W Specjalistycznym Szpitalu im. dr Alfreda Sokołowskiego chirurg - jak twierdzi część medyków i lokalne media - miał zostawić pacjenta na stole operacyjnym, a jeden z zabiegów zmuszona była dokończyć instrumentariuszka. Sytuacja na bloku operacyjnym jest - jak informują pracownicy w liście - pokłosiem trudnej sytuacji kadrowej w całej placówce. List adresowany jest między innymi do wojewody, ministra zdrowia oraz Narodowego Funduszu Zdrowia. Tymczasem, szpital "stanowczo dementuje nieprawdziwe informacje dotyczące rzekomego incydentu na sali operacyjnej". Sprawie przyjrzy się prokuratura.
Autorami pisma są byli pracownicy oddziału chirurgii ogólnej w wałbrzyskim szpitalu - ośmioro lekarzy, którzy w ostatnim czasie złożyli wypowiedzenia z pracy. Teraz proszą o "niezwłoczną interwencję w sprawie katastrofalnej sytuacji w oddziale".
Nie dokończył operacji
"Na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy, z uwagi na postępowanie dyrekcji, wypowiedzenia złożyło trzech lekarzy chirurgów prowadzących Zakład Endoskopii Zabiegowej. Następnie zwolniony bez logicznego uzasadnienia został zastępca ordynatora oddziału, a obecny ordynator przesunięty na stanowisko zastępcy. Od 1 października oddział funkcjonuje bez kierownika" - informują lekarze.
Dodają co prawda, że w ich miejsce szpital zatrudnił dwóch lekarzy, specjalistów chirurgii ogólnej, którzy zdążyli już przepracować na oddziale ponad miesiąc, lecz pod koniec października - jak informują lekarze - zdarzyła się sytuacja, która podaje w wątpliwość kompetencje przynajmniej jednego z nowych pracowników.
"Niestety, jasnym okazał się fakt, że nie są zdolni do samodzielnego wykonywania podstawowych operacji ostrodyżurowych. W konsekwencji doprowadziło to do sytuacji, w której jeden z zabiegów zmuszona została dokończyć instrumentariuszka" - czytamy w liście.
Pacjent przeżył, ale lekarze zaznaczają, że na oddziale w pracy pozostanie tylko dwóch chirurgów, którzy zdaniem autorów listu "nie są w stanie prowadzić oddziału, a tym bardziej wykonywać podstawowych zabiegów ostrodyżurowych", co stanowi zagrożenie dla pacjentów.
Brak rąk do pracy
Autorzy listu tłumaczą, że lekarz dyżurny z 42-łóżkowego oddziału chirurgii ogólnej musi opiekować się również pacjentami z innych oddziałów: chirurgii onkologicznej, urologii, chirurgii szczękowo-twarzowej oraz być lekarzem konsultującym SOR.
"Do tej pory dyżury były jednoosobowe z drugim chirurgiem 'pod telefonem'. Jako że, tak jak we wszystkich oddziałach chirurgicznych w Polsce, kryzys kadrowy dotarł do nas wiele miesięcy wcześniej, w dyżurowaniu od pewnego czasu pomagali chirurdzy onkolodzy. Pomimo tego wielokrotnie w pracy pozostawał jeden chirurg, obarczony ogromną ilością obowiązków, przekraczając jakiekolwiek normy czasu pracy" - piszą medycy.
Alarmują również, że od kilku miesięcy nie są wykonywane żadne zabiegi planowe, a pacjenci zaczęli zgłaszać się z prośbą o pomoc do innych szpitali w regionie. Według lekarzy zdarzały się również sytuacje, kiedy chorzy nie wyrażali zgody na transport do wałbrzyskiej placówki, chcąc leczyć się na własną rękę gdzieś indziej.
Lekarze: dotarliśmy do kresu naszych możliwości
Pod listem podpisali się: Dariusz Lorenc, Olaf Mędraś, Artur Raiter, Marcin Kontek, Joanna Szełemej, Kamil Gajecki, Patryk Milczarek i Maciej Ostrowski. Chirurdzy podkreślają, że wielokrotnie prosili dyrekcję o interwencję.
"W naszej opinii należało zmniejszyć ilość łóżek ostrodyżurowych, a nawet tymczasowo wystąpić do zarządu szpitala, tj. urzędu marszałkowskiego o zamknięcie oddziału z uwagi na brak pracowników. Nie uzyskując żadnej pomocy ze strony dyrekcji staraliśmy się utrzymać ciągłość opieki nad pacjentem mimo wszystko. Obecnie dotarliśmy do kresu naszych możliwości(...) Jest nam bardzo ciężko zaakceptować to, co się dzieje. Bez względu na wszystko powinien przede wszystkim liczyć się pacjent, a niestety obecna dyrekcja zdaje się o tym zapominać" - konkludują autorzy listu.
Oświadczenie szpitala i postępowanie NFZ
W sprawie oświadczenie wydała dyrekcja wałbrzyskiego szpitala. "Stanowczo dementujemy nieprawdziwe informacje dotyczące rzekomego incydentu na sali operacyjnej Szpitala Specjalistycznego im. dra A. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Kłamstwem jest, jakoby lekarz odszedł od operowanej pacjentki, a zabieg dokończyła pielęgniarka-instrumentariuszka" - czytamy w stanowisku placówki. I dalej: "Informacje podane w piśmie skierowanym przez grupę osób do różnych podmiotów administracji publicznej oraz mediów są nieprawdziwe, oszczercze i godzące w Szpital Wojewódzki w Wałbrzychu oraz pracujący w nim personel medyczny".
Jak twierdzi dyrekcja szpitala, zabieg pacjentki został przeprowadzony zgodnie z obowiązującymi procedurami. A lekarz - jak napisano w oświadczeniu - był przy chorej od początku do zakończenia zabiegu. "Dodać należy, że lekarz chirurg po zakończeniu operacji uczestniczył w przeniesieniu pacjentki ze stołu operacyjnego na wózek pooperacyjny. Fakt ten potwierdza również pielęgniarka-instrumentariuszka asystująca podczas całego zabiegu" - czytamy w stanowisku szpitala. W piśmie podkreślono też, że placówka działa stabilnie. Co więcej, o sprawie "wymierzonego w szpital oszczerczego pisma" do Dolnośląskiej Izby Lekarskiej skierowano wniosek o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego.
Sprawą zajmuje się już konsultant chirurgii ogólnej dr Paweł Domosławski oraz Narodowy Fundusz Zdrowia. - Otrzymaliśmy sygnał dotyczący niewłaściwego zabezpieczenia oddziału chirurgii ogólnej w szpitalu w Wałbrzychu. Dyrektor dolnośląskiego oddziału wszczął postępowanie wyjaśniające w tej sprawie - mówi Anna Szewczuk-Łebska, rzeczniczka dolnośląskiego oddziału NFZ.
Prokuratura sprawdza i pyta
15 listopada Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu - po informacjach medialnych - podjęła decyzję o wszczęciu postępowania sprawdzającego w sprawie wydarzeń w lecznicy.
- Prokuratura sprawdzi, czy do takiego zdarzenia doszło i - jeśli sytuacja się potwierdzi - dlaczego nikt tego nie zgłosił. Prokuratura zwróciła się do szpitala o przekazanie dokumentacji - poinformował Marcin Witkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu.
Prokuratura ma 30 dni na decyzję o ewentualnym wszczęciu właściwego postępowania.
Problemy wałbrzyskiego szpitala
Problemy kardowe wałbrzyskiej placówki zbiegły się w czasie z wymianą na stanowisku dyrektora. W sierpniu, po 16 latach pracy, zwolniona został Mariola Dudziak. Zarządzający szpitalem urząd marszałkowski decyzję uzasadniał zarzutami dotyczącymi działania na szkodę szpitala i niewywiązywania się przez nią z obowiązków. Dudziak w swoim oświadczeniu zarzucała zarządowi podawanie nieprawdy. W jej obronie stanął personel szpitala i niektórzy z dolnośląskich samorządowców. Na jej miejsce zatrudniono Adrianę Tomusiak.
Szerokim echem odbiło się również zwolnienie prezydenta Wałbrzycha Romana Szełemeja. Specjalistyczny Szpital im. A. Sokołowskiego w Wałbrzychu poinformował w oświadczeniu o rozwiązaniu umowy o pracę z samorządowcem, który pracował w szpitalu jako kardiolog. Szpital tłumaczył decyzję "rażącym naruszeniem podstawowych obowiązków pracowniczych". Sam Szełemej uznał zwolnienie za motywowane politycznie.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View