoby. Jego ofiarami miały być dzieci i kobiety, a nawet mężczyźni. Jak tłumaczył, zabijał, bo nie radził sobie z dużym popędem seksualnym. Na mapie jego domniemanych zbrodni znalazły się wsie, miasta i miasteczka. Od morza po góry.
Pękalski o zabójstwach pisał w więzieniu, w pamiętniku. Kiedy na liście morderstw, do których się przyznawał, pojawiło się ponad 60 zbrodni, śledczy zaczęli się zastanawiać, czy jest to świadectwo chorej wyobraźni. Prokurator szukał pomocy u biegłych psychiatrów z Krakowa. Jednym z nich był Stanisław Teleśnicki, który przez trzy miesiące przyglądał się Leszkowi Pękalskiemu.
- Miał wyraźną preferencję do kontaktów z osobami zmarłymi, czyli nekrosadyzmu - mówi Teleśnicki. Biegli stwierdzili, że "wampir" jest lekko upośledzony. Ma nieprawidłową socjopatyczną osobowość, przejawia dewiację seksualną o typie sadyzmu, wampiryzm, nekrosadyzm i nekrofilię. - W sposób szczególny demonstrował swoją aktywność seksualną. Wielokrotnie, kilkanaście czy kilkadziesiąt razy w ciągu dnia się masturbował - dodaje Teleśnicki. Jednak kiedy sprawa Pękalskiego stała się głośna, pojawiły się wątpliwości. Okazało się, że część morderstw o których opowiadał, w ogóle się nie wydarzyła. W przypadku innych nie mógł być sprawcą. Ostatecznie został oskarżony o 17, co do których prokuratura uważała, że są niezbite dowody. Sąd jednak nie dał wiary i skazał go tylko za jedno morderstwo, 17-latki.
"To był dom, który był bardzo brudny, zaniedbany"
Rodzinna miejscowość Pękalskiego, Osiek, to mała wieś koło Bytowa. Jako chłopiec mieszkał tam z trojgiem rodzeństwa, matką, jej bratem i babką. Był nieślubnym dzieckiem. I niechcianym. Powodem odrzucenia przez rodzinę miało być jego upośledzenie. - Wiem, że były to kobiety, które zgotowały mu piekło na ziemi w dzieciństwie. To był dom, który był bardzo brudny, zaniedbany. Ojciec był takim ojcem z przypadku, ponieważ miał już własną rodzinę. Leszek zdarzył się przypadkowo. Nigdy nie obdarzył go troską, opieką - mówi Magda Omilianowicz, dziennikarka i autorka książki "Bestia. Studium zła". Z domu pełnego przemocy fizycznej, szykan i obelg, chłopiec trafił do domu dziecka, potem do ośrodka opieki społecznej. Odepchnięty przez najbliższą rodzinę, swoją życiową niezaradnością, biedą i osamotnieniem wywoływał litość. Szybko zaczął to wykorzystywać.
"Dobre relacje z policjantami"
Jedną z ofiar przypisywaną Pękalskiemu była Wacława Gąsior. Dziennikarze "Superwizjera" spotkali się z jej mężem, który po raz pierwszy od 25 lat poszedł na miejsce zbrodni. Ostatnio był tam podczas wizji lokalnej i z bliska przyglądał się "wampirowi". Opowiedział, jak oskarżony był traktowany przez śledczych. Pamięta też, że mylił się wskazując miejsce zbrodni. To właściwe, po długim czasie błądzenia, pokazała mu policja. Sam Pękalski miał mieć dobre relacje z policjantami. - A policjanci mieli dobre relacje z nim, bo wiadomo, w ich interesie było to, żeby mówił, żeby mówił jak najwięcej - zauważa prokurator. Pod koniec śledztwa na postawie policjantów pojawiła się rysa. Pękalski napisał do sądu list. Skarżył się w nim, że śledczy nakłaniali go, aby przyznał się do stu zbrodniu. W zamian, zamiast do wiezienia, miał trafić do zakładu psychiatrycznego. To samo powiedział przed sądem, i powoli zaczął odwoływać każdą ze zbrodni, do których sam się przyznawał. - Może rzeczywiście policjanci kazali mu się przyznać do jakiegoś morderstwa, którego nie popełnił - przyznaje prokurator. Na pytanie reporterki, czy policjanci mogli podawać mu detale takich zbrodni odpowiada: wszystko jest możliwe.
Wątpliwości sądu
Psychiatra, doktor Telesiński potwierdza, że mężczyzna był podatny na wpływy. - Jak większość osób o niskim poziomie intelektualnym w sposób szczególny, bo w tym zakresie działają podobnie jak dzieci - mówi. Gdy przyjrzeć się zeznaniom łatwo odkryć, że mylił fakty, ofiary, nie potrafił odnaleźć miejsca zbrodni, wskazać narzędzia. I choć Pękalski podczas pierwszych przesłuchań nie potrafił podać wielu podstawowych informacji dotyczących zabójstw, potem je nagle sobie przypominał i prostował poprzednie zeznania. To wzbudziło wątpliwości sądu, bo mogło świadczyć, że ograny ścigania, na siłę i za wszelką cenę, usiłowały przypisać Pękalskiemu wiele niewyjaśnionych morderstw i gwałtów. Według sądu, mężczyzna mógł być przygotowywany do niektórych wizji lokalnych, a policjanci mieli mu ujawniać szczegóły zbrodni i sugerować odpowiedzi podczas zeznań.
Autorka książki o Pękalskim jest zdania, że policjanci nie przestrzegali wszystkich obowiązujących procedur związanych z wizją lokalną. - Kiedy wyprowadzano go z radiowozu, jeden z policjantów otworzył bagażnik samochodu, w którym leżał młotek. Pękalski ten młotek zobaczył. Wtedy już nie miało znaczenia, czy zabił ją nożem czy młotkiem. Było wiadomo, że zobaczył to, do czego miał się przyznać - opowiedziała Omilianowicz. Czy mężczyzna rzeczywiście był kozłem ofiarnym, a śledczy wykorzystali jego naiwność i upośledzenie? Wielu jest przekonanych, że to Pękalski prowadził cyniczną grę. Chciał zostać uznany za niepoczytalnego i uzyskać łagodniejszy wyrok. Faktem jest, że do dziś nie wyjaśniono żadnej ze zbrodni, który zostały przypisane "wampirowi".
"Może się na kimś zemścić, i porządnie się zemścić"
W grudniu Pękalski zamieszka w ośrodku w Gostyninie, który powstał dla takich jak on: przestępców, którzy zakończyli wyrok, ale muszą być izolowani. Był już tam na miesięcznej obserwacji. - Najczęściej ma kłopoty z kontrolowaniem swojego zachowania, generalnie rzecz biorąc taka osoba impulsywna może przejawiać agresję - mówi Ryszard Wardeński, biegły psychiatra. Co pół roku mężczyzna będzie badany przez psychiatrów, od ich opinii będą zależały dalsze decyzje sądu, który może go zatrzymać w Gostyninie na dłużej lub wypuścić na wolność. - Pacjent przyznaje się, że dokonuje samogwałtów, zaspokaja się. Twierdzi, że dwa razy w ciągu dnia - opowiada doktor Wardeński. Jeśli kiedyś stąd wyjdzie, najprawdopodobniej wróci do rodzinnych Osiek. Wciąż żyje tu brat jego matki, u którego mieszkał dwa lata przed aresztowaniem. - Niech nie wraca. On jak wróci, to (...) się może później odgryźć, jak to się mówi. Może się na kimś zemścić, i porządnie się zemścić - komentuje brat Pękalskiego. Prokurator na pytanie czy "wampir" znów może zabić, odpowiada: na pewno to zrobi. Leszek Pękalski nie pogodził się z decyzją sądu. Wierzy, że kiedyś przed nikogo nierozpoznany zniknie w tłumie.
Autor: kz//rzw / Źródło: Superwizjer, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer